Reklama

Syndrom uwielbienia gwiazd

Jedna trzecia Brytyjczyków cierpi na coś, co naukowcy nazwali syndromem uwielbienia gwiazd. Takie wnioski wyciągnięto na podstawie niedawno przeprowadzonych badań.

Inaczej mówiąc, wielu spośród fanów i fanek posunęłoby się naprawdę daleko, gdyby ich idole tego od nich zażądali.

Badania przeprowadzili psychologowie z University Of Leicester, na próbie 700 osób w wieku od 18 do 60 lat. Z zebranych danych wynika jednoznacznie, że syndrom uwielbienia gwiazd nie przytrafia się wyłącznie nastoletnim dziewczynom czy fanom science fiction.

Aż 36 procent badanych tak bardzo dotknął syndrom uwielbienia gwiazd, iż miało to wpływ na ich życie codzienne. Wśród tych najbardziej uwielbianych w Wielkiej Brytanii są Kylie Minogue, David Beckham, a także premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.

Reklama

Na podstawie badania wyróżniono trzy poziomy uwielbienia gwiazd - niski, średni i wysoki.

Znajdujący się na poziomie niskim zadowalają się naśladowaniem gwiazd dla celów społecznych, czyli np. często rozmawiają o swych idolach z przyjaciółmi.

Średni poziom to już uwielbienie wyrażane bardziej intensywnie. Ma ono wpływ na to, co uwielbiający myśli, w co wierzy. Fan wierzy wtedy, iż jest dla swego idola kimś wyjątkowym.

Najwyższy poziom obejmuje już zachowania natury społeczno-patologicznej. Inaczej mówiąc, uwielbienie jest ślepe, a uwielbiający gotów jest zrobić niemal wszystko, by tylko znaleźć się w pobliżu swego idola albo - w jego mniemaniu - zadowolić podmiot swego uwielbienia.

Uczeni zauważają, że uwielbienie dla gwiazd może mieć pozytywne i negatywne skutki. Ci, którzy znajdują się na pierwszym etapie syndromu, w przyszłości będą zapewne bardziej otwarci, bardziej optymistycznie nastawieni i szczęśliwi.

Z drugiej strony ta grupa, która angażuje się silnie emocjonalnie w wyrażanie uwielbienia dla gwiazd, stanie się jednostką sprawiającą kłopoty, impulsywną, samotną.

"Trzeba pamiętać, że uwielbienie dla gwiazd wcale nie musi być czymś złym. Jednakże z naszych badań wynika, iż zbytnie zaangażowanie się nie zawsze jest dla kogoś dobre" - tłumaczy psycholog dr John Maltby z University Of Leicester.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: syndrom
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama