Reklama

Kosztowny drobiazg

Moja przyjaciółka jest matką dwojga dzieci. Syn studiuje za granicą, 14-letnia córka z zapałem jeździ konno. Nie mają Państwo pojęcia, ile w sezonie jest zawodów jeździeckich! Co tydzień trzeba jechać do Lanckorony, Genewy lub Wrocławia. Z koniem w przyczepie, jeśli nie z dwoma.

Ile dni w podróży, ile nocy w hotelach, o pieniądzach nawet nie wspomnę, żeby siebie i Państwa nie denerwować! Całe życie mojej przyjaciółki kręci się wokół potrzeb córki, ale czego się dzisiaj nie robi dla dzieci? Jak kogoś nie stać na konie, to przynajmniej wozi dziecko na basen. I na tenisa. I na języki obce. Dziecko to jeden wielki kosztowny obowiązek. Kiedyś było inaczej.

"W przeszłości prokreacja miała sens" - stwierdził Richard Tomkins na łamach "Financial Times'a". Rodzinie wiodło się lepiej, gdy miała kilkoro drobiazgu. Już kilkulatki pasały gęsi lub owce, nosiły ojcu obiad do fabryki albo same tam pracowały. Zarabiały na swoje utrzymanie i poprawiały standard życiowy rodziny. A dziś? Nie dość, że z dzieci nie ma żadnego pożytku, jeśli nie liczyć wyrzucenia śmieci po kilku prośbach i groźbach, to w dodatku kosztują, i to coraz więcej. Wymagają naszych ciągłych starań. A i tak nie mamy pewności, co z nich wyrośnie. Dlaczego ludzie w ogóle mają dzieci? - pyta Tomkins, ale nim zdążą mu Państwo zarzucić, że działa wbrew społecznym interesom, sam szybko odpowiada. "Jedni z powodu chęci spełnienia łączącej ich romantycznej miłości, pragnienia przedłużenia rodu lub pierwotnego instynktu zachowania gatunku. Inni byli zbyt pijani, by pamiętać o prezerwatywie. Wszyscy pozostali mają zaś dzieci dla własnej satysfakcji uczuciowej."

Reklama

Odkąd nie mamy z dzieci korzyści materialnych, cały sens rodzicielstwa sprowadza się do sfery emocjonalnej. Paradoksalnie, im dzieci więcej kosztują i mniej z nich pożytku, tym bardziej są kochane. Być może ilość rodzicielskiej miłości jest w ludziach wciąż ta sama, ale mniejsza liczba dzieci sprawia, że trzęsiemy się nad każdym potomkiem, nad jego zdrowiem, rozwojem i szczęściem, chcemy mu stworzyć idealne warunki. Dzieci są także powodem do dumy. Ich edukacja, ciuchy, zajęcia, gadżety, to wszystko świadczy o nas. Dzieci są przedłużeniem rodziców, ich wizytówką, symbolem statusu, sukcesu, dojrzałości.

Dziś każdy chce mieć dziecko - twierdzi Tomkins. Samotna bizneswoman, para gejów i bezpłodne małżeństwo. Ale czworo dzieci, jak postuluje poseł Piłka? Niewielu z nas może sobie na to pozwolić. Dwa lata temu Jędrzej Bielecki wyliczył na łamach "Rzeczypospolitej", że w Polsce wychowanie dziecka kosztuje 510 tys. złotych. Obliczenia te można kwestionować, można za Tomkinsem postulować, byśmy nieco spuścili z tonu i przestali traktować dzieci jak swoje wizytówki, ale nie zmienia to faktu, że dziecko kosztuje.

Minęły czasy, kiedy można było wierzyć, że skoro Pan Bóg dał dziecko, to da i na dziecko. Nie zawsze daje. Niedawno CBOS alarmował, że powiększenie rodziny jest wśród pragnień Polaków dopiero na piątym miejscu. Przed nim jest praca, stabilizacja finansowa, wykształcenie i mieszkanie. Czy jest w tym coś dziwnego? Mieszkanie i stabilizacja finansowa to podstawa odpowiedzialnego rodzicielstwa, a niekoniecznie dowód egoizmu. Ale co zrobić z faktem, że społeczeństwo starzeje się i dzieci nie udźwigną naszych emerytur?

Poseł Piłka nie poprzestaje na postulatach. Rodzinom typu "dwa plus cztery" chce zapewnić pomoc państwa w postaci karnetów do muzeów, kin i teatrów. Będą też zniżki na basen i do hali sportowej. Ale pod jednym warunkiem: tylko ojciec ma pracować zawodowo, matka musi w pełni oddać się wychowaniu dzieci. Dlaczego? "Jeśli chcemy, aby rodzina była zdrowa moralnie, nie widzę możliwości, by matka pracowała - wyjaśnia posłanka Sobecka z sejmowej komisji ds. rodziny i praw kobiet. Nie będę komentować tego, co oczywiste.

Mam tylko kilka pytań. Czy bilet do kina będzie można wymienić na chleb i mleko w tych licznych przypadkach, gdy mężczyzna sam nie jest w stanie utrzymać rodziny? Czy karnet przysługuje niepracującej matce z dziećmi także po odejściu męża? I czy nie lepiej byłoby pomyśleć w końcu o tym, jak ułatwić kobietom godzenie pracy i macierzyństwa? Bo nie da się zawrócić kijem Wisły ani zagonić dzieci do pasania owiec lub pracy w fabrykach. Co nie znaczy, że poseł Piłka z posłanką Sobecką nie powinni tego postulować. Model "dwa plus cztery" miałby wtedy znacznie większe szanse. I to bez karnetów.

Hanna Samson

Dowiedz się więcej na temat: piłka | posłowie | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy