Reklama

Istnieją naprawdę dobrzy ludzie

Oddali adoptowaną córkę dla jej dobra  

Ta historia brzmi nieprawdopodobnie. Jak to możliwe, że rodzice oddali adoptowaną córkę, gdyż zależało im na jej szczęściu?

Małżeństwo z Ohio chciało adoptować dziecko z biednego kraju, by stworzyć mu dom i dobre warunki do rozwoju i edukacji.

Jak tysiące Amerykanów skorzystali z agencji pośredniczącej w adopcjach zagranicznych. Adam i Jessica Davis mieli czworo własnych pociech, ale postanowili adoptować dziecko, które nie miało rodziny. 

Reklama

Agencja znalazła dla nich pięcioletnią dziewczynkę z Ugandy o imieniu Namata.

Dostali wiadomość, że jej ojciec zmarł, a matka nie chciała się nią zajmować. Po uiszczeniu wymaganej opłaty w wysokości 150 tys. dolarów, w 2015 roku państwo Davis polecieli do Ugandy. Dziewczynka mieszkała w sierocińcu w bardzo trudnych warunkach. Szybko sfinalizowali adopcję i zabrali córkę do USA. W domu i szkole Namata pilnie uczyła się języka angielskiego.

Kiedy mogła się już dobrze porozumieć z rodziną, zaczęła opowiadać o rodzicach, siostrach i braciach. Przerażająca prawda wyszła na jaw. Mata nie była sierotą, wychowywała się w kochającej rodzinie.

Jak się okazało, pracownicy agencji przyjechali do wioski i zaoferowali rodzinom w wysłaniu dzieci do USA, gdzie miały zdobyć wykształcenie, po czym powrócić do domu. W rezultacie sprzedali je amerykańskim rodzinom, które nie znały prawdy pochodzeniu nieletnich.

Davisowie bardzo pokochali córkę, ale zdecydowali, że jej miejsce jest w biologicznej rodzinie i odesłali małą do Ugandy. Rodzice Namaty nie posiadali się ze szczęścia, gdy odzyskali dziecko. Byli też bezgranicznie wdzięczni Adamowi i Jessice, że postawili na dobro córki, a swoje plany i uczucia umieścili na dalszym planie. 

W hołdzie żonie 

W pogórniczym miasteczku Camborne, w Kornwalii, ludzie nie mają pracy i ledwo wiążą koniec z końcem. "Za chwilę przyjdzie zima i skąd wezmą pieniądze na opłacenie rachunków za prąd, gaz i wodę? A zimy tu mamy srogie. Tutaj ojcowie niedojadają, by było więcej dla dzieci" - mówi starszy, siwy pan. Aż trudno uwierzyć, że to miejsce nie leży w kraju trzeciego świata, lecz w Wielkie Brytanii.  

Don i jego żona Jen utworzyli jeden z największych, niezależnych banków żywności w kraju i co miesiąc rozdają 14 tys. posiłków 400-500 rodzinom, a te najczęściej proszą o jedzenie, którego nie trzeba gotować, bo w ten sposób mogą zaoszczędzić na rachunkach. Nic by nie zdziałali bez ludzi, od których dostają żywność i 74 wolontariuszy, którzy zajmują się dostarczaniem jej do potrzebujących.

Pan Garner jest na posterunku nawet dzień przed pogrzebem ukochanej żony. Mówi, że ona by sobie życzyła, aby kontynuował tę działalność, w którą była zaangażowana aż do śmierci. Robi to, by uczcić jej pamięć.

Obecnie w obliczu pandemii i z uwagi na zbliżającą się zimę sytuacja niektórych rodzin będzie beznadziejna. Nie można ich zostawić bez pomocy. Bank żywności ma ograniczone środki finansowe, pracownicy jednak robią co mogą, chociaż nie są w stanie pomóc wszystkim.  

"Dlaczego jesteście dla mnie tacy mili?"  

W Nowym Jorku dwóch młodych mężczyzn zauważyło na ulicy bezdomną w ciąży i postanowiło jej pomóc. Ta młoda kobieta znalazła się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Mieszka na ulicy, choć jest w siódmym miesiącu ciąży. Panowie zabrali ją do sklepu i kupili jej ubranie oraz zostawili pieniądze na jedzenie.

Kobieta nie mogła uwierzyć, że ktoś jest dla niej miły. Najczęściej spotykała się z nieprzyjaznymi spojrzeniami i przykrymi komentarzami przechodniów. Raz ktoś ukradł jej pieniądze nazbierane na ulicy do kubka. Ponieważ nie chciała ich oddać dobrowolnie, zranił ją nożem.  

Kobieta była ofiarą przemocy domowej i musiała uciekać z domu od swojego oprawcy, gdyż obawiała się o życie dziecka i swoje. Mieszka na ulicy już pół roku, ale pomimo to jest czysta i zadbana, a zbierając pieniądze na życie, czyta książkę. "Jak stanę na nogi odwdzięczę się. Nigdy nie myślałam, że znajdę się w takiej sytuacji " - tłumaczy zakłopotana.

Za dwa miesiące urodzi córeczkę i ma nadzieję, że znajdzie dla niej dom.     

   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy