W czym tkwi tajemnica szczęścia?

- Nie myśl o tym, co możesz od życia wziąć, ale co możesz dać. W tym tkwi tajemnica szczęścia – mówi Agnieszka Krawczyk, autorka „Szczęście na wyciągnięcie ręki”, która od 10 lat zachwyca czytelników swoimi powieściami.

Agnieszka Krawczyk
Agnieszka Krawczykmateriały prasowe

Justyna Chaber, Ona Czyta: Doszłaś do etapu, w którym każda twoja książka już w przedsprzedaży zyskuje status bestsellera. Jak reagujesz na takie zaufanie czytelników? To stresujące?

Agnieszka Krawczyk: - To przede wszystkim niesamowicie miłe. Takie zaufanie naprawdę cieszy, ale sprawia, że staram się, aby każda kolejna książka była jak najlepsza. Dużo pracy wkładam w budowanie historii, którą chcę opowiedzieć. Dokładam starań, żeby moje cykle miały pewien temat przewodni, główny problem, który połączy wszystkie wątki. Szczegółowo opracowuję fabułę, aby spiąć taką wielotomową opowieść w całość. Złapałam się zresztą na tym, że łatwiej mi się pisze takie właśnie sagi jak "Uśmiech losu", gdzie spotkamy wielu bohaterów i rozmaite historie i wątki. Kiedy tworzyłam jednotomową powieść, czyli "Tylko dobre wiadomości", wciąż się pilnowałam, żeby nie wprowadzać pobocznych opowieści i miałam wrażenie, że piszę... dłuższe opowiadanie. Jestem przyzwyczajona do większego rozmachu i dłuższych historii. To pozwala mi przedstawić całą opowieść bardzo szeroko i dokładnie, a przy wielu bohaterach - również z rozmaitych punktów widzenia.

III tom sagi Uśmiech losu właśnie trafił do księgarń. Czy czytelnicy znajdą w nim wszystkie odpowiedzi, a bohaterowie szczęście?

- Czy znajdą wszystkie odpowiedzi - tego nie mogę zagwarantować. Ja zawsze staram pozostawić pewien margines na domysły, na wyobraźnię czytelnika. Powieść się kończy, ale każdy może sobie sam dopowiedzieć, jak dalej potoczyły się losy bohaterów, wymyślić własną historię. Ja w tym momencie ją zamykam i zostawiam pole do popisu dla moich odbiorców. Oczywiście, wszystkie najważniejsze zagadki zostaną wyjaśnione, a bohaterowie znajda szczęście. Tylko że tak już w życiu jest, może trochę przewrotnie, że szczęście, które do nas przychodzi, często nie jest tym, o czym najbardziej marzyliśmy i czego sobie życzyliśmy. Czasem jest to takie trochę niespodziewane szczęście lub szczęście nieco na opak. Co nie oznacza, że nie może nas zachwycić. Tak właśnie jest w przypadku moich bohaterów. Na pewno pogodzą się ze sobą i życiem, a to zawsze daje wielką siłę, żeby przezwyciężać przeciwności.

"Ja zawsze jedno powtarzam: nie myśl o tym, co możesz od życia wziąć, ale co możesz dać. W tym tkwi tajemnica szczęścia". To cytat z twojej powieści "Szczęście na wyciągnięcie ręki", czyżby także dewiza Agnieszki Krawczyk?

- Owszem, można to nazwać moim życiowym credo. Jestem pogodnym człowiekiem, optymistką. Choć codzienność nas nie rozpieszcza i los chętnie rozdaje kopniaki, ja wierzę w siłę dobrych myśli. Staram się nie zwracać uwagi na przykrości, ale dostrzegać w świecie przede wszystkim dobro i piękno. Wydaje mi się, że możemy wiele zdziałać zachwycając się codziennością, zauważając pozytywne strony życia. Uśmiech to dobre lekarstwo i nie należy się zniechęcać, kiedy nie wszyscy go odwzajemniają. Jednocześnie nie można tylko brać, trzeba dawać coś od siebie. Myślę, że od naszego nastawienia do świata zależy jak zostaniemy zapamiętani. Ja wierzę w to, że dobro powraca i staram się wcielać tę maksymę w życie.

Agnieszka Krawczyk
Agnieszka Krawczykmateriały prasowe

Udało ci się rozkochać czytelników w krakowskich Dębnikach. Sama jesteś zauroczoną tą okolicą?

- Dębniki to miejsce mego dzieciństwa i młodości. Chodziłam tu do szkoły, wciąż mam wielki sentyment do tej dzielnicy, choć wyprowadziłam się już wiele lat temu. Dębniki mają dla mnie niezwykły czar i nastrój enklawy spokoju w wielkim mieście. Choć znajdują się stosunkowo blisko centrum - gdy stanie się na Wawelu przy murach i spojrzy przed siebie na Wisłę, to od razu rzuca się w oczy wieża kościoła na Dębnikach - nie ma tu zgiełku i pośpiechu. Wciąż jest dużo zieleni, zabytkowych kamienic, urokliwych domków i bajkowych ogródków. Dębniki mają po prostu swoją magię i niesamowitą atmosferę, którą chciałam oddać w tym cyklu. Mam nadzieję, że się udało.

Twoje książki są pełne ciepła, pięknych inicjatyw, urokliwych miejsc, ale chociażby w tej serii pojawiają się także trudne tematy. Czujesz odpowiedzialność społeczną jako tak popularna pisarka?

- W moich powieściach bardzo ważne są relacje międzyludzkie, bo od tego się wszystko zaczyna i na tym kończy. Miłość, przyjaźń, rodzina i stosunki sąsiedzkie, to istotne tematy, którymi się zajmuję. Nie stronię też od pokazywania różnych problemów - traum rodzinnych i tajemnic, konfliktów oraz zmagania z chorobą. Pragnę przy tym, by moi bohaterowie wychodzili z nich obronną ręką, a w każdym razie - zdobywali nowe doświadczenia, zmieniali się pod wpływem tych przeżyć. Każdemu warto przyznać prawo do błędu i liczyć na pozytywną zmianę. Ludzie potrafią nas bardzo w tej materii zaskoczyć i gdy się da im szansę, mogą zmienić wokół siebie (i w sobie) bardzo wiele. Na pewno ogromnie bym chciała, aby otaczający nas świat był lepszy. Choć wiem, że to niełatwe, warto do tego dążyć.

Pamiętam, że rozmawiałam kiedyś z tobą o researchu do powieści. Wydawałoby się, że powieść obyczajową pisze się "od ręki". Ty tymczasem bierzesz udział w warsztatach, by poznać bliżej profesję, którą opisujesz. Opowiesz nam w co się ostatnio zaangażowałaś? Domyślam się, że pracujesz już nad kolejną powieścią. Mogę ciągnąć za język, czy jeszcze za wcześnie?

- Tak, zawsze powtarzam, że tzw. research, czyli zbieranie materiałów jest bardzo ważne. Nie chce pisać o rzeczach, na których kompletnie się nie znam. Zawsze staram się skonsultować ze specjalistami (np. kwestie medyczne w serii "Uśmiech losu" konsultowałam z lekarzami), czy sama nauczyć się pewnych umiejętności. I tak przykładowo umiem robić mydła jak moja bohaterka Helena (tylko nie tak ładne!), jestem słuchaczką Szkoły Miejskich Ogrodników, bo zafascynowała mnie idea ogrodów społecznych. Wątki wojenne w powieści to efekt moich dawniejszych zainteresowań Krakowem w okresie okupacji, ale tym razem koncentrowałam się na trochę innych zagadnieniach niż w moim wojennym kryminale "Noc zimowego przesilenia". A co robię teraz? Nauczyłam się farbować w sposób naturalny włókna i tkaniny, interesuje się botaniką, wróciłam do moich dawnych pasji - z dwóch krańcowo różnych dziedzin - czyli archeologii morskiej i ludowej magii, robię jeszcze inne rzeczy. Coś z tego na pewno będzie w kolejnych projektach, bo lubię wykorzystywać moje zainteresowania w pisanych książkach. Wkrótce czytelnicy otrzymają też całkiem nową opowieść, taką idealną na wakacje, pełną słońca, dobrych uczuć i pogody. Mam nadzieję, że również ta książka się Państwu spodoba.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjnemateriały prasowe
INTERIA.PL/materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas