Reklama

Na co mi bachory!?

Od czasu do czasu pojawiają się w mediach, prowokowane nie wiadomo przez kogo, tematy z gatunku zastępczych, które można streścić w jednym, prostym pytaniu: czy współczesna kobieta powinna mieć dzieci?

Ciekawostką może być fakt, że wielokrotnie przy okazji takich dyskusji wypowiadają się autorytety najwyższego medialnego chowu (nazwiska przemilczę...), najróżniejszych opcji politycznych, mącąc w głowach słuchaczom. Autorytety zapominają, że wolność człowieka polega również na wolności wyboru sposobu życia, wyboru celów w tym życiu najważniejszych i akceptowania wynikających z tego konsekwencji.

Nie, nie będę zabierała głosu w tej dyskusji. Przytoczę tylko historię pewnej pani. Historię, która dla wielu współczesnych dziewcząt i kobiet może być pomocna - tylko pomocna - w podjęciu decyzji o posiadaniu lub nieposiadaniu potomstwa.

Reklama

Pani X mieszka w jednym z największych polskich miast. Skończyła studia, została dziennikarką. Przez kilka lat ciężko pracowała, wyrabiając sobie nazwisko i prestiż w środowisku zawodowym. Skończyła studia podyplomowe, jedne i drugie, zdała egzaminy państwowe z dwóch języków zachodnich. Często wyjeżdżała za granicę na praktyki, wyjazdy studyjne i wielomiesięczne staże. Pytana przez przyjaciół o plany związane z założeniem rodziny odpowiadała zawsze szybko i zdawkowo: - Mam jeszcze czas!

Kiedy kończyła 30-stkę, poznała pana Y. i wzięła z nim ślub. - Mam jeszcze w planie staż w USA i muszę zacząć robić więcej dla telewizji - odpowiadała, kiedy przy różnych okazjach pytałam ją o dzieci. - Poza tym, na co mi bachory?!

Tuż przed czterdziestką X. nieco zwolniła. Częściej można ją było zobaczyć w towarzystwie męża, podczas spacerów, na siłowni, na basenie. Zadzwoniła wtedy, zapraszając do ich nowego domu na parapetówkę. Po kilku koniakach zwierzyła się: - Wiesz, tyle już mam, ale straciłam napęd...

Wtedy, trochę bezczelnie, bąknęłam coś o dziecku i zaraz ugryzłam się w język. - Coś ty... - odpowiedziała szybko. - Bachor??? To nie dla mnie!

Później zniknęła mi z oczu. Myśłałam, że wyjechała gdzieś za granicę. Po kilkunastu miesiącach zadzwoniła: - Wiesz, chcę ci coś powiedzieć... Mamy już wszystko, co można osiągnąć: dom , auta, kasę, dobre zawody... Doszliśmy z mężem do wniosku, że jednak powinniśmy mieć dzieci...(zaczęła płakać) Poszłam do lekarza.... Po wielu badaniach okazało się, że ....że.... Słuchaj, czy ty nie wiesz, jak można adoptować dziecko???

Wtedy ja się rozpłakałam. No i musiałam to Wam opowiedzieć...

Aldona Majewska-Pawlak

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy