Reklama

Ciche życie przedmiotu

Artur Nacht - Samborski nie poddawał się modom i terminologiom - często balansował na granicy abstrakcji i figuratywności. Najłatwiej napisać: kolorysta. ale to zbyt ubogie określenie.

Studia na krakowskiej Akademii w latach 1917 - 1920 pod kierunkiem Józefa Mehoffera i Wojciecha Weissa to było dla Artura Nachta (Samborski to nazwisko - wspomnienie z fałszywej kenkarty z lat niemieckiej okupacji) doświadczenie modernizmu. Pobyt w Berlinie (1920 - 1923) pozwolił mu wejść w świat artystycznej awangardy -dadaistów, konstruktywistów i ekspresjonistów. Spotkał Kandinsky`ego, podziwiał Marca Chagalla i Paula Klee. Przeszedł nawet fazę radykalnych eksperymentów kubistyczno - konstruktywistycznych - tworzył kolaże: wklejał w swoje obrazy gotowe przedmioty.

Reklama

KOLOROWA ZASŁONA RZECZYWISTOŚCI

Po powrocie do Krakowa Nacht kontynuował studia w pracowni Felicjana Szczęsnego Kowarskiego. Stał się też stałym bywalcem kawiarni Esplanada, gdzie jego przyjaciele futuryści toczyli dyskusje o nowej sztuce. Ostatecznie Nacht przyłączył się do grupy studentów skupionych wokół Józefa Pankiewicza i w 1924 roku razem z członkami Komitetu Paryskiego wyjechał do Paryża.

Pobyt we Francji planował na kilka miesięcy, ale wrócił do Polski dopiero piętnaście lat później. Lata wojny spędził we Lwowie i w Warszawie. Obrazy Nachta z tego okresu nie zachowały się; wiadomo jednak, że konsekwentnie pomijał codzienne okropności, wierny Matisse`owskiej idei malarstwa jako "kolorowej zasłony na rzeczywistość".

Po wojnie był profesorem w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku (gdzie ze swoimi kolegami - kolorystami wpłynął na estetykę "grupy sopockiej") i w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Wystawiał niechętnie, brał udział wyłącznie w ekspozycjach grupowych. Pierwsza wystawa indywidualna Nachta-Samborskiego miała miejsce dopiero po jego śmierci w 1974 roku. Konsekwentnie nie datował swoich prac, a opowieści o tym jak ukrywał swoje najlepsze obrazy przeszły do anegdoty.

TAJEMNICZE GĄSZCZE LIŚCI

Związek Nachta z kapistami jest o tyle zaskakujący, że artysta zachowywał duży dystans i od postimpresjonizmu i od mistrza Pankiewicza - nie budował obrazu za pomocą rozwibrowanych barwnych plamek, chętniej posługiwał się bryłą i kolorem lokalnym. Nie był wyznawcą uwielbianego przez kapistów Bonnarda, bliższe były mu raczej zdobycze międzynarodowego modernizmu. Nie uległ także paryskim nowinkom - w odniesieniu do wszystkich malarskich mód, Nacht zachował typową dla siebie niezależność.

Wczesne jego akty i pejzaże, późniejsze tajemnicze gąszcze liści i groteskowe puste twarze o świdrujących paciorkach oczu to wypadkowa konsekwencji i wierności własnym wyborom. Doświadczenie niemieckiego ekspresjonizmu i francuskiego postimpresjonizmu pozwoliły mu na stworzenie własnych środków wyrazu. Niejednokrotnie podziwiałem niektóre wywody teoretyczne artystów czy publicystów - tłumaczył swoją wizję malarstwa i niechęć do pseudonaukowego dyskursu - Wydaje mi się jednak, że pomiędzy obrazem i widzem jest za dużo druku.

Początkowo kolorystyka jego obrazów była ciemna i romantyczna - zestawienia soczystych barw, silne i ekspresyjne. Paleta Nachta rozjaśniła się dopiero w 1934 roku, po podróży do Hiszpanii i na Ibizę. Nie nazywać kolorów - mówił - Z chwilą, kiedy się je nazwie, przestajemy malować.

Zasób jego motywów jest bardzo wąski: rzadko malował pejzaże, czasem portrety. Najchętniej powracał do martwej natury - na prostym taborecie, w garnku lub wazonie bukiet liści - powtarzał ją w dziesiątkach transformacji, w abstrakcyjnej grze walorów malarskich. Patrzeć na naturę otwartymi oczami - nie zmrużonymi. - tę zasadę artysta przekazywał swoim studentom.

NACZYNIE TAJEMNICY ŻYCIA

Głównym bohaterem swojej sztuki Nacht-Samborski uczynił roślinę o szerokich liściach - wielką i witalną. Te bukiety stały się dla niego środkiem do celu. Jego fikusy lub bukiety ułożone z dużych jak dłonie czy ramiona liści zdają się wykonywać jakieś gesty, czasem uroczyste choć pełne umiaru, czasem świadczące nam życzliwość i przyjaźń - pisał prof. Zdzisław Kępiński, znawca koloryzmu i sztuki Nachta - Samborskiego. - Mają one nawet jakby twarze zwracające się ku nam w ów jedyny, właściwy tylko maskom sposób - zarazem otwarty i nieprzenikniony. I czujemy w pewnych chwilach, że owa otwarta jawność martwych natur Artura Samborskiego stanowi frontową ścianę budowli, mieszczącej w sobie, wewnątrz siebie, życie już dla nas niedostępne. Ale budowla ta jest bardzo ludzka i nie wymaga ujawnienia właśnie niczego więcej ponad to, że jest naczyniem tajemnicy życia (?) Jego martwe natury to nie pobojowiska przedmiotów pokonanych przez malarstwo, ale spotkania i wizyty przyjaciół.

W portretach i półfigurach, udawało mu się świetnie komentować relacje międzyludzkie, uchwycić charakterystykę postaci. Cel osiągał poprzez sprymitywizowane, groteskowe i humorystyczne akcenty. W tych obrazach zdają się ożywać głowy portretowe z Fajum - głowy, które patrzą. - pisze Kępiński - Spojrzenie ich stało się nowoczesne, gdyż patrzą wprawdzie ku nam, ale patrzą ze siebie. Stwarza to zarazem głębię i barierę. Nacht-Samborski odkrył nostalgię bliskości.

Wierzył w siłę niedopowiedzeń, twierdził, że kropka nad "i" w dziele sztuki często likwiduje cały efekt plastyczny i wzruszeniowy. I jeszcze: Nic nie ginie. Co miało być dobre, będzie dobre.

Małgorzata Czyńska

Antyki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy