Reklama

Małgorzata z Warszawy:

To stało się ?naście lat temu, na studenckich otrzęsinach. Odbywały się one wyjazdowo, pod koniec października. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż teraz, z perspektywy lat, sama już nie jestem pewna?

Już na początku zajęć zwróciłam na niego uwagę (był w mojej grupie), ale w pierwszej chwili wydał mi się trochę za mało męski - w potocznym znaczeniu tego słowa; bardzo szczupły, o rozwichrzonej, niesfornej czuprynie, delikatnych rysach i drobnych dłoniach. Nieco później dostrzegłam jego inne, wewnętrzne cechy: wyjątkowe poczucie humoru, błyskotliwość przemieszaną z pewną nieśmiałością oraz niezwykle optymistyczne, pozytywne nastawienie do świata. No, a wreszcie - jego ciemne, przenikliwe oczy o nieprzeniknionej (jak mi się wówczas wydawało) głębi? Kiedy pierwszy raz spojrzałam w nie, poczułam dziwny dreszczyk. Coś mnie poruszyło. Od tej chwili zaczęłam interesować się nim bliżej i dość szybko dostrzegłam, że i ja nie jestem mu obojętna. Poświęcał mi więcej uwagi, niż innym koleżankom, chociaż w ogóle odnosił się do dziewczyn po dżentelmeńsku - a przede wszystkim nie ?zgrywał" macho, co zawsze mnie u facetów irytowało (i nadal irytuje?). W trakcie zajęć (a raczej - w przerwach) dużo rozmawialiśmy i stopniowo przechodziliśmy na coraz intymniejsze tematy. Sporo nas łączyło: zbliżone nastawienie do świata, upodobania muzyczne, książki. Spojrzenia, jakimi mnie obrzucał, stawały się coraz bardziej jednoznaczne - to nie był wzrok ?tylko" kolegi, ale kogoś więcej. Świadczył mi sporo drobnych uprzejmości, więc czekałam na następny krok z jego strony (chociaż sama nie wiedziałam, co to powinno być?), lecz ten? nie następował. Zrozumiałam, że muszę sama wykazać się inicjatywą, bo mój luby (w myślach tak już go określałam) jest zbyt nieśmiały, zbyt subtelny. Wcześniej tego rodzaju zachowanie ze strony chłopaka uznałabym za przejaw słabości, ale teraz było inaczej. Moja fascynacja nim była większa?

Reklama

Na okazję do ?ostatecznego rozstrzygnięcia" nie musiałam długo czekać. Okazały się nią otrzęsiny. W trakcie dyskotekowej zabawy, kiedy zapowiedziano ?białe tango", po prostu poprosiłam go do tańca. Nie mówiliśmy nic, tylko długo spoglądaliśmy sobie w oczy. Na zakończenie przytuliłam się do niego mocniej, a on odpowiedział podobnie? Pierwszy raz znalazłam się w jego ramionach i było to bardzo ekscytujące (teraz powiedziałabym - podniecające) uczucie. Muzyka ucichła, a my jeszcze przez pewną chwilę trwaliśmy złączeni w naszym własnym rytmie. Dalej wszystko poszło, jak z płatka. Wyszliśmy na spacer i tutaj zaczęliśmy się całować jak szaleni. Od tej chwili staliśmy się nierozłączni, a ten stan trwa już kilkanaście lat. I do dzisiaj jestem przekonana, że przełomowe dla nas okazały się te chwile spędzone w długim, upojnym tańcu, z wpatrzonymi w siebie oczami?

Praca została nagrodzona w konkursie "Poderwałam go"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama