Reklama

Porzuca mnie, potem wraca...

Duszę się ze swoim problemem, może doświadczenie innych pomoże znaleźć  mi rozwiązanie, bo zagmatwałam sobie totalnie życie. Od wielu lat utrzymywałam luźny związek z facetem, który miał kawalerskie dziecko.

Do pewnego momentu mi to odpowiadało. Potem były rozstania i powroty... Jak chciałam czegoś więcej - on w zależności od sytuacji - czasem chciał ze mną żyć, za chwilę wytykał mi wady i porzucał... Nigdy nie wprowadził mnie , nie poznał, nie zabrał do swej rodziny, z którą zresztą mieszkał w jednym gospodarstwie.

Jego rodzina pomagała kobiecie , którą zostawił z dzieckiem, a on moim zdaniem, teraz po latach cały czas prowadził podwójne życie.

Ja natomiast mam naturę zaborczą i walczyłam z nim i tą sytuacją - wtedy zostawiał mnie a za jakiś czas wracał. Pozwalałam na to wszystko - to jakieś dziwne toksyczne uczucie, które mną zawładnęło... W końcu nadszedł czas, że wydawało mi się, iż dotarliśmy się - udało mi się go namówić na dziecko, bo o ślubie wiedziałam, że nie mam co marzyć... Prosiłam, by powiedział w końcu o nas rodzinie, tamtej kobiecie, córce... kłamał, wykręcał się.

Reklama

Gdy dowiedział się o ciąży - najpierw oskarżał mnie itp. potem się cieszył, a potem gdy było już widać brzuch i zaczęły się problemy ze sprawami dotyczącymi mieszkania, na które udało mi się zdobyć kredyt - zniknął...To, co przeżywałam, może sobie wyobrazić tylko osoba, która była w podobnej sytuacji... W końcu wybłagałam go o pomoc, bo byłam już u kresu sił... Odmieniło mu się - pomagał, choć dużo mnie to kosztowało wyrzeczeń, próśb itp, ale znów mu wybaczyłam. Na punkcie syna oszalał, żył i mieszkał z nami. W końcu zadzwoniłam i powiedziałam - to był szok dla jego matki ( nie informowałam jej wcześniej, gdyż on ma 38 lat , ja 29 - sądziłam więc, że to nasza sprawa). Przez pare tygodni nie odzywał się do nas...

Jego matka i brat z rodziną byli u naszego synka na pierwszych urodzinach (po 9 miesiącach od informacji o wnuku), ale przed jego córką ukrywają sytuację, okłamują wszystkich wokół.

Od tego momentu odsunął się bardzo od nas, od małego. Choć ja obiecałam sobie, że stanę na nogi i w końcu poukładam sobie z kimś normalnym życie. Wróciłam do pracy, trochę awansowałam, dowartościowałam się itp. Stawałam się coraz bardziej niezależna, on się wściekał, dokuczał mi, kłamał, prowadził kawalerskie życie (niby dużo pracował), od spraw łóżkowych też mnie odepchnął. Z tym, że mnie opuścił jakoś się pogodziłam, ale nie mogę zrozumieć, czemu opuścił syna.

Ale nie w tym mój problem, przynajmniej na razie - przez przypadek wyszło na jaw, że jestem znów w ciąży (zmieniałam tabletki i nie wiem, jak do tego doszło...). Szalałam i wyłam strasznie, ale na aborcję odwagi mi zabrakło. On tylko się ze mnie śmiał. W tej chwili jestem sama z 1,5 synkiem, na razie sobie radzimy, pracuję, ale co dalej - nie wiem... Jeszcze do dziś do mnie to nie dociera, byłam taka szczęśliwa, że staję na nogi, że uwolnię się od niego, a teraz co mam robić?

Na rodzinę nie mam co liczyć, do pracy nie wiem, czy będę w stanie wrócić, no i mam kredyt 30 lat na moje 30 metrowe mieszkanko... A on firmę przepisał na brata, więc alimenty otrzymam głodowe, poza tym uważa, że drugim dzieckiem chciałam wymusić na nim ślub. Tak strasznie go znienawidziłam... i nie chcę przeżywać tego, co z pierwszym dzieckiem... Poradźcie mi coś... bo gdzieś tam w środku tak się załamałam i tak strasznie się winię i tak żałuję, że nie usunęłam...

Czasami nawet najlepsza "książkowa" rada nie zastąpi tej, która wynika z naszych doświadczeń. Do naszej redakcji przychodzi wiele takich listów, na które jednej osobie trudno jest mądrze odpowiedzieć, ale liczymy na was.

Redakcja

Jeśli potrzebujesz rady naszych czytelniczek - napisz do nas!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy