Reklama

Indyjski dworzec grozy

Niewielu z nas miało okazję przekonać się, jak łatwo jest zgubić dziecko na zatłoczonym dworcu. Są jednak miejsca na świecie, uwielbiane przez kidnaperów, gdzie nawet w biały dzień bez śladu znikają dziesiątki dzieci. Jednym z nich jest dworzec Sealdah w Kalkucie.

Według raportu, do którego dotarli dziennikarze Guardiana, liczba zaginionych i porwanych na tym dworcu dzieci rośnie w zastraszającym tempie. Aby zrozumieć skalę zjawiska trzeba uświadomić sobie, że przez znajdujący się w czwartym co do wielkości mieście Indii, dworzec, codziennie przejeżdża 750 pociągów, z których korzysta nawet dwa miliony pasażerów. W panującym na dwudziestu peronach tłoku kręcą się tysiące dzieci.

Część z nich podróżuje z rodzicami, ale wiele wybrało dworzec, jako miejsce stałego zamieszkania. Dzieci uciekają przed przemocą domową, szukają pracy lub po prostu wybierają się tu na wycieczkę. Wszystko dlatego, że odwiedzenie cieszącego się złą sławą miejsca, jest swoistym testem odwagi dla małoletnich mieszkańców Kalkuty. Niestety, tysiące dzieci znika w Sealdah bez wieści.

Reklama

Tysiące zaginionych dzieci

Skala zjawiska jest przerażająca. W 2011 roku w Indiach porwano 15 284 dzieci. Cztery lata później liczba ta wzrosła ponad dwukrotnie, gdy zarejestrowano 41 893 przypadki zaginięć. Policjanci i pracownicy społeczni twierdzą, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej, bo wielu spraw po prostu nie ma komu zgłosić. Mimo dodatkowych patroli służb ochrony dzieci ciągle znikają w czeluściach dworca. Na samym dworcu w ciągu ostatniego roku zaginęło bez wieści 529 maluchów. W 2017 zarejestrowano już 346 przypadków.

Nikt nie wie, jaki jest los zaginionych dzieci. Spekuluje się, że są ofiarami handlu ludźmi lub wykorzystywane do niewolniczej pracy. Jednak wysiłki pracowników socjalnych i policji przynoszą już pewne efekty. W ciągu roku na samej stacji Sealdah odnaleziono 1628 zaginionych dzieci. W tej liczbie były 134 dziewczynki, a najmłodsze dziecko miało zaledwie cztery lata.

Pracujący na stacji policjanci opowiadają o grupie bezdomnych dziewczynek, które zamieszkują pierwszy peron stacji od pół roku. Znajdujący się poza budynkiem dworca obiekt, szczególnie upodobali sobie bezdomni, gdyż w razie potrzeby mogą szybko skryć się w zakamarkach miasta. Strażnicy kilkukrotnie musieli już ratować dziewczynki, z których najstarsza ma 12 lat, przed grupami agresywnych dorosłych mężczyzn. Równie złą sławą cieszy się peron 4a, który graniczy z bujną roślinnością. Tam, zwłaszcza pod osłoną nocy, zdarzają się najpoważniejsze przestępstwa.

Według policjantów wiele z dzieci, powraca po latach na stację, wykonując najstarszy zawód świata. Wykorzystywani przez bezkarnych alfonsów, a często przez własne rodziny, które nie mają innego sposobu, aby zarobić na życie, zwiększają tylko zagrożenie na dworcu.

Dzieci boją się też policjantów, wśród których zdarzają się osoby nadużywające alkoholu i stosujące przemoc wobec nieletnich. Znane są przypadki bicia nastolatków, a zajmująca się poszukiwaniem dzieci organizacja Cini (Child in Need Institute) badała przypadek porwania nieletniego przez pracownika ochrony. Kidnaper wykorzystywał dziecko do niewolniczej pracy.

Napływ nieletnich na dworzec Sealdah nie ustaje. Choć trudno sobie to wyobrazić, dla niektórych życie tutaj jest rajem w porównaniu z tym, co spotykało ich w domu. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Indie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama