Reklama

Jak pokonać kryzys w małżeństwie

Trudne chwile w małżeństwie są nie do uniknięcia. Nie trzeba się ich bać, bo dzięki nim związek staje się mocniejszy. Czy jednak na kryzys można się przygotować?

Na pojawienie się kryzysu nie ma żadnej reguły, choć statystycznie występuje najczęściej siedem lat po ślubie. Innych cech charakterystycznych brak. Dla jednej pary powodem może być jedno nieporozumienie, dla drugiej nieszczęście losowe, jak na przykład ciężka choroba.

W naturze kryzysów występują jednak pewne prawidłowości. Każdy długoletni związek przechodzi wiele etapów. Przejście z jednego do drugiego jest zawsze wyzwaniem, bo wymaga od nas, byśmy na nowo definiowali swoje role. Dobrze jest pamiętać, że udane małżeństwo nie jest nigdy dziełem przypadku.

Reklama

Wbrew pozorom sukcesu nie gwarantują także podobne charaktery i wspólne wartości. Najważniejsza jest motywacja do trwania w związku. To daje siłę i gotowość do pokonywania kolejnych wyzwań. Ważna jest też tolerancja, czyli zrozumienie, że nie da się siłą zmienić drugiego człowieka. A gdy dochodzi do pierwszych sporów, najważniejsza jest dobra komunikacja między partnerami.

Wyszłam za mąż za odludka

Joanna, lat 28, martwi się, że dzieli ją z ukochanym zbyt wiele

Przez pierwsze pół roku na widok Tomka serce waliło mi tak mocno, że bałam się, że słychać je w promieniu kilku kilometrów. Zachowywaliśmy się jak zakochane nastolatki. Całowaliśmy się po bramach, nie mogliśmy oderwać od siebie rąk. Nie byłam w stanie pracować, spać ani jeść, żyłam jak w transie. Kiedy musiałam wyjechać na trzy tygodnie, wróciłam po ośmiu dniach, bo nie potrafiłam znieść rozłąki. Pobraliśmy się bez chwili zastanowienia. Miałam pewność, że chcę spędzić z Tomkiem życie. Był cudowny – troskliwy, czuły. Nic oprócz niego się nie liczyło.

Przecież podobali mi się towarzyscy faceci

Kiedyś przeczytałam, że namiętna miłość trwa góra dwa lata. Bo organizm nie wytrzyma dłużej ciągłej euforii, ataku endorfin. Ile ten stan trwał u nas?

Chyba w trzecim roku małżeństwa łóżko przestało mi się kojarzyć z mężem, a zaczęło znowu ze snem. Emocje opadały stopniowo. Po pracy już nie biegłam do domu, żeby przygotować Tomkowi obiad, w niedzielę coraz chętniej wychodziłam na spotkanie z koleżankami. Mogłam bardziej skupić się na pracy.

Jestem nauczycielką w liceum, prowadzę szkolny teatr i to wszystko bardzo mnie pochłania. Zauważyłam jednak, że mąż nie lubi, gdy opowiadam o szkole. On też nie jest wylewny, gdy pytam, jak mu idzie w firmie. Ucina stwierdzeniem, że nie chce przenosić stresów do domu. Byłam tym zdziwiona, bo wydawało mi się, że wszyscy faceci uwielbiają rozprawiać o robocie. W ogóle okazało się, że on nie jest taki jak inni. Nie przepada za piłką nożną, nie uprawia sportów, ma niewielu kolegów. Najbardziej lubi siedzieć przed komputerem. Po jakimś czasie zaczęło mnie to denerwować. Przecież zawsze podobali mi się towarzyscy mężczyźni! A wyszłam za mąż za odludka...

"Nie masz większych zmartwień?"

Pierwszą wielką kłótnię zaliczyliśmy na wakacjach w Tunezji. Tak cieszyliśmy się na ten wyjazd, a okazał się pasmem nieporozumień. Tomkowi nie podobał się upał, brud, wciąż narzekał na hałas. Swoim marudzeniem zepsuł mi humor. Do kraju wróciliśmy w kiepskich nastrojach. Wtedy przemknęło mi przez głowę, że zbyt pochopnie zdecydowaliśmy się na ślub.

Czasem ta myśl powraca. Z drugiej strony nie mam przecież powodu do narzekań. Tomek jest opiekuńczy, skupiony na domu, nie ogląda się za kobietami. A że chciałabym, żeby częściej bawił się w pubie z kolegami, bo takie zachowanie wydaje mi się bardziej męskie? Koleżanki radzą, żebym popukała się w czoło. „Nie masz większych zmartwień?” – pytają zdziwione.

Postanowiłam się więc nie czepiać. Ale ostatnio pojawił się nowy problem. Znajomi zaproponowali wspólny wyjazd latem – wycieczkę rowerową na Węgry. Tomek nie przepada za takimi atrakcjami i pewnie odmówi. Pomyślałam, że chciałabym mimo to pojechać z nimi sama. I martwię się, czy to jest w porządku?

Pamiętajmy o tym, co w związku najważniejsze

Przez pierwszy okres związku koncentrujemy się na tym, co nam się u partnera podoba. Skupiamy się na jego zaletach, bo dzięki temu umacniamy uczucie i budujemy więź. Niestety, po 2-3 latach zaczynamy dostrzegać wady ukochanego i jego słabości. Dzieje się tak wówczas, gdy zaspokoimy swoje podstawowe potrzeby. Człowiek jest tak skonstruowany, że wciąż pragnie więcej.

Joanna wybrała Tomka, ponieważ był troskliwy i czuły, dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Dziś ma pretensje, że jest zbyt mało męski. Problemem jest to, że jej definicja męskości oparta jest na stereotypach: wszyscy faceci lubią mówić o pracy, chodzą z kolegami na piwo i interesują się piłką nożną. Te opinie nie mają żadnego uzasadnienia w rzeczywistości.

Joanna powinna przypomnieć sobie, że Tomek daje jej to, czego ona potrzebuje najbardziej. Ponieważ dziś czuje się komfortowo, żąda rzeczy, które mają drugorzędne znaczenie i są mało istotne. Oczywiście, warto namawiać go na wakacje z przyjaciółmi, ale bez względu na to, czy pojedzie, czy nie, pora zaakceptować go takim, jakim jest.

Partner nie jest dla mnie żadnym oparciem

Anita, lat 33, boi się, że dzieli życie z egoistą

Zawsze wyobrażałam sobie, że Jacek będzie ojcem doskonałym. Chętnie bawił się z moimi siostrzeńcami, a oni go uwielbiali. Zresztą sam miał coś z dziecka: zawsze radosny, chętny do wygłupów. Ale na Polę czekaliśmy sześć lat. Uznałam, że najpierw trzeba zadbać o własny kąt, stabilną pracę. A poza tym chcieliśmy też nacieszyć się życiem bez zobowiązań. Dlatego w każdej wolnej chwili wyjeżdżaliśmy za granicę. Długo nie mieliśmy wyposażonej kuchni, bo nie było takiej potrzeby, wciąż jadaliśmy na mieście. Wtedy byliśmy chyba parą idealną, z tamtego okresu nie pamiętam żadnych zgrzytów. Bo trudno nazwać chyba konfliktem spór o to, czy zjeść w knajpie hinduskiej, czy zamówić do domu chińszczyznę. Zresztą, zawsze mieliśmy podobny gust, nawet te dyskusje nie trwały długo.

Nie mogliśmy doczekać się córeczki

Ciążę znosiłam doskonale. Pracowałam do samego końca, jak co roku wyjechaliśmy na egzotyczne wakacje. Jacek przygotowywał się do ojcostwa po swojemu, testował wózki i zbierał informacje o rozmaitych gadżetach.

W siódmym miesiącu dowiedzieliśmy się, że na świat przyjdzie dziewczynka. Mój mąż, najstarszy z czterech braci, oszalał z radości. Wytapetował pokój na blady róż, kupił śliczną kolorową kołderkę. Oboje nie mogliśmy doczekać się rozwiązania. Dzięki Poli mieliśmy rozpocząć nowy, dojrzalszy etap naszego wspólnego życia. Już pierwsze dni we troje dały mi jednak przedsmak tego, jak bardzo wszystko się zmieni.

Wcześniej sądziłam, że noworodki głównie śpią i jedzą, ale Pola szybko wyprowadziła mnie z błędu. Przez tydzień nie zmrużyłam oka – córka, owszem, ucinała sobie drzemkę, ale za chwilę budziła się z krzykiem. W dzień za to smacznie spała, tylko akurat wtedy ja miałam sporo rzeczy do roboty w domu.

W parku udaje idealnego tatusia

Po dwóch tygodniach poprosiłam wreszcie Jacka, by też wstawał do małej. Ku mojemu zdziwieniu spokojnie wyjaśnił, że musi się wysypiać. „Teraz, gdy ja zarabiam na rodzinę, to chyba jasne, że nie mogę zarywać nocy!” – mówił.

Nie znalazłam kontrargumentów, bo rzeczywiście jego pensja trzykrotnie przewyższa moją. Nie możemy sobie pozwolić, by ją stracić. Próbowałam wszystko ogarnąć, ale czułam rosnącą frustrację. W życiu Jacka niewiele rzeczy uległo zmianie: nie zrezygnował ze spotkań towarzyskich, wyniósł się z naszej sypialni, by mieć spokój. Tymczasem ja padałam ze zmęczenia. Pola wciąż mało spała, miałam kłopoty z karmieniem piersią.

Zaczęłam dostrzegać egoizm męża i jego skupienie na rozrywkach. Zaczęliśmy się kompletnie rozmijać. Niby mamy podział obowiązków: ja zajmuję się domem, a on przynosi pieniądze. Nie mogę jednak na niego liczyć, nie jest żadnym oparciem. Jacek lekceważy moje problemy, mówiąc, że nie ja pierwsza mam dziecko i ten ciężki okres minie. W niedzielę chodzi do parku z wystrojoną Polą i udaje idealnego tatusia. A we mnie wciąż narasta żal.

Zadbaj o wolny czas i poczuj się kobieco

Pojawienie się dziecka należy do najtrudniejszych chwil w małżeństwie. I nie tylko dlatego, że jesteśmy zmęczeni i nie dosypiamy. To poczucie odpowiedzialności za bezbronnego człowieka przytłacza najbardziej.

Reakcje na stres mogą być różne: od bezradności po ucieczkę w pracę. Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn. Dopiero gdy dziecko kończy trzy lata, ojciec zaczyna się nim bardziej interesować, ponieważ dostrzega w nim partnera. Nierozsądne byłoby, gdyby Anita żądała od Jacka zarywania nocy, bo rzeczywiście mogłoby zaburzyć to jego funkcjonowanie w pracy. Ale powinna dopilnować, by w ciągu dnia zrobił coś przy Poli. Gdy przychodzi zmęczony z biura, niech chwilę odetchnie, a wieczorem uśpi małą.

Ważne, żeby uczynił cokolwiek, co powoli mu wdrożyć się do obowiązku zajmowania się córką. Dobrze byłoby, gdyby Anita umiała wygospodarować wolny czas, przeznaczając go na relaks. Gdy mąż idzie z Polą do parku, może wybrać się na manikiur lub kawę z przyjaciółkami, zamiast zostać w domu i gotować obiad. Raz na jakiś czas niech spędzą z Jackiem wieczór tylko we dwoje. Pójdą do restauracji lub do klubu potańczyć. Anita musi znów poczuć się kobietą.

Ile mam czekać na zmianę?

Ula, 31 lat, martwi się bezrobociem męża

Kiedy Krzysztof wrócił do domu, nie wyszłam go przywitać. Wolałam nie komentować tego, co się stało. I tak wiedziałam wszystko, bo godzinę wcześniej dostałam od niego SMS: „Znowu się nie udało”. Po półtora roku powinnam była może przywyknąć do jego nieustannych porażek w poszukiwaniu pracy. Ostatnio wciąż kłóciliśmy się na ten temat.

Uważam, że należałoby spuścić z tonu i zacząć rozglądać się niekoniecznie za posadą prezesa. Krzysztof ma odmienne zdanie. „Z takim CV nie mogę przyjmować byle czego, bo nigdy nie uda nam się wrócić do poprzedniego poziomu życia!”. Tylko ile można czekać z założonymi rękoma?

Przyszłość wyglądała różowo

Kariera mojego Krzysztofa  była przedmiotem zazdrości wszystkich znajomych. Przed trzydziestką został dyrektorem generalnym dużego zachodniego koncernu. Podziwiałam jego inteligencję i pracowitość. Zaczęliśmy budowę domu, zdecydowaliśmy się na drugie dziecko. Snuliśmy ambitne plany  – przyszłość zapowiadała się różowo. Ale pewnego dnia jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że firma Krzysztofa wycofuje się z Polski. Między nami coś się popsuło

Na początku byliśmy dobrej myśli. Ale wkrótce okazało się, że znalezienie pracy dla eksprezesa graniczy z cudem. „Nie mamy nic, co odpowiadałoby pana kwalifikacjom” – ten tekst znaliśmy już na pamięć. Co gorsza, między nami też się popsuło. Starałam się dodawać mężowi otuchy, ale byłam bezradna wobec jego rosnącej depresji. Przestał się interesować dziećmi, coraz więcej pił. Nasze życie intymne całkowicie zanikło. Boję się, że jeśli ten stan będzie trwał dłużej, rozstaniemy się.

Zmiany są wpisane w nasze życie

Absolutnie rozumiem Ulę i jej frustracje. Jeśli mąż po półtora roku nie może otrząsnąć się z porażki i wciąż szuka posady prezesa, nie pomaga przy dzieciach, a w dodatku dużo pije, to ona ma prawo wyrażać niezadowolenie. To wyraz jej potrzeb i uczuć.

Oczywiście, może z mężem rozmawiać, ale też przecież potrzebuje od niego konkretnego wsparcia i pomocy. Wydaje mi się, że nadeszła pora, by Krzysztof poszukał pomocy specjalisty, jeśli ma stany depresyjne.

To, co go spotkało, to nie koniec świata. Dorosłość polega na elastycznym reagowaniu na to, co przynosi rzeczywistość, na umiejętności zmiany. Nie trzeba od razu przyjmować roli prezesa, żeby czuć się dojrzałym, potrzebnym i kochanym mężczyzną.

Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy