„Żyrardowski lagun”. Strażnicy miejscy pojechali do „węża”. Oto co znaleźli

Interwencje w sprawie zagubionych, zakleszczonych czy znajdujących się w nietypowych miejscach zwierząt, to codzienność straży miejskiej. W pracy strażników bywają jednak akcje, które na długo zapadają w pamięć. Taką właśnie był wyjazd do rzekomego węża, wylegującego się na balkonie jednego z bloków w Żyrardowie.

Strażników zaalarmowała mieszkanka jednego z lokali na parterze
Strażników zaalarmowała mieszkanka jednego z lokali na parterzePawel Wodzynski/East NewsEast News

Dziki na podwórku? Lisy przy altanie śmietnikowej? Kuny w garażu? W przypadku tego rodzaju bliskich spotkań z dziką fauną większość mieszkańców dużych ośrodków wykonuje telefon do straży miejskiej.

Dziki, lisy, kuny to interwencje codzienne. Bywa jednak, że strażnik miejski ma w swojej pracy do czynienia z nie lada egzotyką. Nawet jeśli jest to egzotyka, będąca wynikiem iluzji.

"Wydarzenia": Krakowski "lagun" przyniósł Polsce międzynarodową sławęPolsat News

"Spory wąż, który się nie rusza"

Z takim właśnie nietypowym okazem spotkali się niedawno strażnicy miejscy z Żyrardowa. Jak relacjonują na Facebooku, pod koniec września do dyżurnego zadzwoniła przestraszona kobieta, mieszkanka lokalu na parterze jednego z bloków. Kobieta zgłosiła, iż "na parterze lokalu mieszkalnego, wokół barierki balkonu jest opleciony spory wąż, który się nie rusza."

Na miejsce zgłoszenia zostali wysłani funkcjonariusze. Wywołujący grozę obiekt okazał się jednak nie być, tym czym się wydawał.

"Z daleka rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że w rogu balkonu leży zwinięty wąż. Po podejściu okazało się, że wokół barierki był owinięty materiałem wałek, który imitował skórę gada. Tak więc zapowiadająca się na niebezpieczną interwencja, miała szybko szczęśliwy finał" - czytamy na Facebooku.

Raz wąż, raz lagun

Warto przypomnieć, że żyrardowska interwencja z wężem - wałkiem, nie jest jedyną zabawną historią z udziałem zwierząt i służb. Jakiś czas temu krakowscy strażnicy interweniowali w sprawie kobiety, która na Plantach (pasie zieleni wokół krakowskiego Rynku), siedziała na ławce, otoczona reklamówkami, w których trzymała... gołębie. Poproszona przez strażników o wyjaśnienia odpowiedziała, że po prosty wyprowadza ptaki na spacer.

Najsłynniejszą jednak przygodą z fauną w roli głównej był chyba - również krakowski - lagun (choć w tym przypadku na pomoc wezwani zostali nie strażnicy miejscy, ale pracownicy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami).

Przypomnijmy: mieszkanka jednego z osiedli zadzwoniła do KTOZ z informacją, że na drzewie obok bloku od dwóch dni znajduje się tajemnicze, brązowe stworzenie. "Od dwóch dni siedzi na drzewie naprzeciwko bloku! Ludzie okien nie otwierają, bo się boją, że im to do domu wejdzie!" - relacjonowała pracownikom KTOZ, w dalszej części rozmowy nazywając ów obiekt "lagunem" (zapewne chodziło jej o legwana).

Gdy pracownicy KTOZ przybyli na miejsce okazało się, że to nie lagun, nie legwan... a croissant, który wyrzucony przez okno, zawisł na gałęzi drzewa.

Cóż, nie od dziś wiadomo, że tak przyroda jak i ludzka fantazja potrafią zaskakiwać.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas