Reklama

Wulkan namiętności

Halina mocno przeżyła rozstanie z Andrzejem i nadal nosi ranę w sercu, choć od wyjazdu partnera minął rok.

Żaden inny mężczyzna nie rozumiał jej tak dobrze, nikt w równym stopniu nie dostrzegał zalet charakteru i darzył tak czystą miłością. Pochopną decyzją straciła największy skarb.

Para bez zajęcia

Znali się od dawna, lecz nie przypuszczali, że dotknie ich równie namiętne uczucie. Oboje mieli własne rodziny i liczne potomstwo. Spotykali się zwykle w piątkowe wieczory. Przestronny dom Haliny nadawał się idealnie do brydżowych rozgrywek, na które od pewnego czasu umawiały się trzy małżeńskie stadła, w miarę zamożne i ustabilizowane. Halina i Andrzej grali w tym gronie najsłabiej, więc przeważnie kibicowali partiom czwórki.

Reklama

Z nudów wypalali ogromne ilości papierosów. Brydżowe rozgrywki nie mogły obejść się bez dobrej whisky, którą zaprzyjaźnione z gospodarzami małżeństwa przynosiły zazwyczaj ze sobą. Którejś nocy alkoholu jednak zabrakło. Zaproponowano zgodnie, że uzupełnieniem zapasów powinni zająć się kibice. Andrzej nie oponował. Zabrał Halinę do samochodu i pojechali do sklepu nocnego.

Piorun kulisty

Silne emocje sportowe musiały towarzyszyć grającym, skoro nie zorientowali się, że wysłani na zakupy przyjaciele zginęli na ponad dwie godziny. W drodze do sklepu Andrzej zatrzymał auto na najbliższym parkingu. Rozpoczął z przyjaciółką rozmowę o życiu, w czasie której wspólnie uświadomili sobie, że ich małżeństwa dalekie są od ideału, o jaki zabiegali. Małżonkowie nie rozumieją się wcale, ale bycie razem przypomina rutynowe otwieranie okna czy mycie zębów. Tak naprawdę ich związki cementuje obecność dzieci, lecz nie ma w nich krztyny miłości. Jak długo można robić dobrą minę do złej gry? Próbą odpowiedzi na to pytanie miały być gorące pocałunki. Wymienili tej nocy po raz pierwszy. Później doszli do wniosku, że intymne wyznanie przypominało piorun kulisty. Oboje w tym samym momencie uświadomili sobie jak wiele dla siebie znaczą. Po powrocie do czekającej na trunek czwórki nie zdradzili gestem czy słowem, co niosła ze sobą wyprawa w środku nocy. Przez tydzień pracowali i wypełniali wzorowo obowiązki rodzinne, myśląc intensywnie ile doznań i cudownej rozkoszy mogą im przynieść następne piątki.

Ekscytujące randki

Pierwszy wyjazd z domu z pełną aprobatą kwartetu brydżystów był preludium do następnych, niemal jawnych randek. Nikt z graczy nie zastanawiał się, czemu Andrzej i Halina nie chcą podmieniać partnerów przy stoliku i decydują przyjmować postawę kibiców. Nikt nie podejrzewał też, dlaczego chętnie opuszczają mieszkanie pod byle pretekstem. Obojgu zaś przyświecało pragnienie bycia razem, wymiany uścisków, dotyków, pocałunków. Nocne randki stały się im wręcz niezbędne do dalszego życia. Przed najbliższymi odgrywali komedię małżeńskiej poprawności, ale szczerość uczuć zachowywali dla siebie.

Po kilku miesiącach rozważali na serio, czy nie przeprowadzić oficjalnych rozwodów, by połączyć się stałym węzłem. Uznali jednak, ze byłoby to rozwiązanie zbyt radykalne, wprowadzające zamęt w dotychczasowe związki. Gdyby kierowali się tylko emocjami, zapewne jutro wyjechaliby na koniec świata. Mieli jednak dzieci, o które należało zadbać. Mimo to myśl o wspólnym spędzaniu jak najwięcej czasu razem ich nie opuszczała. Andrzej był architektem, więc często mógł urywać się z domu pod pozorem spotkań z klientami. Halina wykorzystywała zawód lekarza do rzekomych dyżurów w szpitalu, choć zamieniały się we wspólne wypady z Andrzejem do motelu oddalonego o 20 km. Nawet przypadkowe spotkanie kogoś z dobrych znajomych nie wzbudzało podejrzeń. Wszyscy wiedzieli, że rodziny znały się dobrze od kilkunastu lat. Za namową Haliny Andrzej zaaranżował w gronie trzech par loterię fantową, by zwycięzcy mogli wybrać nagrodę - niespodziankę. Była nią kilkudniowa wycieczka do Pragi. Podstęp udał się znakomicie. Loterię wygrali Andrzej z Haliną i nikt z uczestników zabawy nie wpadł na myśl, że loteria była chytrze ukartowana.

Krach sielanki

Namiętny romans trwał dwa lata, a żaden z domowników zakochanych w sobie przyjaciół nie odkrył, dlaczego oboje są dla siebie tacy mili. Pechowa okazała się dopiero sobotnia wycieczka do Nałęczowa. Halina miała dziwne przeczucie, że powinna pozostać w domu i upiec dzieciom obiecany jabłecznik. Dała się jednak uprosić partnerowi, który kusił ją tokajem przy świecach.

Pojechali do znajomego pensjonatu w wyśmienitych humorach. Kiedy siedzieli przy stoliku przytuleni i wymieniali namiętnie całusy, nie spostrzegli, że od kilku minut przygląda im się z uwagą jakaś kobieta. Stała w półmroku, więc trudno byłoby ją poznać. W pewnym momencie przełamała niezdecydowanie i podeszła do stolika. - Nie przyjmiecie mnie do kompanii? - spytała z ironicznym uśmiechem żona Andrzeja. Halinie odebrała pytanie jak cios w plecy. Straciła poczucie rzeczywistości i nie wiedziała co powinna odpowiedzieć. Milczał też Andrzej, bo nie spodziewał się tu obecności ślubnej połowy. Rozmowa przedłużyła się do północy. Przyjaciele wyjaśnili bez ogródek, co przywiodło ich w te progi i jak ważne były dla nich wspólne chwile.

Ostateczna rozłąka

Joanna słuchała wynurzeń męża z rosnącym zdumieniem. To prawda, że od dłuższego już czasu zachowywali się niczym egoiści zajęci własnymi sprawami. Nie usiedli, by porozmawiać szczerze i wyjaśnić nawarstwiające się niedomówienia. Nie może jednak zgodzić się, by romans taty zrujnował życie dzieciom. Sprawy zaszły bardzo daleko, lecz rozwód nie wchodzi w rachubę. Zbyt wiele by oboje na nim stracili. W imię dobra obu rodzin należy o wszystkim zapomnieć, a skutecznym rozwiązaniem może będzie przeprowadzka do innego miasta. W ciągu trzech miesięcy można sprzedać posiadany segment i przeprowadzić się choćby na drugi koniec Polski. Joanna gotowa jest nie wspomnieć słowem mężowi Haliny o tym, co dziś odkryła. Musi mieć jednak pewność, że nigdy więcej nie zbliży się do jej Andrzeja. Układ został zawarty i Andrzej istotnie wyjechał z rodziną do Poznania.

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: wulkan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy