Reklama

Harmonia jest w nas

Słuchanie natury to najlepszy sposób na osiągnięcie w życiu harmonii, przekonuje w rozmowie z dziennikarką TS neurobiolog prof. Jerzy Vetulani.

Nadgodziny, mało czasu dla bliskich, na sen, odpoczynek. Tak wygląda życie coraz większej liczby ludzi. I coraz więcej z nich tęskni do równowagi. Myślą: mam dość, rzucę to wszystko.

Jerzy Vetulani: To nie sztuka popadać w skrajności, trzeba znaleźć złoty środek. Jednak jako biolog uważam, że nie jest nim równowaga. Kojarzy się z komfortem, jakąś wygodę, ale z przyrodniczego punktu widzenia równowaga jest stanem, którego wolelibyśmy raczej uniknąć. A to z tego powodu, iż ustaje wówczas wszelkie działanie, ustaje również życie. Równowaga to po prostu śmierć. Każda komórka żywego organizmu pracuje dlatego, że między nią a środowiskiem zewnętrznym istnieje różnica potencjału elektrycznego. Gdy dochodzi do wyładowania, komórka przesyła sygnał, który stymuluje różne funkcje życiowe. Dzięki temu możemy ruszać ręką czy nogą, możemy myśleć i czuć. Potem znów wytwarza się różnica potencjałów i cały proces się powtarza. W sensie czysto fizycznym i biologicznym taki brak równowagi jest niezbędny do podtrzymania naszego życia. I być może przez tę moją przyrodniczą perspektywę nie lubię, gdy ludzie mówią o równowadze. Wydaje mi się, że myślę o harmonii. Nie chodzi wszak o to, by przestać działać. Tylko tak zorganizować stosunki między swoim organizmem, psychiką, osobowością i zewnętrznym środowiskiem, by móc i działać, i odpoczywać. Na tym moim zdaniem polega harmonia.

Reklama

Łatwo powiedzieć, tylko gdzie jej szukać?

JV: W pewnym sensie harmonia jest w nas samych. Natura wyposażyła człowieka w takie cechy biologiczne, które pomagają ją osiągnąć. Proszę spojrzeć na nasz układ nerwowy: składa się z układu sympatycznego i parasympatycznego. Pierwszy zmusza nas do reakcji na wyzwania i zagrożenia. Drugi sprzyja regeneracji i naprawie ewentualnych szkód. Powiedzmy, że wybucha pożar. Jak reaguje układ sympatyczny? Pobudza akcję serca, przyspiesza oddech, podnosi ciśnienie krwi, tak że szybciej dostarcza ona zwiększone dawki energii do mięśni - by łatwiej nam było uciec lub walczyć - oraz do mózgu, byśmy szybko podejmowali trafne decyzje, od których zależy przetrwanie. Działać, chlusnąć w ogień wodą, tłumić go kocem czy jednak wzywać strażaków i uciekać z mieszkania. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że układ sympatyczny mobilizuje organizm od pasa w górę. W sytuacji zagrożenia ostatnią rzeczą, na którą mamy ochotę, jest jedzenie. Inaczej jest podczas relaksu, poobiedniej drzemki czy wylegiwania się na trawie. Przewagę bierze teraz układ parasympatyczny, który mobilizuje organizm od pasa w dół. Serce i oddech zwalniają, za to przyspiesza perystaltyka jelit i produkcja soków żołądkowych. Gdy jesteśmy wypoczęci, chętniej też jemy i podejmujemy aktywność seksualną. Harmonię osiągamy wówczas, gdy oba układy działają sprawnie i naprzemiennie. Gdy mamy odpowiedni stosunek aktywności do odpoczynku, czuwania do snu, poziomu uwagi, do poziomu roztargnienia.

A jeśli nie dosypiamy, zarywamy noce?

JV: W dzieciństwie wakacje spędzałem na wsi. W czasie żniw gospodarze kładli się spać o drugiej, wstawali o czwartej nad ranem i znów szli w pole. Codziennie. Człowiek ma olbrzymie zdolności adaptacji do zewnętrznych warunków, biologicznie jesteśmy przystosowani do ciężkiej pracy. Jednak potem niezbędna jest regeneracja. Dziś mieszkańcy miast pracują na okrągło, nie dbając o to, by regularnie "przełączać się" ze stanu aktywności w stan odpoczynku. Jeżdżę często pociągiem z Krakowa do Warszawy. Najpierw spieszę się na stację, ale w przedziale od razu zasypiam. To moment, który organizm sam sobie wybiera na drzemkę. Obok mnie w przedziale siedzą młodzi ludzie, którzy całą podróż spędzają przy laptopach. Nie potrafią odpuścić. Jeśli układ sympatyczny jest stale nadmiernie pobudzony, organizm produkuje duże dawki hormonów stresu. Zbyt szybko bije serce, za bardzo wzrasta ciśnienie, które w efekcie może uszkadzać naczynia krwionośne i prowadził do zawału serca czy udaru mózgu. Nawet w młodym wieku, zwłaszcza u mężczyzn.

Wszyscy wiemy, że stresujący tryb życia szkodzi zdrowiu. Ale jak tu pilnować godzin snu, gdy przybywa obowiązków?

JV: Każdy ma określone godziny pracy, ale z ręką na sercu: czasem pracujemy więcej, niż tego się od nas wymaga. Wracamy do domu i włączamy komputer, przeglądamy papiery. Sami się wpędzamy w tę uliczkę, a właściwie wpędza nas w nią przykład innych. Jak w starym powiedzeniu: między wronami musisz krakać jak i one. Jeśli się do pani uśmiechnę, pani uśmiechnie się do mnie. Gdy się wykrzywię, pani twarz posmutnieje. Reakcja jest automatyczna. Dzieje się tak, ponieważ w układzie nerwowym istnieją specjalne komórki nerwowe, tzw. neurony lustrzane. Tak jak na siatkówce oka odbija się świat zewnętrzny, tak neurony lustrzane reagują na pozytywne lub negatywne emocje bliźnich. To one odpowiadają za odczuwanie przez nas empatii i za naśladowanie zachowań innych osób.

Ludzie w moim otoczeniu nie odpoczywają, harują, są zabiegani, to ja też! Czy tak?

JV: Tak to może wyglądać. Na szczęście neurony lustrzane są bardzo plastyczne i szybko reagują na zmiany. Czasem trzeba wybrać sobie inne środowisko, przebywał z ludźmi, którzy mają inne wzorce zachowań. Jeśli pracę czy jej nadmiar odczuwamy jako przymus, jak taką chimerę z obrazu Malczewskiego, która siada nam na piersiach i nas tłamsi, lepiej nie czekać, aż organizm powie dość i zacznie chorować. Zresztą może wcześniej sami zdążymy się zbuntować. Z natury swojej człowiek nie lubi ograniczeń. To paradoks, że orzeł, symbol wolności, może całe życie przesiedzieć w klatce, jeśli tylko dostanie co dzień swój kawałek mięsa. Ale nie człowiek, on nie znosi przymusu. Małe dzieci nie słuchają rodziców, pacjenci nie przestrzegają schematu przyjmowania leków. Tłumaczę, że zapomnieli albo lekarstwo im szkodzi, ale tak naprawdę to typowy przykład niechęci stosowania się do cudzych poleceń. Myślę, że podobnie jest z nadmiarem pracy. Coraz prężniej rozwijają się społeczne ruchy ekologiczne, typu slow food czy slow life, które działają na przekór nadmiernej komercjalizacji i technicyzacji naszego życia.

Co jednak zrobić, gdy dużo pracować chcemy albo lubimy?

JV: Jeśli praca daje przyjemność, to wspaniale. Pcha nas do niej ciekawość i głód wyzwał, cechy, które pozwoliły człowiekowi przetrwać i się rozwijać. W dawnych czasach zdobycie pożywienia i schronienia pochłaniało mnóstwo wysiłku, wymagało pomysłowości i sprytu. Dziś żyjemy w świecie, w którym zapewnienie sobie fizycznego przetrwania jest znacznie łatwiejsze. Mamy co jeść, mamy schronienie, a pozostaje nam jeszcze mnóstwo energii. Pytanie, jak ją wykorzystamy. Można twórczo. Ludzie, którzy czują głód wiedzy i działania, wyznaczają sobie nowe cele, mają wszelkie szanse na ciekawe i do tego zdrowsze życie. Poszukując nowości, ćwiczymy szare komórki, a jak wykazały badania, aktywność intelektualna przedłuża młodość nie tylko mózgu, ale też całego organizmu. W tym sensie praca czy jakieś twórcze działanie, nawet bardzo intensywne, są dla nas korzystne.

Czasem jednak ten nadmiar energii wymyka się spod kontroli. Nasze życie dominuje jakaś aktywność, która czyni je jednostronnym. To może być pracoholizm, nadmierne zakupy, spędzanie zbyt wielu godzin przed telewizorem, obsesyjne ćwiczenia fizyczne, sięganie po różne "dopalacze" i zaniedbywanie przy tym swoich podstawowych potrzeb. Bardzo wiele problemów udaje się rozwiązać dzięki psychoterapii, zwłaszcza kognitywnej.

Kiedy powinny nam się włączyć sygnały alarmowe?

JV: Trudno tu przykładać jedną miarą. Każdy ma inny temperament, inne doświadczenia. Ale odwołajmy się do świata przyrody. Jeśli zwierzę jest w dobrej kondycji, to się rozmnaża. U ludzi podobnie: ochotę na amory mamy głównie wtedy, gdy układ sympatyczny i parasympatyczny harmonijnie współdziałają. Kiedy psuje się seks, oznacza to, że dzieje się coś niedobrego.

I co wtedy?

JV: Potężnym bodźcem do zmiany może był właśnie atrakcyjny partner. Seks, związek miłosny, posiadanie dzieci, rodzina i relacje z bliskimi pobudzają w mózgu człowieka tzw. układ nagrody i wywołują w nas silne doznania. Są tak przyjemne, że z reguły nie chcemy się ich wyrzekać, za to je powtarzać. W ten sprytny sposób natura zachęca nas do tego, by żyć we względnej harmonii, a przynajmniej nie popadać w skrajności.

Wystarczy założyć rodzinę i już żyjemy w dobrostanie?

JV: To oczywiście uproszczenie. Rodzina wymaga zaangażowania i pracy, daje za to satysfakcję. Nie chodzi jednak o to, by znieruchomieć w abstrakcyjnym domowym ciepełku, tylko by wspólnie działać, spędzać razem czas. W toku ewolucji człowiek stać się istotą społeczną, w naszych genach zapisana jest potrzeba towarzystwa bliskich osób. To bardzo ważny warunek do osiągnięcia harmonii. Warto o tym pamiętać, bo kontakty z innymi szalenie nas rozwijają. Na przykład romantyczny związek. Mówi się nie bez racji, że miłość odbiera rozum, bowiem euforia, która towarzyszy zakochaniu, zaburza niektóre funkcje poznawcze. Z drugiej strony miłość przedłuża młodość mózgu. W krwi zakochanych naukowcy wykryli podwyższone stężenie substancji NGF, czyli czynnika wzrostu komórek nerwowych. Związek ten pobudza tworzenie się neuronów, a jednocześnie chroni je przed tego typu degenerację, jaka występuje np. w chorobie Alzheimera.

Mamy już motywację do zmian. To jak odpoczywać?

JV: Tu też nie ma recepty. Jeden odpręża się przy muzyce, drugi żeglując. Kobiety lubią chodzić do kosmetyczki. Każdy powinien znaleźć swoją odskocznię. Polecam techniki relaksacyjne. Nawet jeśli nie od razu pozwolą wejść w stan medytacji, przynajmniej ułatwią zasypianie. Wszystkim dobrze zrobi kontakt z przyrodą. Ja wsiadam do podmiejskiego autobusu i jadę do lasu. Przemierzam kilkanaście kilometrów, w ciszy sam ze sobą. Coś sobie w głowie układam, planuję. Wracam zmęczony, ale odświeżony. Ruch i ćwiczenia wyzwalają w mózgu substancje o działaniu antydepresyjnym, a także związek o nazwie BDNF. To białko stymulujące powstawanie nowych neuronów zwłaszcza w rejonach, które odpowiadają za uczenie się, pamięć i wnioskowanie. Pomaga też naprawiać powstałe w mózgu uszkodzenia. Dlatego ćwiczyć powinni wszyscy, a już obowiązkowo osoby po pięćdziesiątce. Minimum pół godziny dziennie.

Skoro ruch to i dieta. Jak się odżywiać?

JV: Większość stulatków przez jakiś okres w swoim życiu nie dojadała. Nie namawiam do głodówek, ale do tego, by się nie przejadać. Zwłaszcza że znamy już związek między liczbą konsumowanych kalorii a długowiecznością. Wygląda to tak: substancją niezbędną do spalania glukozy jest związek o nazwie NAD. Im więcej dostarczamy organizmowi kalorii, tym bardziej obciążamy NAD. A szkoda, bo potrafi on pobudzać geny długowieczności. Zajmuje się tym jednak w drugiej kolejności, gdy upora się z metabolizmem cukru. Stąd warto powściągnąć apetyt. W końcu harmonia polega też na tym, by żyć długo i zdrowo.

A jeśli mimo wysiłków trudno nam zatrzymać się w biegu?

JV: Kiedy wydaje mi się, że coś koniecznie muszę, przypominam sobie opowiadanie znajomej góralki. Otóż pewnego razu wyjrzała przez okno i zobaczyła bijące się dzieci. Para dwulatków zażarcie walczyła ponad kwadrans. Zaintrygowana wyszła na dwór sprawdzić, o co poszło. Okazało się, że o kozi bobek. Gdy czuję presję, mówię sobie: stop, kozi bobek. Czy warto się szarpać w obliczu tej wielkiej i skomplikowanej rzeczy, jaką jest życie?

Rozmawiała Aleksandra Stelmach

Profesor Jerzy Vetulani, członek PAU i PAN, pracuje w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie. Neurobiolog i psychofarmakolog, wybitny specjalista w dziedzinie uzależnień i depresji.

Więcej o zdrowym stylu życia w najnowszym numerze Twojego Stylu.
Kosmetyki dla ciebie!

Dowiedz się więcej na temat: organizm | układ
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy