Reklama

Dlaczego ludzie sprawiają innym przykrość?

Każdy z nas ma zdanie na jakiś temat. To dobrze, że potrafimy definiować rzeczywistość. Ale czasami wygląda ona inaczej niż nam się wydaje.

Często jeżdżę środkami komunikacji miejskiej. To daje mi sporą wiedzę o otaczającym świecie. W tramwajach i autobusach spotykają się bowiem ludzie w różnym wieku i z różnych środowisk.

Autobus zatrzymuje się na przystanku. Wchodzi pani lat około 60 i staje tuż za plecami chłopca zajmującego miejsce siedzące. Młody człowiek patrzy w okno, a pani rozpoczyna tyradę na temat złego wychowania i upadku podstawowych zasad kultury. Chłopak dalej siedzi niewzruszony, po dwóch przystankach wysiada. Pani z westchnieniem opada na krzesło, dalej głosząc swój monolog na temat wychowania.

Reklama

Tak się akurat złożyło, że owego młodzieńca znałam. Był uczniem szkoły, w której pracowałam - Ośrodka Dla Dzieci Niesłyszących. Nie reagował na przytyki pani, bo ich nie słyszał, pewnie też jej nie zauważył, bo wiem, że ustąpiłby miejsca.

Jak się nie umie dziecka wychować...

Czekałam kiedyś na mojego ucznia, który chodził na terapię logopedyczną drugi rok. Rodzice przywozili go na zajęcia regularnie i nigdy się nie spóźniali. Raz tylko mama wpadła z synkiem do gabinetu w połowie zajęć. Płakała. Okazało się, że gdy jechała autobusem, mały wystraszył się nagłego hamowania pojazdu i zaczął pokrzykiwać.

Zachowanie dziecka oburzyło jednego z pasażerów. Mama dziecka zaczęła więc tłumaczyć, że jej syn ma autyzm i dlatego zareagował nieadekwatnie do sytuacji. Wtedy pan, jeszcze bardziej zirytowany, krzyknął: - Jak się nie umie dziecka wychować, to się wymyśla autyzmy!

Nikt z pasażerów nie stanął w obronie mamy i jej dziecka, a ona, zdenerwowana, wysiadła przystanek wcześniej i dlatego spóźnili się na zajęcia.

Aloes wszystko leczy

Moja siedmioletnia córka ma ukochaną przyjaciółkę, starszą o dwa lata. Przyjaciółka jest dla niej najwyższym autorytetem w każdej dziedzinie. Dziewczynki znają się jeszcze z przedszkola, a teraz widzą się bardzo rzadko, bo chodzą do dwóch różnych szkół.

Przyjaciółka córki jest wyjątkowa, nie tylko przez swą inteligencję, olbrzymią wiedzą na temat otaczającego świata i bujną wyobraźnię, dzięki której zabawy z nią są najlepsze. Dziewczynka ma na twarzy naczyniaka płaskiego, który tworzy na buzi specyficzną plamkę.

Poszłyśmy razem na plac targowy zrobić zakupy. Przed budką z owocami stała pani, która sprzedawała kwiaty, w tym sadzonki aloesu. Ucieszyłam się, bo od jakiegoś czasu poszukiwałam tej rośliny. Kiedy płaciłam, kobieta patrząc na przyjaciółkę córki, powiedziała: - Niech pani smaruje jej plamę aloesem, to pomoże.

Nie wiedziałam, co mam zrobić. Zapłaciłam i szybko odeszłam od sprzedawczyni. Pomyślałam sobie o wszystkich bolesnych zabiegach laserowych, przez które mała przechodziła, by naczyniaka usunąć, o operacji oka, którą niedawno miała, o szpitalach, w których od urodzenia spędziła tyle czasu.

- Przepraszam, ta pani nie wiedziała - zwróciłam się do dziewczynki, a ona bez słowa naciągnęła kaptur na głowę, tak by prawie nie było widać twarzy.

Zło ma imię ignorancja

Ludzie nie chcą źle postępować, nie lubią ranić. Najczęściej ból, który sprawiają innym, wynika z ignorancji i braku wiedzy na dany temat.

Pani, która mówiła nad niesłyszącym chłopcem, jaki jest zły, bo jej nie ustępuje, pewnie zrobiłoby się wstyd, gdyby wiedziała, że ten nie słyszy. Pan krytykujący wychowanie dziecka z pewnością nie robiłby tego, gdyby znał złożoność zaburzenia, jakim jest autyzm. A kobieta sprzedająca aloes chciała jak najlepiej i zwyczajnie nie pomyślała, jak czuje się dziewczynka, gdy słyszy takie rady.

Cytując zdanie jednej z kampanii społecznościowych powiem krótko: nie oceniaj, spróbuj zrozumieć!

Tekst: Monika Szubrycht

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy