Reklama

Bachanalia po polsku

Gdzie wybrać się na świętomarcińskie szaleństwa? - pytamy po powrocie ze Słowacji, Austrii czy Niemiec, gdzie w tym czasie, ostatni raz przed zimą, młode wino leje się strumieniami.

Choć z roku na rok przybywa w Polsce osób zafascynowanych zarówno uprawą winorośli, jak i degustacją win, na rodzime bachanalia z prawdziwego zdarzenia trzeba jeszcze poczekać.

Decydenci idą w tany

- W Czechach, na Słowacji, Węgrzech, w Austrii... Tam autentycznie się świętuje, otwiera piwniczki i degustuje - mówi się Roman Myśliwiec, nestor polskiego winiarstwa, właściciel winnicy Golesz pod Jasłem. - U nas niestety nieliczne bachanalia mają raczej charakter lobbingowy. Ich celem jest nagłośnienie problemów związanych z uprawą, produkcją i sprzedażą wina w naszym kraju. - No bo jak świętować, kiedy podczas takiej imprezy rodzime wino można jedynie... oglądać? - pyta.

Reklama

Tak było podczas pierwszego święta wina odbywającego się w ostatni weekend w Jaśle. Na stoiskach winiarzy z Austrii, Węgier i Słowacji można było spróbować ich wyrobów. Polskie stoisko winiarskie miało charakter symboliczny. Owszem, było wino powstałe w rodzimych winnicach, ale można było je tylko oglądać.

- Tak się dzieje z powodu skomplikowanej sytuacji prawnej polskiego wina - mówi Wojciech Bosak z Polskiego Instytutu Winorośli i Wina. - Polscy winiarze, aby móc sprzedawać swoje trunki, muszą wypełnić bardzo skomplikowane przepisy i warunki. Jednym z nich jest np. pozwolenie na prowadzenie składu podatkowego - dodaje Wojciech Bosak. Niewielu jest jednak w stanie go spełnić ze względów finansowych. A na częstowanie za darmo trunkiem podczas bachanaliów też niewielu stać.

Śląskie bachanalia

Jedyna w Polsce winnica, która spełniła wszystkie formalności i może sprzedawać swoje wyroby, jest Jaworek z Małkini koło Środy Śląskiej. W tym roku udało się tam zorganizować pierwszą edycję święta wina, które najbardziej przypominało te znane z Czech, Słowacji czy Węgier. Podczas dwudniowej imprezy nie zabrakło degustacji trunków, pokazów i występów artystycznych, wystaw przedmiotów służących do produkcji, przechowywania, podawania i picia wina. Wybrano też królowa wina. - Chcieliśmy nawiązać do wielowiekowych tradycji winiarskich i winoroślarskich Środy Śląskiej, wyrażających się w produkcji wina, uprawie winorośli - opowiada Bogusław Krasucki, burmistrz Środy Śląskiej.

Pseudobachanalia

Inne miasta organizują święta wina, ale... z trunkami obcego pochodzenia. Krosno obchodziło np. święto wina... węgierskiego. Wówczas można było degustować wino naszych bratanków. Odbywa się także aukcja win, a święto umilały występy Cyganów węgierskich. W Zielonej Górze degustuje się trunki bułgarskie, węgierskie, słowackie.

- Tylko że tego typu imprezy trochę bez sensu nazywać polskimi bachanaliami - przyznaje Wojciech Bosak. Bachanaliami raczej nie można nazwać imprezy w Sopocie. Odbył się tam pierwszy festiwal wina domowej roboty. 17 winiarzy przedstawiało skarby swoich gąsiorków wykonane m.in. z czarnej porzeczki, wiśni, aronii, malin, a nawet mniszka lekarskiego. Tylko nie z gron wyhodowanych we własnej winnicy.

Adam Liss

Tekst pochodzi z gazety

Dzień Dobry
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy