Nowoczesny czy niewychowany?
Od kilku tygodni spotykam się z chłopakiem. Podoba mi się, mam z nim o czym rozmawiać, jest interesujący. Dręczy mnie jednak to, że nie jest zbyt szarmancki.
Czasami "niezbyt szarmancki" to eufemizm, wyłazi z niego po prostu jakieś buractwo. To, że ja płacę za siebie, on za siebie, rozumiem - oboje studiujemy jeszcze, żadne z nas nie ma zbyt dużo kasy. Ale on nie przestrzega także innych zasad savoir - vivere`u, które ja wyniosłam z domu. Uczono mnie, że facet powinien otworzyć drzwi, podać płaszcz, pomóc nieść walizkę, itp.
Mój chłopak nie zaprząta sobie takimi niuansami głowy. Czasami, gdy jesteśmy gdzieś razem, on SMS - uje sobie z kimś, nie przepraszając za to, sądzę, że nie widzi w swoim zachowaniu nic dziwnego. Ja czuję się w takich chwilach nieswojo. Nie wiem, jak zareagować.
Kiedy go spytałam o to, powiedział, że przecież o to walczyłyśmy, żeby być na równi z facetami... Nie jestem feministką, nie wymagam też od niego służalczości czy przesadnych staroświeckich ceregieli. Wydaje mi się jednak, że są jakieś formy zachowania, których kulturalni ludzie po prostu przestrzegają. Do nich zalicza się, m.in. ustępowanie miejsca kobietom w ciąży w autobusie, mówienie "dzień dobry" sąsiadce czy przytrzymywanie kobiecie drzwi.
Nie muszę chyba dodawać, że mój chłopak nie obchodzi Dnia Kobiet, dawanie kwiatów dziewczynie w tym dniu jest dla niego staromodne i uwłaczające jego męskości. Zastanawiam się, czy to normalne - coraz więcej mężczyzn w moim wokół mnie zachowuje się w podobny sposób. Mój ojciec i brat zachowują się zupełnie inaczej. Czy to kwestia wychowania, ja jestem staroświecka, oni nowocześni?
Przyznaję, że chłopak jest fajny, podoba mi się, ale ten jego brak manier - bo dla mnie ta nowoczesność do tego się sprowadza - jest problematyczny. Mam z nim o tym porozmawiać? Nie wiem, jak się zachować. Czy teraz tak już jest?
Mika