Reklama

Katarzynki i Andrzejki

Listopadowe Andrzejki, ze staropolska zwane Jędrzejkami, to jeden z najbardziej radosnych zwyczajów ludowych kultywowanych nie tylko w Polsce, ale również w wielu krajach współczesnej Europy.

Jego współczesna forma różni się od dawnych i ma swoje lokalne odrębności. -- Zwyczaj jest sędziwy. Najstarsze świadectwo daje mu średniowieczny pisarz i historyk Marcin Bielski, autor Kroniki polskiej. Pozostawił on w dorobku literackim pierwszy polski moralitet ukazujący ów "andrzejkowy" obyczaj - wspominał niegdyś prof. Adolf Dygacz - znany polski muzykolog, folklorysta i etnograf. Święci od zamążpójścia

Kiedyś było tak, że 25 listopada na wsiach spotykali się młodzieńcy, aby na świętą Katarzynę poznać swoją ulubioną i przeznaczoną. Nie brakowało na tych spotkaniach kobiet, dziewcząt i matek, które w listopadowe wieczory tkały, śpiewały, plotkowały. Pięć dni później, ostatniego dnia miesiąca spotykały się już w ściśle żeńskim gronie niewiasty zamężne i dziewki na wydaniu. Dwie noce w roku dla panien były najważniejsze, gdy myślały poważnie o zamążpójściu - letnie przesilenie na św. Jana i ta właśnie - noc św. Andrzeja. Zastanawiającym jest fakt, że w tradycji Kościoła katolickiego patronami dobrego zamążpójścia byli święci: Antoni i ... Mikołaj. Tak, tak, dobry biskup od prezentów dbał również o panny. Hagiografie podają, że nawet fundował im posagi, co w czasach, w których o właściwym czyli zamożnym mężu decydowała zawartość skrzyń i mieszków, nie było wcale bez znaczenia. A jednak ta noc pod wezwaniem "Andrzejowym" odsłaniała przed młódkami tajemnice przyszłości odgadywanej z wróżb.

Reklama

Fawory i faworki

Jeśli Katarzynki (25.XI) poszły już trochę w zapomnienie, to Andrzejki najpełniej zachowały swój nastrój i symbolikę. Najpierw od specjalnie na tę okazję smażonych ciastek zwanych chrustem - bo zimy w Polsce były "lute" i chałupy trzeba było ogrzewać - później z racji przejęcia obyczaju przez miasto nazywanych faworkami od faworyzowania tego jedynego. Podawano też w czasie andrzejkowych spotkań alkohol - najczęściej grzane wino lub piwo z przyprawami, słodzone miodem. Pieprz, gałka muszkatłowa i cynamon symbolizowały miłosne zapały, a miód słodycze małżeńskiego związku.

Przyszłość z wosku i nie tylko

Najważniejsze były jednak wróżby. Całe mnóstwo, cześć przetrwało do naszych czasów. Najpopularniejsze były te z ołowiu lub wosku lanego na wodę. Po zastygnięciu, z rzuconego na ścianę cienia "odlewu" odczytywano co pannie gotuje przyszłość. Drugim sposobem, praktykowanym także przez młodzieńców przy okazji Katarzynek było wróżenie sobie, z której strony należy wypatrywać przyszłego partnera. Sposobów było kilka. Najczęściej praktykowany polegał na tym, że stojąc na ganku wśród wieczornej ciszy nadsłuchiwano skąd dochodzi głos bydła. Albo też wychodziło się na gościniec i wypatrywało pierwszego nadchodzącego człowieka odmiennej płci. Pannom towarzyszyła spora konkurencja, bo panów do wzięcia mniej niż czekających słodyczy alkowy dziewcząt. Ważne zatem było, która stanie pierwsza na ślubnym kobiercu. Ustawiano więc trzewiki jeden za drugim naprzeciw drzwi domostwa, często w najbardziej od nich odległym pomieszczeniu i zaczynało się przestawianie jednego przed drugi, do momentu, gdy bucik którejś z dziewek nie znalazł się za rogiem. Ale uwaga! Nie mógł się zatrzymać za nim obcasem, za drzwi musiał wyjść w całości. Jeśli tak się nie stało to znaczyło, że zamiary dziewczyny nie dojdą do skutku, czegoś do uzyskania małżeńskiego szczęścia zabraknie. Jeszcze gorzej, gdy but utkwił noskiem na progu. Panna mogła się "potknąć". Bywało, że czas oczekiwania na męża mierzyło się wyciągając źdźbła trawy. Ta, która wyciągnęła najkrótsze, mogła być pewna prędkiego zamążpójścia. Biduli, która wyciągnęła najdłuższe groziła niezmierzona droga staropanieństwa. Były też wróżby jasno określające pannie, że pójdzie do klasztoru. Taka przyszłość przeznaczona była dla tych, którym z woskowego cienia wychodził okrąg, najczęściej postrzępiony, utożsamiany z cierniową koroną.

Andrzejkowa butelka

W środowiskach robotniczych istniała jeszcze jedna wróżba: mianowicie panny siadały kołem, a w środek kładziono butelkę. Obracana wskazywała po kolei- która męża znajdzie. Rzadko w andrzejkowym świętowaniu uczestniczyli mężczyźni. Na wsiach nie mieli wstępu do chałupy. Mogli jedynie przez okno zazdrośnie obserwować rozbawione grono kobiet. Wróżenie nie kończyło się wraz z pójściem na spoczynek. Panna tak na wszelki wypadek nasłuchiwała kroków. Z której strony nadchodzą pod okienko pokoju, z tej miał nadejść narzeczony. Inne dziewczęta pod poduszkę kładły lusterko. Ich przyszły miał mieć takie oblicze, jakie to, które ujrzały w jego tafelce budzone przed świtem do obrządku. Andrzejkowego wieczoru wróżono sobie również pogodę, choć nie było to tak bardzo wiążące jak wróżba w dniu św. Barbary przepowiadająca aurę z trzytygodniowym wyprzedzeniem. Radosne oczekiwanie Bożego Narodzenia rozpoczęte w listopadzie kończyło się dopiero karnawałem.

Kajetan Berezowski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy