Reklama

Jak pielęgnować rodzinne więzi?

Zastanawialiście się kiedyś czy znacie swoją rodzinę czy może dobrze wychodzicie ze sobą tylko na zdjęciach, tych robionych od wielkiego dzwonu? Z psychologiem dziecięcym dr Aleksandrą Piotrowską rozmawiamy o znaczeniu rodziny i wspomnieć , o pielęgnowaniu więzi i o niezwykłym antidotum na otaczające nas zewsząd monitory czyli książce do kreatywnego wypełniania pt. „Misja: rodzinka”.

Agnieszka Minkiewicz: Żyjemy w bardzo zabieganych czasach. Mało dbamy o to co tu i teraz, nie mówiąc już o tym co zostawiliśmy w tyle... A chyba warto te wspomnienia zachować nie tylko dla siebie?

Dr Aleksandra Piotrowska: - Zdecydowanie warto! To, jakim jesteśmy człowiekiem jest determinowane z jednej strony przez geny. No ale ileż te geny mogą w nas załatwiać? Kolor oczu czy  kształt nosa w dużo większym stopniu, niż to jakim jesteśmy człowiekiem. A cała reszta jest determinowana przez naszą przeszłość, przez to z kim spędzaliśmy czas, co wtedy robiliśmy, jakim człowiekiem był ten, z którym przebywaliśmy.

Reklama

No właśnie, coraz mniej czasu spędzamy z ważnymi dla nas ludźmi, a więcej z przypadkowymi osobami czy wręcz z ekranem komputera, tabletu lub telewizora. Czy w związku z tym takie książki, jak "Misja: rodzinka", które pozwalają usiąść wspólnie i powspominać -  to dobry trop?

- To jeden z najlepszych tropów, jakie mogę sobie wyobrazić. Świetny, bo po pierwsze sprawia, że jesteśmy z ludźmi, a nie z tabletem czy innym monitorem, a po drugie jesteśmy aktywni. Minimum tej aktywności to rozmowa - niezwykle ważne minimum, bo konstytuujące w dużym stopniu naszą tożsamość. A tu jeszcze na dodatek takie książki skłaniają nas do podejmowania wielu innych rodzajów aktywności. Coś trzeba odnaleźć, odgrzebać, powędrować po różnych członkach rodziny po to, żeby zdobyć określone informacje. A wszystko to, żeby realizować kolejne zadania w ramach zadania nadrzędnego - " Misja: rodzinka".

A co pani doktor spodobało się w tej książce? Które zadanie w pani uruchomiło chęć kreatywnego działania?

- Były liczne takie strony. Powiem nawet tak - na niewielu stronach nie przeżywałam zaskoczeń. Myślę, że autorzy proponują takie aktywności, które nie są sztampowe. Różnego rodzaju albumików z poleceniami typu "wklej zdjęcie, jak szłaś pierwszy raz do szkoły" mamy przecież mnóstwo. Ale na przykład odtworzyć historię poznania się i zakochania naszych rodziców - to już zdecydowanie trop, który podejmujemy rzadko kiedy, a jaka szkoda stracić te informacje. To bardzo ważny fragment naszej przeszłości. Albo na przykład: jakie osoby, jakie książki, jaka muzyka, jakie przedmioty były ważne dla innych członków naszej rodziny? Nie dla nas, ale dla naszych rodziców, a jeśli nadarzy się okazja to dla naszych dziadków, cioć, wujków...

- Proszę zobaczyć jaka to piękna możliwość pogłębienia relacji w rodzinie wielkiej. Mówi się, że żyjemy w czasach, w których "rodzina zapada się w sobie" i w kolejnych dziesięcioleciach coraz mniejsze znaczenie ma w życiu człowieka. Myślę, że nie do końca tak jest. Ta rodzina podlega licznym przekształceniom, ale jednym z takich bardzo wyraźnych kierunków jest to, że tracimy kontakt z członkami rodziny wielkiej czyli z tymi ciotkami Ziutka, szwagierkami Gienka i tak dalej. A to wszystko przecież nasza rodzina.

- Jak wiemy - i odwołują się do tej myśli także autorzy - "Na każdym możliwym poziomie rodzina stanowi łącznik z naszą przeszłością, ale także most do naszej przyszłości", czyli również to kim będziemy zależy od rodziny szeroko rozumianej, a nie tylko od matki i od ojca.  Naprawdę warto zadać sobie troszeczkę trudu, poszperać i dowiedzieć się - "jaki to skandal wiązał się osiemdziesiąt lat temu ze stryjenką ze strony babci" a "jakie wydarzenia były udziałem w burzliwej młodości wujka Tadzia"... To są przecież fascynujące historie! Myślę, że jeśli chodzi o galopadę fabuły, to naprawdę mogące konkurować z licznymi książkami, które kupujemy i poznając fabułę doznajemy pewnych emocji. A tutaj to wszystko może być naszym udziałem, w oparciu o kawałek nas, bo przecież moja przeszłość, tkwiąca w rodzinie, stanowi fragment tego jakim ja jestem człowiekiem.

Czyli tak naprawdę wypełniając "Misję: rodzinka" sami możemy stworzyć trzymający w napięciu kryminał z fragmentami melodramatu...

- Dokładnie! Nie wątpię, że i niezłe fragmenty komediowe się znajdą. O to już dbają autorzy , którzy podpowiadają - czytelnikowi czy też współtwórcy tej książki - jakimi tropami warto pójść i informacje dotyczące jakich aspektów naszej rodziny pozbierać. I są to naprawdę aspekty bardzo, bardzo różne. Nie przypominam sobie książki, która pobudzałaby mnie do tego, żeby prześledzić jak w mojej rodzinie w przeszłości, w minionych pokoleniach przedstawiała się na przykład kwestia poglądów politycznych albo wyznawanej wiary, a przecież kiedyś byliśmy społeczeństwem znacznie bardziej zróżnicowanym, niż jesteśmy w tej chwili.

W ostatnich latach da się zauważyć  na rynku rosnąca popularność kolorowanek dla dorosłych czy takich książek, które bazują na samodzielnym wypełnianiu, a czasami też na niszczeniu...

- Myślę, że to wszystko ma być antidotum na monitorki, które nas od wczesnego dzieciństwa - ku mojemu przerażeniu i mojej rozpaczy - aż po późną starości zalewają i z konta każdego wyłażą. Proszę pani, jeśli wyniki badań mówią, że tablety bywają wręczane już niemowlakom, że zanim dziecko skończy rok - przecież dysponuje już władna łapką, taką którą umie kierować -  uczy się uruchamiania określonych stron w tablecie...

- Jeśli dowiadujemy się, że rośnie liczba rodzin, gdzie dziecku, które ma paręnaście miesięcy daje się tablet zamiast przytulanki do łóżeczka... To wszystko oznacza, że w wielu rodzinach niestety rozkrzewia się coraz bardziej filozofia "a daj ty mnie święty spokój". Ludzie, którzy tak myślą oczywiście są kochającymi rodzicami, ale mają tyle swoich spraw i tyle różnych rzeczy na głowie, że w tej codziennej gonitwie nie znajdują zapału, żeby być razem z dziećmi. Można się wyręczyć tabletem, no to czemu nie. Kiedyś był tylko telewizor jako ta niania zastępcza , a teraz nasze możliwości są znacznie większe, nawet w podróży, w ostateczności można dać dziecku smartfon i będzie się nim zajmować. A te książki pobudzają do takiej aktywności, która może być wykonywana całkowicie samodzielnie, jak w przypadku kolorowanek dla dorosłych lub wykonywana w grupie z innymi ludźmi, jak "Misja: rodzinka".

- Reasumując - to straszne, ale dożyliśmy takich czasów, kiedy wielu rodziców potrzebuje podpowiedzi, co można robić razem z dziećmi. Przy czym te dzieci mogą mieć lat trzydzieści czy czterdzieści, a rodzice mogą mieć siedemdziesiąt. To nie musi być tak, że dziecko to siedmiolatek, a rodzic trzydziestolatek, bo "Misję: rodzinka" naprawdę mogę polecić każdemu, niezależnie od wieku.

Bo chyba w każdym wieku przyda się rozmowa, ten jeden posiłek spędzony przy wspólnym stole i dyskusja po nim - czyli taki czas w ciągu dnia, kiedy pielęgnujemy więzi...

- No właśnie, takie magiczne sformułowanie "pielęgnujemy więzi". Czyli co mamy robić? Mamy usiąść obok tej osoby, z którą więź chcemy pielęgnować , przylgnąć ramieniem do jej ramienia i trwać tak w bezruchu? No przecież to absurd! Prawda? Więzi pielęgnujemy wtedy, kiedy okazujemy drugiemu człowiekowi zainteresowanie jego losami, jego przeżyciami, tym wszystkim czym on żyje lub żył.

- I proszę zobaczyć, jak w taki nurt pielęgnowania więzi pięknie się ta książka włącza. Ona nam podpowiada o czym można rozmawiać w czasie tych chwil, które mają pielęgnować więzi. Drugi człowiek - nasza ciotka, nasz wujek, babcia, matka - doświadcza takiego naprawdę głębokiego zainteresowania, a nie zdawkowego pytania: "No, co tam słychać? A może mi babciu opowiesz coś jak byłaś mała". Tutaj mamy dokładne wskazania - "książeczki poproszę"; "a szkoła, do której babciu chodziłaś?"; "a gdzie ona się mieściła?"; "a w której byłaś klasie?" - bo ta książeczka pobudza nas także do tego, żeby odtworzyć wersję geograficzną naszej rodziny, lokalizację, miejsca i przestrzenie, w których poszczególne osoby z naszej rodziny spędzały swoje życie lub tylko jego fragmenty.

Wydaje mi się że to taka książka, która może pozostać na półce na długo i niekoniecznie stracić swój żywot, kiedy tylko zostanie wypełniona treścią...

- Myślę, że w ogóle dobrze by było mieć więcej niż jeden egzemplarz tej książki. I na przykład po dwudziestu latach przystąpić do pisania jej na nowo, może już ze swoimi wnukami...  W ten sposób powstanie przecież inna książka. No, wybiegam myślą wprzód, ale właśnie teraz uświadomiłam sobie i takie możliwe konsekwencje współtworzenia "Misji: rodzinka".


rozmawiała: Agnieszka Minkiewicz    

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rodzina
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy