Reklama

Obiekt natchnienia

Opiekuńcza, zatroskana, radosna, tajemnicza, skromna i wyuzdana. Raz jest niedostępną dziewicą, która po chwili przeistacza się w figlarną nimfę, innym razem staje się przykładną matką i żoną.

Kobieta stanowiła natchnienie dla artystów od zarania dziejów. To dla niej i o niej pisano wiersze, dla niej komponowano muzykę i ją uwieczniano na obrazach, rysunkach czy rzeźbach. Rolę jej umniejszyło dopiero chrześcijaństwo.

W wiekach średnich zaczęły dominować postacie męczennic i świętych. Królowała wśród nich Matka Boska. Ukazywano ją zarówno w chwilach radosnych, takich jak zwiastowanie, narodziny syna czy ofiarowanie w świątyni oraz smutnych, m.in. gdy składała ciało syna do grobu. Zawsze jest jednak matką tulącą w ramionach ukochane dziecko.

Reklama

Przedstawienie Marii trzymającej na kolanach martwe ciało syna, czyli Pieta miało swój początek w Niemczech XIV wieku. Później zyskało popularność w całej Europie. Najsłynniejszym przykładem jest Pieta Watykańska Michała Anioła, który jako pierwszy włoski artysta przejął ten motyw. Twarz Marii, która wyszła spod jego dłuta jest młodzieńcza i pozbawiona wszelkich emocji, a ciało ukryte pod fałdami szat. Bije od niej spokój kojarzący się raczej z radosną chwilą.

PORTRET MAŁŻEŃSKI

Kobieta to nie tylko kochająca matka, ale również obiekt męskiej miłości. Żydowska narzeczona (1665-67) pędzla Rembrandta oraz Portret małżonków Arnolfinich (1434) Jana van Eycka choć dzieli ponad 200 lat, różnorodność stylów i temperamenty artystów, łączy podobne ukazanie wzajemnej czułości dwojga osób.

Obraz Rembrandta otrzymał obecny tytuł dopiero w XIX wieku, choć można polemizować czy główni bohaterowie to jeszcze narzeczeni czy już małżonkowie. Tak czy inaczej dzieło jest apoteozą związku dwojga ludzi. Oboje są już niemłodzi, przeciętnej urody, wyglądają na osoby zmęczone życiem. Na obliczu mężczyzny widać wiele zmarszczek. W gestach, spojrzeniu czy mimice pary widać wzajemną miłość i czułość. Mężczyzna obejmuje kobietę opiekuńczym gestem, a drugą rękę trzyma na złotym łańcuchu wiszącym na jej piersi. Ona dotyka dłoni mężczyzny, spoczywającej na jej piersi. Przyciska ją lekko, jednocześnie przyjmując i oddając delikatną pieszczotę. Nie ma tu żadnych zbędnych szczegółów. Dbałość o ukazanie wnętrza czy pejzażu niknie w spowitym czernią tle - nic nie zakłóca spotkania. Nawet bogate stroje, oddane przez Rembrandta z absolutną wirtuozerią, nie oddalają uwagi od wzajemnych relacji małżonków. Intymność sceny sprawia, że widz wydaje się intruzem przeszkadzającym w bardzo prywatnej scenie.

W obrazie niderlandzkiego mistrza Jana van Eycka również najdrobniejszy szczegół mówi o miłości i wierności. Dzieło przedstawia Giovanniego Arnolfini i jego żonę Giovannę. Mieszczańskie wnętrze, w którym stoją portretowani, jest ciepłe w kolorystyce i przytulne. Choć młodzi małżonkowie są poważni i nie patrzą na siebie, to w ich gestach - ona delikatnie podaje mu swoją dłoń, którą on zaraz przykryje drugą dłonią w opiekuńczym geście - widać wzajemne przywiązanie i ufność. U ich stóp stoi piesek, symbol miłości i wierności. W płótnie zadziwiają jeszcze inne szczegóły - w wypukłym lustrze wiszącym za małżonkami odbija się cała scena w najdrobniejszych szczegółach, w tym autoportret malarza i postać drugiego świadka ceremonii.

Zupełnie odmienny, pozbawiony uczuć wydaje się Portret państwa Andrews Thomasa Gainsborough. Małżonkowie pozują na tle rodzinnej posiadłości. Ona wystrojona w błękitne jedwabie siedzi na ławce i spogląda na widza z niezadowoloną miną, a on oparty o ławkę obojętnie trzyma strzelbę, jakby nie mógł doczekać się końca pozowania. I choć towarzyszy im też pies, to nie jest on już symbolem miłości i wierności, ale odzwierciedleniem zamiłowania swojego pana do polowań.

W porównaniu z poprzednimi parami, państwo Andrews nie wzbudzają naszej sympatii, ale i w tym portrecie można odnaleźć wiele uroku. Może nie w samych portretowanych, którzy są przyobleczeni w maskę obojętności, ale w kompozycji obrazu i delikatności krajobrazu. Artysta przesunął ludzi poza centrum kompozycji. Pozostawioną w ten sposób przestrzeń wypełnił nieidealizowanym krajobrazem. To właśnie przyroda, na równi z małżonkami jest bohaterem tego obrazu.

ODROBINA NAGOŚCI...

Antyk opiewał piękno nagiego ludzkiego ciała, które średniowiecze przyoblekło w szaty nieraz za ciężkie i krępujące ruchy. Wyjątkiem były tylko sceny śmierci męczenników. Tak miało pozostać aż do renesansu, kiedy na nowo odkryto mity. Dały one artystom szansę, nieskrępowanego obyczajami, ukazywania nagiego ciała.

Obrazy zaludniły postaci antycznych bogów, nimf, satyrów i legendarnych herosów: Leda z łabędziem, Danae ze złotym deszczem.

Narodziny Wenus włoskiego artysty Sandro Botticellego są jednym z wcześniejszych obrazów o tematyce mitologicznej. Ogromne płótno prawdopodobnie zostało zamówione przez Lorenza Pierfrancesco de Medici dla rodowej posiadłości Villa di Castello. Choć tytuł dzieła zapowiada narodziny bogini miłości, przedstawia raczej moment jej przybycia do wybrzeży Cypru - wyspy, którą miała sobie upodobać na siedzibę.

Centralną figurą obrazu jest Wenus - majestatyczna, długonoga i długowłosa piękność o charakterystycznych dla florenckiego mistrza rysach twarzy - delikatnych, pociągłych z migdałowymi oczami. Boginią miłości skromnie okrywa rękoma piersi, a włosami łono. Obraz zawiera wszystkie charakterystyczne dla stylu Botticellego środki wyrazu: jasne, lekkie kolory, oszczędnie stosowany światłocień, a przede wszystkim zamiłowanie do płynnej linii.

Barokowy piewca kobiecego ciała - Pieter Paul Rubens - namalował między innymi Sąd Parysa. Dzieło to nie wzbudzi większego zachwytu u współczesnego odbiorcy przyzwyczajonego do chudych modelek. W siedemnastowiecznej Holandii kochano jednak niewiasty o "słusznej" postawie, a do kanonu przeszło określenie "rubensowskie kształty".

Na obrazach artysty zawsze widać zachwyt, szacunek i podziw, jakim obdarzają się współbohaterowie. Parys również patrzy na trzy osądzane boginie z szacunkiem i podziwem. Odwzajemnia je Wenus, która zdaje się być zaskoczona wyborem młodzieńca. Rubens swoim malarstwem składa hołd nagiemu ciału, które zawsze jasno oświetlone, przyciąga wzrok i skupia uwagę widza. Modelki są zaś dumne i pewne swojego powabu.

... I ZMYSŁOWOŚĆ

Nagość to wedle dawnych nauk rozwiązłość i niemoralność, choć nie zawsze. Wystarczy popatrzeć na dwa obrazy hiszpańskiego mistrza Francisco Goi - Maja ubrana i Maja naga. Gdy powstawały, w Hiszpani wciąż działała Inkwizycja, która pod groźbą surowych kar zabraniała ukazywania nagości i jedynie osoba tak wpływowa, jak Manuel Godoy - królewski minister, mogła skrywać płótno w prywatnym gabinecie.

Publiczność po raz pierwszy zobaczyła Maję nagą dopiero sto lat później, w 1901 roku w Muzeum Prado. Do obrazu nie pozowała legendarna księżna Alba, lecz Pepita Tudó kochanka Manuela Godoya.

Płótno jest najbardziej skandalizującym dziełem w twórczości Goi, a erotyzm, którym przesiąknięte są obie wersje obrazu nie miał precedensu w poddanej surowym rygorom sztuce hiszpańskiej. Porównując oba dzieła zauważamy, że Maja ubrana tak naprawdę jest bardziej kusząca. Delikatna materia sukni opływa zmysłowo jej ciało, bardziej odkrywając niż zakrywając wąską kibić i pełne, jędrne piersi. Frywolna, kusząca jest również poza modelki, nie wspominając o śmiałym, wyzywającym spojrzeniu skierowanym wprost na widza.

Zmysłowość to również pocałunek. Trudno więc nie wspomnieć o rzeźbie Augusta Rodin Pocałunek z 1886 roku.

Marmurowe dzieło od samego początku wzbudzało zachwyt publiczności i krytyki, choć niektórych bulwersowała nagość. Przedstawia ono znanych z Boskiej Komedii Dantego Paola i Francescę. To ona przejmuje w tej grze inicjatywę. Śmiało zarzuciła ręce na szyję kochanka, który nie wzbrania się, ale śmiało kładzie dłoń na jej udzie odwzajemniając pocałunek. Pocałunek swoją zmysłowością ustalił renomę Rodina jako rzeźbiarza erotyzmu.

Różne style, różni artyści, odmienne typy przedstawień. Od delikatnych eterycznych kobiet Botticellego przez pewne swej zmysłowości i erotyzmu muzy Rubensa, aż po szczęśliwe żony i tragiczną matkę. Każda z nich jest inna, każda w swoim czasie wzbudzała zachwyt, a i teraz na niejednej z podziwem zatrzyma się oko widza.

Ludmiła Grudniak-Wal

Antyki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama