Reklama

W kogo wdała się nasza córka?

Rodzice Anji (pod takim imieniem zna Anię świat mody) mieszkają na cichym, spokojnym osiedlu domków jednorodzinnych niedaleko centrum Częstochowy. Oboje są lekarzami weterynarii. Już po paru minutach wizyty w rodzinnym domu Ani Rubik zrozumiałam, co ma na myśli jej szkolna wychowawczyni, twierdząc, że swój sukces Ania zawdzięcza rodzinie.

Ewa Rubik pozytywną energią mogłaby obdarzyć kilkanaście innych osób. Ubrana w liliowy sweter (prezent od Ani z Nowego Jorku) i czarne obcisłe spodnie szybkim krokiem przemierza przestronną, urządzoną w drewnie kuchnię. Właśnie szykuje obiad (fasolka szparagowa i duszony indyk - zdrowa dieta to chyba tradycja rodzinna), jednocześnie parzy herbatę, kroi ciasto i układa na talerzu owoce. Co chwilę zerka na zegarek: - O trzynastej wpadnie mąż (tata Ani prowadzi prywatną klinikę weterynaryjną) i Asia z Jędrkiem (siostra Ani i jej ośmioletni synek), to zjemy razem.

Reklama

Magiczne oczy

- Ładne zdjęcie - mówię, wskazując reklamę francuskiej firmy kosmetycznej NUXE, w której kilka lat temu brała udział Ania. - Córce się nie podoba - uśmiecha się Ewa Rubik. - Nawet dziś rano dzwoniła i prosiła: "Tylko koniecznie zdejmijcie ten staroć". Ale zapowiedziałam, że zdejmiemy go wtedy, gdy dostaniemy w zamian coś nowego.

Mieszkanie Rubików jest pełne pamiątek - szpargałów przywiezionych z różnych stron świata. Na ścianach wiszą grafiki, obrazy, zdjęcia, a między nimi fotografie Ani: w salonie edytorial do angielskiego i włoskiego "Vogue´a", w sypialni kampania dla Chloe i Diora, zdjęcia z pokazów Valentino i Chanel. Na każdej fotografii Ania wygląda zupełnie inaczej. Takie samo ma tylko spojrzenie.

- Od początku moją uwagę zwróciły jej oczy. Były magiczne - mówi Lucyna Szymańska z agencji D´Vision, dla której pracuje Ania.

Ewa Rubik prowadzi mnie po schodach do pokoju, w którym kiedyś mieszkała Ania. Włącza komputer. Na ekranie kilkanaście teczek - wszystkie podpisane, ułożone w chronologicznym porządku. Ania: "Vogue", Ania: "Harper´s Bazaar", Ania: pokazy 2007, Ania: kampanie reklamowe. - Codziennie staram się zajrzeć do Internetu i ściągnąć aktualne zdjęcia - mówi.

Ewa Rubik o świecie mody wie wszystko. Potrafi wytłumaczyć, co to jest fitting (przymiarki), backstage (kulisy pokazów) czy buking (zatrudnianie do sesji i pokazów). - Wiem to, bo przecież Ania funkcjonuje w tym środowisku od kilkunastu lat.

Niebotyczne rachunki

Sięga do domowego archiwum. - Tu są pamiętniki Ani, tu zbierane przez nią karty telefoniczne, tu zdjęcia Brada Pitta, którego uwielbiała - jej mama wyciąga kolejne pożółkłe karteczki. - A tu, proszę, rysunki i notatki o dinozaurach.

W końcu wyjmuje rodzinne zdjęcia z RPA, Grecji, Krety. - Większość dzieciństwa Ania spędziła za granicą. Wyemigrowaliśmy w1988 roku, gdy córka miała 5 lat. Najpierw była Grecja, potem Kanada, w końcu RPA, bo mąż otrzymał kontrakt w Umtacie, mieście, w którym urodził się Nelson Mandela. Moje córki były jedynymi białymi dziewczynkami na podwórku.

Ewa Rubik śmieje się, że o ile emigracja wywołała u jej starszej córki Asi niechęć do podróży, o tyle w Ani rozbudziła ciekawość świata. - Wszędzie jej było pełno, na chwilę nie można było spuścić jej z oka.

Ania zawsze była silnie związana z rodziną. - Już do ciebie dzwoniła? - głos taty Ani roznosi się po całym domu. To pierwsze pytanie, jakie zadaje po powrocie z pracy.

- Dzwoniła, ale oczywiście, kiedy spytałam o pokaz, to powiedziała, że musi kończyć - odpowiada Ewa Rubik. Ania podobno nie lubi rozmawiać z rodziną o pracy.

- Tak? A mi właśnie opowiadała, że się nudzi, bo czeka na makijaż - uśmiecha się jej mąż. - Rozmawialiśmy przez pół godziny. I zaraz pół żartem, pół serio dodaje: - A potem te niebotyczne rachunki. Komórka amerykańska, francuska, polska.

Pogoda ducha i spokój

Kiedy tak się wzajemnie przekrzykują, przypominają trochę włoską rodzinę, szczególnie wtedy, gdy dołącza do nich starsza o osiem lat siostra Ani, Joanna. Bardzo zresztą podobna do mamy. Też wysoka, szczupła brunetka.

- Ania wdała się bardziej w męża - opowiada Ewa Rubik. - Zresztą z charakteru też. Może to i lepiej, bo my jesteśmy histeryczki, a żeby dać sobie radę w świecie mody, potrzeba stalowych nerwów. Jednego dnia dają ci pracę, drugiego dnia ją odwołują. Już wydaje ci się, że jutro podpiszesz kontrakt, a potem okazuje się, że dostaje go ktoś inny.

- Mamo, pamiętasz, jak Ania miała zostać twarzą Estee Lauder, a potem firma się wycofała, bo udało im się namówić Gwyneth Paltrow? - wtrąca się Joanna. - Ania bardzo to przeżyła. Z czasem jednak się uodporniła. A przecież i tak rok później zrobiła kampanię perfum Beautiful, właśnie Estée Lauder.

Na 22. urodziny Ani Ewa Rubik napisała wierszyk ukazujący podejście do życia córki modelki: "Mamo, tato, czy wy wiecie, bardzo ciężko jest na świecie. Taka jestem biedna, sama, przez większość niedoceniana. Ale już za parę dni w inną miarę. Mamo, tato, czy wy wiecie, nie jest tak znów źle na świecie. Wielka chwila nastąpiła, top modelką się zrobiłam. Znów mijają dni, tygodnie i ze starym zdaniem niewygodnie. Ja nie jestem aż na topie! To jest jakaś głupia skala i to mnie nie zadowala".

- Pogodę ducha i wewnętrzny spokój zawsze zachowuje mąż - uśmiecha się Ewa Rubik. - To on jest mistrzem w pocieszaniu. Zawsze umie naszej trójce tak wszystko wyjaśnić, że udaje nam się spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy. I całe szczęście, bo co by było, gdyby on też ciągle histeryzował tak jak my - dodaje ze śmiechem.

Chcę się sprawdzić

Prywatna Szkoła Lingwistyczna, do której chodziła Ania, jest nie-duża. Dyrektorka, a zarazem dawna wychowawczyni Ani Bożena Madys doskonale ją pamięta. - Miała 11 lat, kiedy do nas trafiła. Akurat wróciła z rodzicami z RPA po siedmioletniej nieobecności w kraju. Kiepsko mówiła po polsku, ale szybko nadrobiła braki.

Bożena Madys wyciąga archiwalne zdjęcia i pokazuje swoją byłą uczennicę. Na większości z nich Ania nie wyróżnia się niczym szczególnym. Tylko nogi już ma fantastyczne ("To najlepsze nogi w branży" - twierdzi Lorenzo Pedrini, właściciel agencji Next w Paryżu).

- Ania nigdy nie uchodziła za piękność - uważa Kamila Klimas, jej dawna koleżanka z klasy. A Katarzyna Tabaka, inna przyjaciółka, dodaje: - Nigdy nie ubierała się tak, żeby zwrócić na siebie uwagę. Zwykle nosiła dżinsy i proste sweterki.

Dziewczyny wspominają: - Byliśmy pierwszą klasą w tej szkole, eksperymentalną. Tylko osiem osób, siłą rzeczy się zżyliśmy.

Ania Rubik już wtedy uchodziła za osobę wszechstronną.

- Prowadziłyśmy z Anią szkolną gazetkę - wspomina jedna z nauczycielek. - Potrafiła do wieczora siedzieć w szkole,

żeby dopracować jakiś artykuł czy dopilnować, by wydrukowano właściwe zdjęcie.

Ania też pięknie malowała. Katarzyna Tabaka: - Kiedyś zrobiła nam makijaże na imprezę Halloween, później ustawiały się do niej kolejki.

To ona organizowała wszystkie szkolne akcje charytatywne. "Słuchaj - entuzjazmowała się - upieczemy mnóstwo ciast, a potem będziemy je sprzedawać". Ania od dziecka była ambitna. Przejawiało się to nawet w drobiazgach. Wystarczyło - jak wspomina Kasia Tabaka - by Ania powiedziała komuś, że jadła w Afryce arbuzy ze skórą, a ten ktoś rzucił: "To udowodnij", i ona na oczach całej klasy z niewzruszoną miną brała do buzi wielki kawał nieobranego arbuza. - Ania nigdy nie potrafiła się poddać, były rzeczy, które "wiedziała" najlepiej i nie było z nią na ten temat żadnej dyskusji.

Kto nie wygrywa...

Świetnie się uczyła, a najlepsza była z geografii. Koleżankom opowiadała, że zostanie afrykanistką, a na przerwach siadała z "Hebanem" Kapuścińskiego i czytała z wypiekami na twarzy.

W głębi duszy marzyła jednak, że będzie modelką. Oglądała teledyski, w których występowały Naomi Campbell i Linda Evangelista, i marzyła o wielkiej, spektakularnej karierze. - Ania miała 12 lat, gdy do szkoły przyjechała osoba prowadząca w Katowicach agencję modelek - wspomina Ewa Rubik. - Córka wymusiła na mnie, żebyśmy koniecznie poszły na spotkanie. Oczywiście, była wtedy jeszcze za młoda. "Chcę tylko wiedzieć, czy się nadaję", prosiła Ania. Pani z Katowic powiedziała tylko trzy słowa: "Nadaje się idealnie".

Był 1997 rok, kiedy wracały samochodem z zakupów i w radiu usłyszały o Elite Model Look, najbardziej prestiżowym konkursie na modelki. Ania powiedziała: "Chcę się sprawdzić". Pojechały do Warszawy na casting. Ania została zakwalifikowana do kolejnego, a potem jeszcze następnego etapu. - Dziwiło mnie to, bo tam naprawdę było mnóstwo pięknych dziewczyn. Ania była najmłodszą uczestniczką - wspomina Andrzej Rubik.

W czerwcu dostali informację, że córka przeszła do półfinału. Gala zaplanowana była na lipiec. Tyle że oni pod koniec czerwca mieli wyjeżdżać do Stanów. Ponieważ Ania nie upierała się, że chce brać udział w dalszej części konkursu, postanowili jechać. - Zadzwonił do nas organizator konkursu, tłumacząc, że koniecznie musimy przyjść, bo przed naszą córką stoi ogromna szansa - wspomina Ewa Rubik. - Tego samego dnia mąż zwrócił bilety lotnicze.

Dziś śmieją się, że być może zrobili to tylko dlatego, że komuś chciało się do nich zadzwonić i żarliwie ich przekonywać. A oni nie potrafili odmówić.

Ania nie wygrała, ale dostała się do ścisłego finału. Nie wygrała również konkursu organizowanego przez miesięcznik "Uroda" i agencję D´Vision. Później Lucyna Szymańska, jej właścicielka, powiedziała: "Często robi karierę nie ten, kto wygrywa".

I miała rację. W agencji Next, która przyjęła Anię pod swoje skrzydła, rozdzwoniły się telefony. Wszyscy chcieli pracować z Rubik. Zaczęła wyjeżdżać do Paryża.

- Mimo to bez problemu zdała egzaminy do liceum, a później nadrabiała materiał i po powrocie zaliczała wszystko na piątki. Przygotowywała się nawet do olimpiady z polskiego - wspomina Kamila Klimas. - Kserowałyśmy jej notatki, a pani Ewa wysyłała je faksem do Paryża. Ania uczyła się w każdej wolnej chwili.

Ambicja dziś niezwykle przydaje się jej w życiu zawodowym. Fotografowie lubią z nią pracować, bo nigdy nie narzeka. Jednego dnia sesja w Nicei, drugiego pod biegunem. W Nicei pozuje w kostiumie, chociaż jest przeziębiona, z wysoką gorączką, a woda w basenie ma niecałe dziesięć stopni. Ciągle ma chore zatoki, regularnie łapie infekcje. Ale zdjęć nie odwołuje nigdy. Kiedy słucham o profesjonalizmie Ani, przypominam sobie fragment napisanego przez nią wiersza: "I krucha jak filiżanka odczuwam zmęczenie, ale ambicja wpajana od dzieciństwa na to nie pozwala".

Trochę z boku

Zdaniem fryzjera gwiazd Roberta Kupisza Ania nigdy nie starała się robić wrażenia. Może dlatego nie budziła u koleżanek zazdrości i zawiści. Nie epatowała urodą, nie chwaliła się, nie mówiła o sobie za wiele. Kiedy pytam wychowawczynię i przyjaciółki, czy Ania podobała się w szkole chłopcom, odpowiadają: "Nieszczególnie". Tylko że w szafce z pamiątkami w domu rodziców Ani pełno jest walentynek czy liścików od zakochanych w niej chłopaków. - Ona po prostu chyba się tym nie chwaliła - mówi Ewa Rubik.

Zresztą wszystko trzeba było z niej wyciągać. Katarzyna Tabaka opowiada: - Gdy zaczęła wyjeżdżać, z entuzjazmem czekałyśmy na jej powrót i opowieści z innego świata. Ale ona odpowiadała półsłówkami. O tym, jak rozwija się jej kariera, też dowiadywałyśmy się z gazet. Czasem ktoś przynosił jakieś jej zdjęcia: "Zobaczcie, Ania w reklamie". Ona tylko potwierdzała, nigdy nie mówiła o swoich sukcesach sama z siebie.

To zostało jej do dziś. - Chociaż zrobiła karierę, potrafi napisać w mailu: "Jestem z ciebie taka dumna" - opowiada Kasia Tabaka. - Bo wynegocjowałam kontrakt w Szanghaju, bo zdałam egzamin na doradcę podatkowego. Gdy jej odpisuję: "To ja jestem z ciebie dumna", odpowiada: "Oj, nie przesadzaj".

Lucyna Szymańska: - Takie podejście pozwala jej się w tym świecie utrzymać.

Doskonale zdaje sobie z tego sprawę siostra Ani Joanna, która regularnie jeździ na wiosenne i jesienne pokazy do Mediolanu czy Paryża. - Wieczorami chodzimy na bankiety, kolacje. Widzę, jak podchodzą do niej styliści, fryzjerzy. Słyszę te ich wszystkie "I love you, you are so beautiful". Ci ludzie są fajni, sympatyczni. Ale wyczuwam, że uwielbiają Anię, bo jest na fali.

Ona też pewnie to wie, dlatego stoi nieco z boku nie tylko przez swoją skromność, ale też trochę z założenia. Doskonale przecież pamięta początki kariery. Miała tak dużo zleceń, że rodzice przenieśli ją do szkoły brytyjskiej w Paryżu. Tylko że tam szybko okazało się, że Ania nie zdoła pogodzić nauki z intensywną pracą. Poświęciła się więc lekcjom, a w weekendy robiła głównie katalogi, edytoriale (sesje modowe i urodowe dla magazynów). Maturę zdała świetnie. - Ale gdy potem starała się znów pracować tak dobrze i dużo jak na początku, od poznanych wcześniej fotografów czy stylistów, którzy kiedyś ją uwielbiali, słyszała: "Tutaj szansę ma się tylko raz" - wspomina Ewa Rubik.

Uparta w sprawianiu przyjemności

Młodszy brat Kasi Tabaki Marcin pamięta Anię z czasów szkolnych: - Była ciepła i opiekuńcza. Zawsze wiązała mi buty. Chodziłem wtedy do zerówki. Później chwaliłem się kumplom, że taka znana modelka wiązała mi sznurówki.

Jakiś czas temu Kasia Tabaka przeżywała rodzinny dramat. - Ludzie często nie wiedzą, jak się w takiej sytuacji zachować - opowiada. Najczęściej więc przestają dzwonić. Ania była jedyną osobą, która odezwała się od razu, a przecież mieszka na drugim końcu świata.

Znajomi i rodzina mówią: "Ania zawsze wyczuwa, gdy ktoś ma problem. Potrafi słuchać".

Joasia, siostra: - Czasem mam wrażenie, że to ona jest tą starszą.

Uwielbia też robić swoim bliskim prezenty.

- Na moje pięćdziesiąte urodziny Ania zaprosiła nas do Paryża - opowiada Andrzej Rubik. - Wynajęła pokój w ekskluzywnym hotelu przy Place de la Concorde w samym centrum miasta. W holu czekali na nas kelnerzy z czekoladkami i szampanem. Później myśleliśmy, że zjemy wspólną kolację w jakiejś miłej restauracyjce, a okazało się, że Ania zamówiła stolik na eleganckim statku, który pływa po Sekwanie. Nasz rejs trwał około czterech godzin.

Ewa Rubik z kolei obchodziła zeszłoroczne urodziny w Pradze (też zorganizowała je Ania). - A z okazji dwudziestopięciolecia naszego małżeństwa wykupiła nam rejs po Morzu Śródziemnym. Mieliśmy apartament z pięknym balkonem, złotą kartę. Statek miał 14 pięter, 300 metrów długości. Na pokładzie był teatr, a także kina, kasyna. Podróżowaliśmy w nocy, a w ciągu dnia odwiedzaliśmy kolejne miasta: Barcelonę, Rzym, Monte Carlo.

- Gdy Anka chce komuś zrobić przyjemność, potrafi być niemożliwie uparta - opowiada Asia. Scenariusz zawsze jest ten sam. Nowy Jork, Paryż albo Mediolan. Rano podjeżdża po dziewczyny limuzyna i zabiera je na kolejne castingi czy przymiarki. W przerwach Ania zabiera siostrę na zakupy. "To musisz mieć i to, i to", podaje Asi stos rzeczy. Najczęściej dżinsy, marynarki i płaszcze. "Jezu, nie", jęczy Asia. "Ile to kosztuje!".

Hierarchia wartości

Przyjaciele i rodzina czasem żartem nazywają Anię "ciotką pruderią", bo taka jest porządna i poukładana. - Zazdroszczę Ani, że ma jasną hierarchię wartości - wyznaje Asia.

Choć adorowali ją najbardziej znani fotografowie, mężczyźni z show--biznesu i bogaci biznesmeni, ona przez ponad sześć lat była związana z Łukaszem, informatykiem, synem przyjaciół jej rodziców. Dla niej zamieszkał w Nowym Jorku. - Ostatnio się rozstali, ale Ania niechętnie o tym opowiada - wspomina Ewa Rubik.

Rodzice mówią o Ani żartem: "Ta- ka jest niedzisiejsza". A Ewa Rubik ze śmiechem dodaje: "Ja to w jej wieku...".

- Ale tak jest ze wszystkim - stwierdza tata Ani. - Wynajmowała piękny apartament w centrum Manhattanu. Dwudzieste piętro, widok na drapacze chmur. "Czuję się tu jak w hotelu", żaliła się. Nowe mieszkanie kupiła w kamienicy z 1910 roku. Okna wychodzą na park.

Na ostatnie urodziny Ani mama znów przesłała jej mailem rymowankę: "Obecnie strasznie się zmieniła, taka tajemnicza nigdy nie była, w garderobie zmiana wielka, tutaj płaszczyk, tam sukienka. Wszystko piękne, wszystko w modzie, odpowiada jej urodzie. Dżinsy stare wyrzuciła. Podkoszulkiem się znudziła. Od Chanel ma okulary, Diora spodnie i sandały".

Rodzice cieszą się, że Ania zaczęła być bardziej pewna siebie. Dopiero dziś zdarza jej się powiedzieć: "Jestem przecież dobrą modelką".

Katarzyna Troszczyńska

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: kariera | dżinsy | świat | córki | urodziny | siostra | rodzice
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy