Reklama

Bez przebaczenia

Chociaż raz.
A to choćby po to,
żeby później chwalić się znajomym,
że to bywa.

Że to jest.
...Umrzeć.
Leżeć na cmentarzu czyjejś szuflady
obok innych nieboszczyków listów
i nieboszczek pamiątek
i cierpieć...
i z takim patosem,
Cierpieć tak bosko
jakby się było Toscą
lub Witosem.
...I nie mieć już żadnych spraw
i do nikogo złości.
I tylko błagać Boga, by choć raz,
choć jeszcze jeden raz
umrzeć z miłości.
(Agnieszka Osiecka "Umrzeć z miłości")

"Kochany, to już miesiąc, gdy wyjechałeś. Ostatnią wiadomość o tobie miałam dwa tygodnie temu, a teraz cisza? Taka sama cisza, jak w naszym mieszkaniu. Max pojechał z Gośką nad morze, wraca pojutrze, bo po niedzieli idzie do szkoły. A ja pracuję. Od rana do wieczora. Mam już sporo zleceń i na pewno zatrudnię Martę do pomocy. Wieczorami, gdy jestem w domu... myślę... marzę... wspominam.

Reklama

Wtulam się w twoją poduszkę, łapiąc ulotny zapach twego ciała, jaki na niej pozostał. Myślę o tym, co dzieje się setki kilometrów stąd. Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie, co tam przeżywasz, co widzisz, w czym uczestniczysz. Wiem jedno, że ja przeżywam katusze. Nie przypuszczałam, że będzie mi tak strasznie ciężko, że niemal każdą noc spędzę, rozpaczliwie kręcąc się w twoim dużym łóżku i próbując zasnąć, aby chociaż na chwilę dać odetchnąć mojemu udręczonemu umysłowi".

Nagle zadzwoniła komórka Pauliny, wyrywając ją z codziennych rozmyślań o nim i o ich życiu. Paulina spojrzała na wyświetlacz i odebrała z bijącym sercem, ponieważ zobaczyła, że dzwonią ze sztabu.

- Halo?

- Pani Sadowska?

- Tak? - odparła drżącym głosem.

- Pani Sadowska, tutaj porucznik Marczak, jedzie po panią samochód, musimy z panią porozmawiać. To nie zajmie dużo czasu.

- Stało się coś? - Paulina poderwała się i jedyne, co słyszała, to szum własnej krwi w uszach pompowanej przez rozszalałe serce.

- Wszystkiego się pani dowie na miejscu. Proszę się nie denerwować, samochód już jedzie.

- Tak? dobrze, czekam? - powiedziała cicho, wiedząc, że niczego więcej się nie dowie.

- Do zobaczenia - usłyszała spokojny głos. Rozłączyła się.

Ubrała się szybko i czekała na samochód z jednostki. Oparła się o ścianę, patrzyła na narysowany przez laty portret swój i Piotra i w tym momencie, w tej chwili, nie myślała kompletnie o niczym. Po prostu patrzyła na wysokiego żołnierza i drobną czarnowłosą dziewczynę, zastanawiając się, kim są te postaci. Gdy usłyszała dzwonek domofonu, odebrała, powiedziała, że już schodzi, popatrzyła jeszcze raz na rysunek i szepnęła cicho:

- Nie rób mi tego?

Zamknęła drzwi i zbiegła na dół. Przed bramą wjazdową czekał już wojskowy jeep. Usiadła koło kierowcy, przywitała się i zapatrzyła w boczną przybrudzoną nieco szybę. Mijała po drodze dom swojego ojca, potem koszary i po chwili wjechali na teren szkoły oficerskiej. Tam czekał już na nią wysoki ciemnowłosy żołnierz, który poprosił, żeby poszła za nim. Szła po schodach na trzecie piętro, gdzie urzędowali wszyscy oficerowie. Weszła do pokoju. Siedziało tam dwóch oficerów, jeden z nich podszedł do niej i przedstawił się. Okazało się, że jest to porucznik Marczak, z którym rozmawiała przez telefon.

- Co się stało? - Paulina już nie chciała dłużej czekać, tylko wpatrywała się w stojącego przed nią żołnierza.

- Proszę usiąść - oficer podał jej krzesło, ale ona potrząsnęła ze zniecierpliwieniem głową i popatrzyła na niego surowym wzrokiem.

- Nie chcę siadać. Chcę wiedzieć, co się dzieje!

- Dobrze. Pani Paulino, Piotr, wraz ze swoimi ludźmi odnalazł pułkownika i resztę batalionu, to było dwa dni temu. Od tamtej pory urwał się z nimi kontakt. Nie wiemy, co się z nimi dzieje. Prawdopodobnie zostali zaatakowani, być może stracili sprzęt. Niestety, w tej chwili wiemy tylko to.

Paulina przymknęła oczy i usiadła ciężko na krześle.

- Dobrze się pani czuje? - Porucznik Marczak złapał ją za ramię i popatrzył na nią z niepokojem.

- Tak? tak? - pokiwała głową jak automat, nie rozumiejąc nawet, o co on ją pyta.

- Nie chcieliśmy mówić pani tego przez telefon. Na razie, oprócz pani, też nikt o tym nie wie. I niech tak zostanie.

- Tak? - szepnęła, wciąż nie mogąc przyjąć do wiadomości tego, co usłyszała.

- Cały czas ustalamy miejsce ich pobytu, pracuje nad tym sztab ludzi. Gdy tylko czegoś się dowiemy, zaraz damy pani znać - oficer pochylał się nad Pauliną i składał zapewnienia spokojnym, pewnym głosem.

- Czy? czy jest możliwe, że oni? że oni wszyscy? - Paulina popatrzyła na niego z rozpaczą w oczach, nie mogąc wypowiedzieć tych słów, które cisnęły się jej na usta.

- Pani Paulino, Piotr jest doskonałym dowódcą operacyjnym, na pewno wszystko skończy się dobrze, nie dopuszczamy do siebie innej myśli - powiedział twardo porucznik Marczak. - I pani też musi się tego trzymać.

- Odkąd wyjechał, nie robię nic innego - Paulina pokręciła głową i wstała, patrząc na zgromadzonych żołnierzy. - Czy ktoś może mnie odwieźć? Muszę jechać do domu - spytała spokojnie.

- Oczywiście, kapral panią odwiezie, auto czeka na parkingu - porucznik uścisnął jej rękę. - Proszę się nie martwić, będziemy panią na bieżąco informować.

- Wiem, dziękuję. Czekam na każdą informację - popatrzyła w oczy wysokiego żołnierza. Ten już nic nie odpowiedział, tylko kiwnął głową i otworzył drzwi przed wychodzącą kobietą.

Gdy Paulina wróciła do domu, zrzuciła z siebie buty, podeszła do komody i zdjęła z niej ich wspólny portret. Usiadła na sofie i pochyliła głowę. Widziała tylko swoje łzy, spływające po antyramie, w którą włożony był wizerunek jego i jej.

"Maleńka moja... tak bardzo boli... ale ja wytrzymam, obiecałem ci, a wiesz, że ja zawsze dotrzymuję słowa. Dlatego skupiam się głównie na tobie i patrzę na rysunek, który mi dałaś. Na ciebie i na Maksa. To jedyny dla mnie ratunek, żebym nie oszalał. I żebym przetrzymał to wszystko. I żebym przetrwał. Gdy nadchodzi kolejna fala bólu, zaciskam zęby i zamykam oczy. A wtedy... jestem na ulicy i widzę ciebie, jak idziesz z rozwianymi włosami w stronę biblioteki. I czuję, jak mocno bije moje serce. I drżą mi dłonie. Nie wiem, co się ze mną dzieje, jeszcze nigdy nic podobnego mnie nie ogarnęło. I idę za tobą do tej biblioteki, bo wiem, że nie mogę stracić cię z pola widzenia. Ty jesteś tam, a ja czuję, że jeśli zaraz, teraz, czegoś nie zrobię, żeby cię poznać, to tak jakbym wyrwał sobie pół serca i wyrzucił gdzieś daleko. I gdy robię swój dziwny manewr, a ty patrzysz na mnie wściekłym, ale i zaciekawionym wzrokiem, wiem, że jesteś tą, która na mnie czekała. I tą, na którą czekałem ja".

Minął kolejny tydzień, Paulina codziennie jeździła do jednostki w nadziei, że coś więcej wiadomo w sprawie Piotra. Jednak albo naprawdę nic nie wiedzieli, albo po prostu mieli jakieś informacje, tylko jeszcze niepotwierdzone. Za każdym razem mówili Paulinie, że jeśli cokolwiek ustalą, to niezwłocznie ją zawiadomią, ona każdorazowo przytakiwała im, a następnego dnia i tak pojawiała się w jednostce. Strażnik, który stał przy wjeździe na teren szkoły, już ją dobrze znał, wiedział, że to żona majora Sadowskiego i nawet nie musiała zgłaszać, do kogo i po co idzie. Cała rodzina dzielnie podtrzymywała ją da duchu i wszyscy skutecznie ukrywali prawdę przed Maksem, który zaczął uczęszczać do pierwszej klasy, do szkoły, która znajdowała się niedaleko jednostki. Paulina, odprowadzając go tam, patrzyła na liceum, do którego przez krótki czas chodziła, i zastanawiała się nad tym, jak dziwne i pokręcone są ludzkie losy. Nie cierpiała tego miejsca, a teraz odprowadza swojego syna do szkoły, do klasy, w której uczył się z dziećmi innych żołnierzy. A ona czeka na swojego zaginionego żołnierza. Los jest doprawdy prześmiewcą ludzkiego życia.

"Kochany mój, to kolejne dni bez ciebie. Już sama nie wiem, na czym mam się skupiać, żeby nie nachodziły mnie koszmarne myśli. Przypominam sobie te szczęśliwe chwile, których byłeś sprawcą. Pamiętam, jak uczyłeś mnie matematyki. Jedyne, o czym wtedy marzyłam, było to, żebyś mnie wreszcie dotknął, żebyś mnie przytulił i pocałował. Wyobrażałam sobie twoje ciało i wiedziałam, że jest mocne i twarde, a twoje ręce doprowadzą mnie do szaleństwa. Czułam się tak głupio, bo nie wiedziałam, co siedzi w twojej głowie, nie dopuszczałam do siebie myśli, że mógłbyś być mną zainteresowany. Szalałam na twoim punkcie i nic się nie zmieniło, mój kochany, nic... Dlatego musisz do mnie wrócić, żebym mogła dalej za tobą szaleć... Bo bez ciebie... oszaleję, ale w ten zły, destrukcyjny sposób".

"Moja maleńka, nie wiem, co się dzieje. Ze mną coś nie tak, raz jest zimno, raz gorąco, nie wiem, czy to dni tak szybko płyną na przemian z nocami, czy ze mną jest coś nie w porządku. Jedyne, co mnie trzyma, moja czarnowłosa dziewczynko, to wspomnienie naszego pierwszego pocałunku, ale nie tego u ciebie w pokoju, tylko tego prawdziwego, szalonego pocałunku w ogrodzie twojego rodzinnego domu. Do końca życia będę pamiętał to napięcie, jakie mi towarzyszyło, kiedy trzymałem cię w objęciach, czując bicie twojego uspokajającego się serca. Wiedziałem, że nie powinienem teraz, w tej chwili, robić nic takiego, co uznałabyś za próbę wykorzystania twojej słabości. Ale gdy czułem twoje ciepłe i miękkie ciało, gdy widziałem twoje cudowne usta i poczułem twój zapach, twój spokojny oddech i gdy zobaczyłem twoje spojrzenie, które oddawało to, co działo się w tym momencie we mnie... nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Ten pocałunek był dla mnie najcudowniejszym doznaniem, jakie miałem w swoim życiu. I zostanie to we mnie już na zawsze. Nawet teraz, leżąc w tej brudnej ziemiance, gdy zamykam oczy, czuję smak twojego pierwszego pocałunku. I czuję twój zapach. I czuję ciebie... Bo ty jesteś we mnie, już na zawsze... na zawsze...".

"Piotrusiu... przechodziłam dzisiaj koło biblioteki. I koło naszego murku. A potem... minęłam szkołę oficerską i z daleka widziałam salę gimnastyczną. I przypomniałam sobie, jak byłam tam na pierwszych i jedynych zajęciach z samoobrony. Pamiętałam doskonale dotyk twojego ciała i przypomniałam sobie, jak zastanawiałam się, czy długo jeszcze wytrzymam, zanim nie rzucę się na ciebie, tak przy wszystkich. Ty wydawałeś się zupełnie obojętny, niekiedy tylko patrząc na mnie dziwnie pociemniałymi oczami. Teraz już bym wiedziała, co to oznacza, ale wtedy... Czułam, że wszystko jest wypisane na mojej twarzy, moje uwielbienie dla ciebie, moje pragnienie, abyś przykrył moje ciało swoim twardym i mocnym. I teraz też o tym marzę. Chcę cię mieć tutaj, obok, nade mną, pode mną, we mnie, chcę abyś był wszędzie, chcę oddychać twoim oddechem, chcę cię smakować, chcę czuć twój cudowny zapach, który zawsze przyprawiał mnie o zawrót głowy. Proszę... Piotrusiu... nie odbieraj mi tego...".

"Moja Paulo, moja czarnowłosa Paulo. Tu jest tak strasznie, że ciągle żyje jakby w dwóch równoległych światach. Pierwszy to okropny świat, pełen przemocy, śmierci i bólu. A drugi to ty i ja podczas pierwszego pobytu w górskim pensjonacie, podczas którego dałaś mi tak wiele z siebie. Gdy pierwszy raz dotknąłem twego nagiego ciała, zastanawiałem się, jak, do cholery, mogłem obiecać sobie i tobie, że nie posunę się dalej, skoro nie byłem w stanie nawet przez sekundę myśleć o niczym innym, jak o tym, żeby w końcu poczuć cię całą, tam w środku. To było zupełnie nierealne, a jednak się udało. Bo kochałem i kocham cię bardziej, niż siebie i własne pragnienia, bardziej niż cokolwiek na tym okrutnym świecie. I zrobię wszystko, żeby poczuć znowu to, co zawsze czuję, gdy dotykam twojego cudownego ciała. Bo jesteś moim narkotykiem, bez którego zginę i nic po mnie nie zostanie".
Bez przebaczenia
Agnieszka Lingas - Łoniewska

Wydawnictwo Novae Res
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy