Reklama

Mama jest na misji

Od samego rana polscy żołnierze przebywający w Afganistanie ślą swoim mamom najserdeczniejsze życzenia. A jak sobie radzą mamy, które swoje pociechy zostawiły w domu i wyjechały na misję?

Młodszy chorąży Katarzyna Małkowska na co dzień służy w 10 Opolskiej Brygadzie Logistycznej. W Afganistanie przebywa już ponad dwa miesiące i zajmuje się dostawą leków do szpitala w bazie Ghazni i do wszystkich punktów medycznych w pozostałych bazach.

Myślami jesteś w domu...

To nie jest jej pierwszy wyjazd, wcześniej była rok w Libanie, dwa razy w Iraku. Jak przyznaje, kolejna misja wcale nie jest łatwiejsza, bo za każdym razem różni się praktycznie wszystko: inne warunki, specyfika środowiska, nowi współpracownicy. Niezmienne jest tylko jedno: tęsknota za domem i bliskimi. Nie ma dnia, żeby nie myślała o swoich dzieciach: osiemnastoletnim synu Igorze, który uczy się w techniku i trzynastoletniej Jowicie, uczęszczającej do gimnazjum.

Reklama

"Żyjesz tutaj, ale myślami jesteś w domu. Mam o tyle dobrze, że codziennie kontaktuje się z nimi. Wiem na bieżąco co się dzieje, jakie mają problemy. Mogą mi się wyżalić, wypłakać, prosić o radę - co prawda tylko telefoniczną, ale tym zawsze im służę" - mówi.

Choć przyznaje, że w ciągu tego okresu, jaki już spędziła w Afganistanie, zdarzyły się chwile, że miała ochotę wrócić do domu i być razem z rodziną w Opolu. Bo tęsknota jest takim uczuciem, z którym w żaden sposób nie można sobie poradzić. Dlaczego zatem wyjechała? "Pracuję w wojsku i taka jest specyfika mojej pracy" - uzasadnia swój pobyt na misji.

Wrócić cało i zdrowo

Jak dzieci znoszą jej nieobecność? "Syn podchodzi do tego trochę inaczej, w końcu już ma osiemnaście lat" - śmieje się. A córka? "Bardzo przeżywa nasze rozstanie. Zrobiła mi wielką niespodziankę - przed wyjazdem dała mi list, który pozwoliła przeczytać dopiero tu na miejscu, w Afganistanie. Gdy to zrobiłam, popłakałam się. Moje dziecko napisało, że bardzo za mną tęskni, bardzo jest jej przykro, gdy słyszy w szkole docinki innych dzieci, które mówią, że one nigdy nie puściłyby swojej mamy tak daleko i tam, gdzie jest tak bardzo niebezpiecznie" - mówi.

Później długo rozmawiały na ten temat, wzajemnie się wspierając. "To był najpiękniejszy i najbardziej wzruszający list, jaki kiedykolwiek w życiu dostałam. Nie ma nawet co porównywać z innymi" - wspomina, a w głosie nadal słychać wzruszenie.

Dzieci przed wyjazdem podarowały jej maskotkę i łańcuszek, który nosi cały czas.

Anna Pawlak, PKW Afganistan

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy