Reklama

Ustawione

Były wdzięczne. Dziś ich przyjaciółki, równolatki, mocno chodzą po ziemi. A Iwona, Basia i Marta dopiero przed trzydziestką uczą się dorosłości.

Iwona, 28 lat, historyk sztuki. Mieszka: w 130 metrach na przedmieściach Warszawy. Jeździ: toyotą rav 4. Zwiedziła: Nowy Jork, Meksyk, Brazylię, Wyspy Zielonego Przylądka. Za wszystko zapłacili rodzice. Mówili, że w zamian chcą pokoik w apartamencie Iwony.

"Kiedy przyjeżdżamy z Poznania w interesach do Warszawy, gdzie mamy spać? W hotelu? Nie po to kupiliśmy ci mieszkanie!", to mama. Ojciec: "Twoje koleżanki mają kredyty, a ty dostałaś wszystko. Doceń". Iwona od trzech lat jest w związku, ale z narzeczonym nie mieszkają razem. Tata się nie zgadza, o chłopaku córki mówi: "cwaniak", "gołodupiec". - Wkrótce się usamodzielnię - mówi Iwona, zaciskając usta w wąską kreskę. - Daję sobie czas do trzydziestki.

Reklama

Basia, 27 lat, dostała od mamy kawalerkę na strzeżonym osiedlu. Matka, wdowa, zlikwidowała lokatę bankową, a na część mieszkania wzięła kredyt. Za 35 metrów na warszawskich Bielanach zapłaciła 320 tysięcy. Żadna okazja. Basia wolała tańsze, żeby mama nie pozbywała się oszczędności.Mieszkanie miało jednak dodatkową wartość: dwie ulice dalej mieszkała mama.

"Obie jesteśmy samotne. Jeśli zachorujesz albo będziesz miała problem, ja będę blisko", mówiła. Dlatego Basia nie protestowała, gdy mama zatrzymała drugą parę kluczy. Skąd mogła wiedzieć, że będzie wpadać bez zapowiedzi? - Na początku myślałam, że ma syndrom pustego gniazda, że to przejdzie - mówi Baśka. - Byłam wdzięczna mamie. Długo nie rozumiałam, że są granice wdzięczności.

Marta i Marek, oboje po 29 lat. Dwa lata żyli we czworo. Ona, on i jej rodzice w czterystumetrowym domu, 50 kilometrów od Warszawy. Wejścia do domu były osobne, ale kuchnia wspólna. Marek nalegał, żeby wprowadzili się do jego niewielkiego mieszkania w mieście. Przekonywał: "Będziemy mieć blisko do kina, knajp, będziemy wreszcie sami". Ale Marta nie miała odwagi. Pamiętała słowa ojca: "Zbudowałem ten dom własnymi rękami nie po to, żeby na stare lata siedzieć z matką. Przejmiesz stadninę i restaurację. Rozumiesz?". Po ślubie zaproponował zięciowi posadę menedżera i świetną pensję. Marek nie oponował. Nikt inny nie zaproponowałby mu 10 tysięcy netto.

Jesteśmy rodziną

Iwony wspomnienia z dzieciństwa. Matka zjada z talerza córki, by zaoszczędzić. Ojciec dzień spędza w biurze, w nocy robi rozliczenia, zasypia tylko na chwilę na kanapie przed telewizorem. Ale przychodzą lata 90., rodzice rozkręcającą firmę handlową. Mieszkanie w wielkiej płycie zamieniają na dom z sadem, a poloneza na volvo.

"Beverly Hills 90210" - tak o życiu Iwony mówią koleżanki. Ona na osiemnaste urodziny dostaje srebrnego forda pumę. Mieszkanie to prezent za zdane egzaminy na studia. Pierwsze wrażenia? - Za duże. A do tego w Markach pod Warszawą. Wystarczyłyby dwa pokoje, ale bliżej uniwersytetu. Jednak lokalizacji rodzice nie konsultowali, podobnie jak wystroju - mówi.

- "Urządziłaś sama?! - Iwona krzyczy do matki. - Sztukaterie?! Skórzany narożnik?! Zegar ścienny w stylu art déco?". Matka wybiega z mieszkania. Na drugi dzień Iwona przeprasza. "Boże, jaka jestem głupia. Tyle waszej pracy, wysiłku, pieniędzy. Dziękuję". Mama przeprosiny przyjmuje.

- Plakaty z reprodukcjami Warhola schowałam w garderobie, do niczego nie pasowały - mówi. - Cieszyłam się z tego, co mam, z własnych oszczędności byłoby mnie stać na materac do spania.

Pierwsza ważna miłość Iwony: doktorant z wydziału. Piękny, ale biedny. Po roku oświadcza się. Bez pierścionka, bo odkłada na brylant. Ale ojciec wpada w szał: "Jeśli chcesz być z nim, możesz zabrać tylko to, co w tej chwili masz na sobie. Chcesz być dorosła - proszę bardzo". Płacz.

Iwona zostawia mieszkanie, samochód, przeprowadza się do narzeczonego, do wynajętej kawalerki z zepsutą lodówką. Na szczęście jest zima, jedzenie mogą trzymać za oknem. Są szczęśliwi. - Iść do pracy? - zastanawia się. - Byłam na studiach dziennych. Sprzedać samochód? Był zarejestrowany na matkę. Pożyczałam więc od koleżanek, babci. Na puder, szampon, bilet sieciowy, książki, kino, dentystę. Dług rósł, nie miałam z czego oddać.

Mama: "On cię unieszczęśliwi. Będzie siedział z nosem w książkach. Chcesz pożyczać mu na piwo?". Trzy miesiące później Iwona wraca do swojego mieszkania. "Tomek to przeszłość", kłamie. Będą spotykać się potajemnie. Ale Tomek stawia ultimatum: Iwona musi znaleźć pracę i uniezależnić się od rodziców.

Dwa tysiące, dwa i pół, dwa osiemset. Tyle jej proponują, gdy po magisterce szuka etatu. Za tyle pracują znajomi. Ona taką kwotę dostaje od rodziców na czynsz, benzynę, rachunek za komórkę i telewizję cyfrową.

"No tak, w tym kraju nie da się uczciwie zarobić", słyszy od ojca. Ale Iwona do pracy pójdzie. Pierwszą rzuci po trzech miesiącach, bo szef będzie wymagał siedzenia do 21 i nie zapłaci za nadgodziny. Drugą, bo zadzwoni mama: "Mamy interesy w Ameryce Południowej. Wyjeżdżamy na miesiąc. Jedziesz z nami?". - Praca asystentki dekoratora wnętrz nie była spełnieniem marzeń. Ale daleka podróż tak - wyznaje.

Po powrocie szuka bardziej ambitnego zajęcia. Pół roku. Aż tata proponuje, żeby robiła tłumaczenia dla jego firmy. Obowiązek Iwony to napisanie w miesiącu kilkunastu maili po angielsku. Dostaje za to sześć tysięcy. - Miałam dużo wolnego czasu, więc chodziłam na hiszpański, na warsztaty z fotografii. Na kilka lat wpadłam w zawodowy letarg, choć uważałam, że nic złego się nie dzieje. Koleżanki nie wychodziły z pracy przed wieczorem, oszczędzały na telewizor LCD, ja cieszyłam się, że zimą mogę pojechać do Kenii. Myślałam, że jestem szczęściarą.

W mieszkaniu Iwony jest kilka rzeczy, które wybrała sama: różowa lampa ze szklanej mozaiki, wazon w kwiaty i fotel w geometryczne wzory. Ale gdy przyjdzie mama, przestawi wszystko po swojemu. Posprząta, nawet gdy jest czysto. Stół w kuchni dosunie do ściany, by było więcej miejsca, kolekcję podstawek do jajek schowa do szafki, tak jest ładniej. Usiądzie na ulubionym fotelu z cielęcej skóry i będzie podziwiać wiszący w salonie obraz Jerzego Dudy-Gracza, który kupiła córce dwa lata temu.

Ale prawdziwy stres Iwony zacznie się następnego dnia. W samo południe przyjedzie ojciec. Dlatego już dziś rzeczy Tomka, który u niej zamieszkał pół roku temu, pakuje do walizki i wpycha ją pod łóżko. Mama wie, że Tomek wprowadził się do Iwony, ale nigdy o nim nie rozmawia. Tata niczego się nie domyśla. Ciągle powtarza: "Mieszkanie kupiliśmy tobie, nie obcemu facetowi. Niech pokaże, że potrafi o ciebie zadbać, niech zarobi". Dlatego nie biorą ślubu. Choć Tomek uzbierał na brylant, nadal nie stać go na kredyt na mieszkanie.

Iwona często śni, że zabandażowana wpada do wody i nie może wypłynąć. Ostatnio, gdy dzień wcześniej wróciła z Tomkiem z imprezy, nie zablokowała klawiatury w telefonie, aparat w torebce wybrał numer do ojca. Tata słyszał ich rozmowę, za chwilę zadzwonił do jej chłopaka. "Bardzo proszę, żeby w ciągu pięciu minut opuścił pan moje mieszkanie". Wstyd.

Tomek: "To koniec, albo jesteś córeczką tatusia, albo moją dziewczyną". Poprosiła o trochę czasu, zgodził się. Za tydzień ten sam sen. I powód. Przyjechali rodzice, zaczęli sprawdzać, czy jest kurz na meblach. Raz był. I sterta brudnych naczyń na stole. Iwona czuła się winna, pojechała więc na tydzień opiekować się chorą ciotką, bo ojciec o to poprosił. - Na imieniny mamy, taty, ich urodziny, święta i dwa weekendy w miesiącu muszę się meldować w Poznaniu. Pomagam w domu albo rozmawiam o interesach ojca. Czemu? Bo jestem córką. Na własne życie mam niedużo miejsca. Tomek dał mi rok na uporządkowanie spraw z rodzicami. Mam nawet pomysł, jak się uniezależnić: rozkręcę interes.

Będziemy razem

Tata zmarł na zawał, gdy miałam 14 lat - wspomina Basia. - Byłam z nim bardziej związana niż z matką. To jemu opowiadałam o problemach w szkole i pierwszych rozczarowaniach miłosnych. Mamie nie mogłam, bo ze stresu zaczęłoby ją boleć serce. Zawsze ją bolało, gdy robiłam coś nie po jej myśli. Kiedy zabrakło ojca, musiałam sprzątać, gotować, opiekować się pięcioletnim bratem. Mama płakała albo siedziała w ciemnym pokoju i paliła papierosy.Przeszło jej po roku. Wtedy zaczęła nadmiernie się o mnie troszczyć.

Nowy rower, komputer? Mama spełnia prośby córki. Czasem ma na to pieniądze, czasem bierze nieduży kredyt. Jest księgową w firmie, przyjmuje też dodatkowe zlecenia. Obóz językowy na Malcie? "Pojedziesz - decyduje mama. - Chciałam wyskoczyć z koleżankami na tydzień do Chorwacji, ale ostatecznie pojadę na działkę. Swoje zobaczyłam, czas na ciebie".

Gdy sprzedaje domek pod miastem i wpłaca pieniądze na lokatę, córce mówi: "Za parę lat zwiedzimy za to razem dalekie kraje, a resztę zostawię sobie na godną starość". Baśka z mamą nie chce podróżować. Po studiach marzy, by się usamodzielnić.

Scenariusze ma trzy. Zamieszka u chłopaka. Albo weźmie kredyt na 40 lat i kupi własne mieszkanie. Ewentualnie wynajmie. Pierwszy scenariusz odpadł, bo z Darkiem przestali się dogadywać, drugi był trudny do zrealizowania: nie miała stałej umowy o pracę. Trzeci - niekorzystny, a mama jeszcze przekonywała: "Po co płacić komuś, chcę, żebyś miała coś własnego".

- Byłam w siódmym niebie. Ustaliłyśmy, że właścicielką formalną mieszkania będzie mama, żeby nie płacić podatku od darowizny - mówi Basia.

Piątek wieczorem. Basia zaprasza koleżanki na trzecią część serialu "Zagubieni". Spotykają się u niej, bo tylko ona ma czterdziestocalowy telewizor. To prezent urodzinowy od mamy. Kupiła go na raty. Otwiera drzwi i uśmiecha się na widok wysprzątanego wnętrza. Rano mama podlała kwiaty, odkurzyła, upiekła ciasteczka migdałowe. Zostawiła też karteczkę: "dla mojej zapracowanej córeczki".

Basia jest lektorką francuskiego, robi doktorat. Wolała pójść pracować za większe pieniądze do korporacji, ale mama się uparła: "Ja w twoim wieku byłam na etacie, wychowywałam dwójkę małych dzieci, robiłam magisterkę i zajmowałam się domem. A ojciec miał habilitację", mówiła. O 21 dzwonek. Mama. "Byłam obok, ale widzę, że masz gości, więc nie będę przeszkadzać.

- Ależ skąd! - krzyczą koleżanki. - Musi pani zostać". Zostaje, tylko na kwadrans. Następnego dnia dzwoni do Basi: "Pozwalasz im wchodzić w butach na kremowe dywany?!", "Kot? Nie powiedziałaś, że kupiłaś. Koty roznoszą zarazę". To kolejny powód kłótni. "Jesteś bezmyślna i nieodpowiedzialna. Przez ciebie boli mnie serce", ucina argumenty córki.

- Bałam się, że coś jej się stanie, więc rzadko ośmielałam się sprzeciwiać - mówi Basia. - Współczułam mamie, od śmierci taty nie była w żadnym związku. Wieczory spędzała przed telewizorem lub spacerując po osiedlu. Kiedy podpisałam w pracy umowę na czas nieokreślony, postanowiłam, że wezmę kredyt i oddam chociaż część pieniędzy, żeby matka miała zabezpieczenie na emeryturę. "Nie chcę od ciebie jałmużny - protestowała. - A jak ty byś się czuła, gdybym powiedziała, że oddam pieniądze za prezent, który mi dałaś?". Baśka przeprosiła za gafę, ale postanowiła, że zacznie odkładać.

Na koniec roku dostaje od szefa nagrodę: tydzień w Aspen. Termin wylotu: Wigilia, godzina 22. Baśka się boi. Nie wie, jak mama zareaguje na wiadomość, że z nią, bratem i ciotkami zdąży tylko podzielić się opłatkiem. - Miałam koszmarne poczucie winy, odwlekałam dzień rozmowy. A mama dzwoniła: "Specjalnie dla ciebie zrobię karpia po grecku". Gdy się dowiedziała, usłyszałam: "Baw się dobrze. Jakoś się pozbieram, ale i tak zatęsknisz za świętami z matką". Na wigilii wszyscy mieli grobowe miny. Ciotka powiedziała, że niszczę rodzinę, a brat, że mama ma tylko nas, dzieci. "Jak myślisz, ile świąt jej jeszcze zostało?". Wiem, czyje słowa cytował. Pojechałam w góry, ale to był najgorszy urlop w moim życiu. Nie potrafiłam się bawić, codziennie słyszałam od mamy, że zepsułam święta, że mieszkanie mi się nie należy. Po przyjeździe zaczęłam spotykać się z kolegą z pracy. Mama obiecała, że nie będzie wpadać bez zapowiedzi. Nie dotrzymała słowa.

Tata się stara

Las, łąki, rzeka. W sielankowym otoczeniu wychowuje się Marta. Restauracja przy głównej drodze, stadnina koni w głębi. Rodzice dom budowali kilka lat. - Na początku mieszkaliśmy w nieotynkowanym, do mycia mama grzała wodę w garnku. Kiedy przyszedł czas prosperity, ojciec powiększył dom. Od zawsze pamiętam rozmowy, że kiedyś będzie wielopokoleniowy - wspomina Marta. - Że zamieszkamy z moim mężem, dziećmi. Rodzice planowali idyllę.

Już w podstawówce wiedziała, że przejmie firmę. Tylko przez chwilę marzyła o polonistyce. Rodzice wyperswadowali jej ten mało praktyczny kierunek, więc zdała na zarządzanie. - Porzuciłam plany, ale nie narzekałam. Od rodziców dostałam niezły posag: ich biznes to maszynka do robienia pieniędzy.

"W małżeństwie wszystko jest wspólne poza szczoteczką do zębów i kasą", mówi Marcie niedługo przed ślubem tata. Przyszły zięć nie ma doświadczenia w biznesie, ale ojcu się podoba: wysoki, silny, oczytany i jest za lustracją. Powierzy mu firmę, ale decyzji o intercyzie nie zmieni. "Jeśli podpisze, to znaczy, że nie chodzi o kasę". Marek podpisuje. Za namową żony wprowadza się do teściów. "Lepiej nam tam będzie - przekonuje Marta. - Jedzenie w restauracji, dwa kroki do pracy". Dostają trzy pokoje z balkonem i łazienką. Tata się stara. Zabiera zięcia na ryby i na przejażdżki konne. Rano przynosi mu do pokoju śniadanie! Kanapki, jajecznica na szynce. Po kilku tygodniach Marek zauważa, że wędlina nie jest świeża. Tata nie lubi wyrzucać jedzenia. "Ktoś to musiał zjeść, inaczej by się zmarnowało", tłumaczy córce. Marta po raz pierwszy grozi, że się wyprowadzi. "To idź, wszystko przepiszemy obcym", słyszy.

- Powinniśmy się wyprowadzić już wtedy, ale to dobiłoby rodziców - opowiada Marta. - Matka chorowała na nadciśnienie i cukrzycę, ojciec miał podejrzenie stwardnienia rozsianego. Czułam się za nich odpowiedzialna.

Zanim Marta z mężem opuści rodzinny dom, zaszantażuje rodziców jeszcze kilka razy. Gdy następny raz nakryje matkę, kiedy ta będzie podsłuchiwać jej sprzeczkę z Markiem. Gdy mama zwróci zięciowi uwagę, żeby w nocy czytał przy słabszym świetle, bo prąd kosztuje. I kiedy ojciec powie córce: "Nieudacznika sobie wybrałaś, nawet nie potrafi robić zamówień, ciągle w knajpie czegoś brakuje". A potem będzie niedzielny obiad. Mama: "Czy my się doczekamy wnuka? Kiedy miałam trzydzieści lat, szłaś już do pierwszej klasy". Tata: "Marek, zaczynasz łysieć, jeszcze parę lat i nie będzie chciało ci się tego robić". Po tych słowach Marta wpada do pokoju i zaczyna się pakować, matka przepraszać, ojciec krzyczeć: "Wrócisz z podkulonym ogonem", Marek wychodzi z domu. - Widziałam, że życie mi marnieje. Ale jeszcze nie umiałam wyobrazić sobie wyprowadzki. Bez pracy, znajomości w Warszawie? Poza tym to był mój rodzinny dom, tu się wychowałam - mówi Marta. Zostają. Przekonuje męża, że porozmawia z rodzicami, że wszystko się ułoży.

Chcą wyjechać na dwa tygodnie do Toskanii. Marek prosi o urlop. Ojciec krzyczy: "Nie zostanę sam z tym wszystkim w sezonie. Możecie jechać tylko na weekend". - Wtedy mąż ostatecznie kazał mi wybierać "ja albo twoi starzy". Byłam między młotem a kowadłem. Poprosiłam, żeby to on powiedział rodzicom o naszej decyzji. Nie umiałam wziąć winy na siebie.

Oddam wszystko

Impreza w apartamencie Kaśki dla przyjaciółek ze studiów. - Dwa tysiące, dwa i pół? Żadna z nich za tyle już nie pracuje. Awansowały. Teraz mają pięć, sześć tysięcy - mówi Kaśka. - Niektóre wynajmują mieszkanie, inne wzięły kredyty na 30 lat. Ale wszystkie żyją, jak chcą. Ja biorę prace dekoratorskie w domach bogatych ludzi, większość zleceń załatwia mi ojciec. Tomek cały czas liczy, że będziemy rodziną. Wreszcie dostał kredyt i kupił dwa pokoje. Ale ja teraz nie mogę wszystkiego rzucić i przejść spod ich skrzydeł na utrzymanie mężczyzny - Kaśka wzrusza ramionami. - Sama osiągnęłam niewiele, kilka lat zmarnowałam. Wiem, że powinnam rozkręcić własny interes. Pożyczyłam na to od rodziców 80 tysięcy. Kiedy firma ruszy, oddam im co do grosza.

*

Basia już nie mieszka w kawalerce od mamy. Wybiegła z niej z niedużą walizką i kotem. Tego dnia planowała romantyczną kolację z chłopakiem. Kupiła karczochy, makaron, wino, zamarła, kiedy na klatce usłyszała stukanie dobiegające z jej mieszkania. Wykręciła numer 112, myślała, że to złodzieje. I wtedy wśród odgłosów rozpoznała kaszel mamy. Weszła do środka. Mama na klęczkach prała dywany. "Nie dbasz o nic! W domu brud i smród", krzyczała. Baśka zaczęła się pakować. Doszło do szarpaniny.

- Zamknęłam za sobą drzwi, gdy symulowała atak serca. Nie miałam dokąd pójść, chłopaka znałam krótko, więc wprowadziłam się do przyjaciółki. Uświadomiłam sobie, że od czterech lat nie byłam w rokującym związku. Nie miałam na to przestrzeni, najważniejsza była mama. Niedawno przysłała mi mail: "Wybacz, że byłam taka zaborcza", i zaproponowała, że odda swoją parę kluczy. Baśka się waha. Tęskni za matką.

*

Po wyprowadzce Marty rodzice kilka razy próbowali ją odzyskać: zabierając opla corsę, którego dostała na 21. urodziny, i żądając, by Marek oddał za czynsz: "Mieszkał za darmo, ale wtedy był inny układ". Oddali. - Moje życie jest jeszcze dalekie od ideału - opowiada Marta. - W sklepie kręcę się między półkami. Zanim coś wrzucę do koszyka, zastanowię się dwa razy, czy naprawdę jest mi to potrzebne. Wchodzę na internetowy portal z okazjami i szukam promocji. Marek znalazł pracę, ja jeszcze nie. Ale teraz mam inne priorytety, jestem w ciąży, zaszłam tydzień po przeprowadzce. Wysłałam mamie SMS, nie odpisała.

Natalia Kuc

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: mieszkanie | urodziny | prezent | córki | matka | kredyt | rodzice | ojciec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy