Reklama

Dom na nowo malowany

Mało jest książek na polskim rynku poświęconych tematyce adopcji. Tym bardziej zachęcamy do przeczytania wzruszającej opowieści Magdaleny Grycman pt. "Dom na nowo malowany".

2003

28 listopada

Oglądamy zdjęcia dziewczynek. Chłopcy wyrywają je sobie z rąk. Stwierdzam, że Darunia jest bardzo podobna do Przemka, a Oleńka do Bartka. Chłopcy patrzą na mnie z niedowierzaniem. "Mamusiu, my jesteśmy podobni do taty, ale za to dziewczynki są bardzo podobne do Ciebie". Zawieszamy zdjęcie Daruni i Oleńki w kuchni.      

2003

1 grudnia

Dzisiaj Bartuś pojechał z tatą na kontrolę do okulisty. Dzwonią do mnie zaraz po wizycie. Bartuś mówi: "Poprzednim razem nie widziałem dziesięć razy, a teraz tylko pięć. Mamusiu, nie martw się, chyba mi się bardzo poprawiło". Czekam i czekam, ciągle czekam na dziewczynki. Zrobiłam sobie kalendarzyk jak w wojsku i skreślam każdy dzień. Zostało jeszcze aż 9 dni do uprawomocnienia wyroku.      

Reklama

2003

2 grudnia

Przemek szykuje paczkę dla dzieci z domu dziecka. Wkłada do niej dużo słodyczy. Co chwilę pyta: "Czy jeszcze TO i TO... mogę włożyć?". Trochę zniecierpliwiona mówię: "Przemku, ale każdy powinien się podzielić, nie tylko Ty. Zobaczysz, uzbieracie w klasie dużo rzeczy". "Mamusiu, ale nie na każdego możemy liczyć, niektórzy zapominają" - mówi bardzo poważnie i ze smutkiem w głosie. Przerywam pracę. Podchodzę do Przemka i przytulam Go mocno. Przemek odwzajemnia mój uścisk. Chwilę nic nie mówimy. "Możesz włożyć, co chcesz, Przemusiu" - mówię zawstydzona. "Mamusiu, a wszystko to włożę w najładniejszą siateczkę. Ona mi się już od bardzo dawna podobała".                    

2003

3 grudnia

Przemek ma napisać kilka zdań o szczęściu. Nie wie, jak się do tego zabrać. Nie mam czasu, a ponadto jestem zmęczona. Wysyłam go do Józka. Tata jak zwykle konkretnie podaje kilka przykładów i wysyła syna, by samodzielnie odrobił zadanie. Wieczorem sprawdzam lekcje. Czytam pierwsze zdanie: "SZCZĘŚCIE TO, ŻE SIĘ URODZIŁEM".    

2003

7 grudnia

Minął szósty grudnia, nadal nie ma z nami dziewczynek. Wszystkim bardzo ich brakuje. Chłopcy wstali o drugiej w nocy w poszukiwaniu prezentów. W butach znaleźli słodycze i elektroniczne organki. W domu słychać dźwięki muzyki. Boso wbiegam do pokoju, układam z powrotem chłopców do łóżek i mówię, że do rana jeszcze daleko "Spróbujcie zasnąć, proszę". Rano chłopcy wbiegają do pokoju dziewczynek. Sprawdzają, czy i dla nich Mikołaj przyniósł prezenty. Bartek jest smutny. - Mamusiu, czemu jeszcze nie ma z nami dziewczynek? - pyta. - Bo sąd musi postanowić, czy dziewczynki mogą być razem z nami. - Czy tak jest w każdym kraju? - pyta Przemek. - Myślę, że tak, bo to bardzo ważna decyzja. - Mamusiu, to ja pójdę z Tobą do tego sądu i powiem, że mnie zaadoptowałaś i że jesteś bardzo dobrą mamusią.  

Przytulam Bartusia i Przemusia. "Obiecuję Wam, że jak tylko będzie to możliwe, zaraz wsiądę w samochód i pojadę po nasze dziewczynki".    

2003

10 grudnia

Nie wiem, dlaczego spotyka to moje dzieci i nas. Dziś zadaję pytanie: DLACZEGO? W ostatnim dniu wpłynęła apelacja. Sędzia pisze uzasadnienie, a sprawa toczyć się będzie dalej. Mimo lęku wnoszę o umieszczenie dzieci na czas postępowania w rodzinie zastępczej. Jestem bez sił. Cierpną mi ręce. Chłopcy czują mój smutek. Jesteśmy pełni żalu. Ze mnie uszło powietrze.

Chłopcy nie rozumieją, czemu nie ma Darii i Oli w domu. Ja też nic nie rozumiem. Nie wchodzę do pokoju dziewczynek. Nie mogę patrzeć na rozwieszone sukienki, poukładane zabawki i pościelone łóżeczka. Czekamy na kolejne postanowienie sądu. Dziewczynki są same. Nikt się u nich nie zjawił. To wszystko zakrawa na tragikomedię, która nie ma najmniejszego sensu, a jest grą na zwłokę i ochronę własnych interesów, w której dziecko nie ma najmniejszego znaczenia. Jestem częścią takiej bezsensownej gry, a moje dzieci cierpią. Czuję się wypalona.    

2003

15 grudnia

Mija dzień za dniem, godzina za godziną. Leżę i płaczę. Farbuję włosy. Nalewam szklankę piwa i słucham ulubionej muzyki. Puszczam w kółko Loreenę McKennitt. Powoli godzę się z faktami. Tak bardzo czekałam na dzień spotkania z dziewczynkami, że przestałam dostrzegać otaczającą rzeczywistość. Dzień, który wstaje, trzeba przeżyć i przeżyją go również w Domu Korczaka Darunia i Oleńka. Jakby się nic nie stało, życie płynie dalej.

Jem śniadanie z moim mężem i synami. Szykuję im codzienne ubrania. Aleksandra i Daria nie umarły, żyją, więc wszystko przed nami. Tylko trochę później. Biologiczni rodzice na zawsze w sposób nie do przewidzenia będą związani z naszymi dziećmi. Nie mam na to wpływu. Muszę to zaakceptować. Przeszłość moich dzieci jest częścią ich życia. Staje się więc i moją przeszłością. Poradzimy z nią sobie, przetrwamy, przeczekamy złe chwile. Trud trwania jest możliwy. Dzięki niemu życie może się toczyć dalej.  

***

Książkę nabyć można na stronie www.aac.netidea.pl

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: adopcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy