Reklama

Anna z Bydgoszczy:

Jestem mamą piętnastomiesięcznego aniołka. To naprawdę możliwe, mimo że nie do uwierzenia!!! Julka jest dzieckiem spokojnym, nie wspina się na krzesła, nie psuje zabawek, nie ściąga nic ze stołu (kiedy my przy nim siedzimy), nie zrzuca kubeczków na podłogę (bo łapiemy je w locie), nie brudzi się jedzeniem (no chyba, że jest to czekolada)...jest super! Nie chcę jej wychwalać, bo nie o to tu chodzi, ale chcę powiedzieć, że dla każdej mamy jej dziecko jest ukochane bez względu na to, co zrobi! Jak można się gniewać na aniołka, który wrzuci smoczek do miseczki z kisielem, a nastepnie włoży go do buzi, jak można się gniewać na aniołka, który wymaże kremem całe okno balkonowe, kawałek ściany i przy okazji siebie... Nawet mamy, które chcą uchodzić za najgroźniejszych stróży porządku miękną po chwili szoku...Ja też...złość wtedy ustępuje grymasowi rozbawienia, a po chwili zwijam się już ze śmiechu. Bo przecież bez tych brojasków nie miałybysmy co wspominać jako trudy wychowawcze!!! Jeśli chodzi o wymuszanie na rodzicach różnych ustępstw przez małych tyranów, to jestem zdania, że wszystko musi mieć swoje granice, byle te rozsądne. A jak wiadomo, dziecko z jasno określonymi nakazami, zakazami i zasadami życia jest szczęśliwsze i lepiej się rozwija, bo wie, czego może się trzymać i czego spodziewać po rodzicach i innych. Czuje sie bezpieczniej, a później w życiu nie dozna szoku, że inni czegoś mu tam zakazują. A co do bardziej zaawansowanych małych tyranów typu "daj mi, bo będę krzyczeć" lub jeszcze gorzej "kup mi, bo nie będe cie kochać", to w takich przypadkach jest tylko jedno rozwiązanie: nie ustępować, bo wtedy własne dzieci wejdą nam na głowę, i co gorsza, będą później terroryzować innych. A tego chyba nie chce żaden rodzic!

Reklama

Pozdrawiam i życzę sukcesów wychowawczych

Praca została nagrodzona w konkursie "Mały tyran"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy