Reklama

Ożenię się, ale...

Ożenię się, ale ona musi godzić się na moje zwyczaje, polubić moje zainteresowania, moich kolegów, po prostu zaakceptować mnie takiego jakim jestem - w ten sposób zastrzega się wielu mężczyzn, którzy w swym życiu biorą pod uwagę możliwość zmiany stanu cywilnego.

A może tacy kawalerowie tak naprawdę wcale nie zamierzają się żenić i wiedzą, że nie ma takiej, która spełniłaby te wszystkie ich wymagania?

Niestety, dla wielu facetów zaspokajanie własnych potrzeb to rzecz najważniejsza. W ich przekonaniu inni mają spełniać te oczekiwania i nie żądać niczego w zamian. Już sama możliwość obcowania z nimi powinna wystarczać. Niech kobieta myśli, że "złapała Pana Boga za nogi", a nie dopatruje się jakichś wad w swoim wybranku.

Takim mężczyznom trudno byłoby zrezygnować z dotychczasowego stylu życia. Zakładają, że to żona musiałaby się im podporządkować - nie narzekać, że późno wracają, że lubią uczcić to i owo w pubie, że znów idą na obiad do mamusi, itd. Oni sami, przekonani o swej doskonałości, nawet nie próbują się zmieniać. Wychodzą z założenia, że druga osoba bez oporu zmieni dla nich swoje życie.

Reklama

Żyjąc w związku, a tym bardziej planując ślub, trzeba godzić się na kompromisy, umieć pójść na ustępstwa. "Docieranie się" wymaga starań obu stron. Jeśli ktoś zakłada, że to tylko partner musi się dopasować, w ogóle nie powinien myśleć o poważnym związku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy