Reklama

Mały złośnik

Pierwszy bunt dziecka potrafi przyprawić o białą gorączkę. Najważniejsze to poradzić sobie z małym diabełkiem, a jednocześnie nie wyjść na wyrodnego rodzica.

Znowu to samo. Prosisz swoje dziecko, żeby posprzątało zabawki w pokoju (wrzuciło je do jednego pudła), ale ono stanowczo odmawia.

Kiedy ponawiasz prośbę po raz dziesiąty, a twój skarb najwyraźniej ma cię w nosie, posuwasz się do szantażu: jak nie posprzątasz, nie obejrzysz dobranocki! Dziecko najczęściej uderza wtedy w szloch, zaczyna kopać, tupać i jedyne, o czym marzysz, to żeby je uspokoić. Zabawki sprzątasz oczywiście sama.

Niektóre dzieci wykazują szczególnego rodzaju złośliwość już od pierwszych lat życia. Terroryzują rodziców, wymuszają płaczem, kopią wózek, wyrzucając na zewnątrz wszystkie zabawki. Inne stają się złośliwe w trzecim, czwartym roku życia. Większości na szczęście uciążliwy charakterek przechodzi wraz z pójściem do przedszkola. Wcześniej jednak trzeba jakoś sobie z nimi poradzić.

Reklama

Milczenie jest złotem

Najważniejsze to nie dać się dziecku szantażować. Jeśli w zamian za zjedzenie marchewki z jabłkiem zażąda podwójnej porcji lodów, najlepiej zupełnie je zignorować. Bez marchewki też przeżyje. Podobnie należy postępować ze wszystkimi kaprysami i złośliwościami malca. Najlepszym rozwiązaniem na odmawianie jedzenia, założenia czapki czy powrotu z piaskownicy nie jest walka, krzyki i groźby, lecz stoicki spokój i ignorancja. Dziecko prędzej czy później i tak coś zje, a z piaskownicy jak nie na własnych nogach, to w wózku lub na rękach rodzica wróci do domu. Ktoś tu w końcu jest większy.

- Jako czterolatek Kamil był istnym potworkiem. Sprzeciwiał się każdemu mojemu słowu, nikogo nie słuchał, wszystko robił na przekór - wspomina Łucja, mama 6-letniego dzisiaj chłopca. - Kiedy więc kolejny raz wymazał ścianę kawałkiem czekolady, bo nie pozwoliłam mu spać na balkonie (dzieci mają różne dziwne pomysły), zamiast krzyczeć, przestałam się do niego odzywać. I była to najmądrzejsza decyzja, jaka mogłam podjąć. Po 30 minutach mój syn złagodniał jak baranek i ze łzami w oczach prosił, żebym mu przeczytała bajkę.

Odwiedź też dział rodzina

Tekst pochodzi z magazynu

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: zabawki | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy