Reklama

Kocia gwardia z Ermitażu

Zakamarki magazynów petersburskiego Ermitażu patrolują oddziały specjalne kotów. Pilnują, by żadnemu szczurowi czy myszy nie udało się nadgryźć cennego obrazu.

W muzeum zgromadzono ponad 3 tys. dzieł sztuki. Koty nie mogą się co prawda przechadzać głównymi korytarzami, ale zapewniono im poczesne miejsce w piwnicach. Sześćdziesiąt przemykających jak cień drapieżników ma tylko jedno zadanie: wyeliminować gryzonie bądź zmniejszyć ich liczebność do minimum. Latem koty mogą zobaczyć także odwiedzający, ponieważ wylegają m.in. na dziedziniec. Są to jednak wyłącznie osobniki, które lubią towarzystwo i widok ludzi, reszta pozostaje bowiem w podziemiach.

Armia kotów pracuje na rzecz muzeum już od ponad 200 lat. Po raz pierwszy pojawiły się za panowania córki Piotra I Wielkiego Elżbiety. Imperatorowa nie mogła znieść hord gryzoni biegających po pałacu, wydała więc dekret, by koty osiągające najlepsze wyniki w łapaniu szczurów i myszy przysyłać na dwór.

Reklama

Koty pracowały w Ermitażu zarówno w czasie wojen napoleońskich, jak i rewolucji październikowej. Zniknęły stąd tylko podczas II wojny światowej. Podczas oblężenia Sankt Petersburga (wtedy Leningradu) przez Niemców zginęło wielu ludzi, a jedzenia nie starczyło też dla kotów. Po zakończeniu wojny do miasta dostarczono ponoć dwa wagony kolejowe nowych mruczków.

Ponieważ koty się rozmnażają, władze muzeum rozpoczęły obecnie akcję poszukiwania nowych domów dla "nadprogramowych" mieszkańców piwnic.

Autor: Anna Błońska

Kobieta INTERIA.PL on Facebook

Kopalnia Wiedzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy