Reklama

Króliczy śmiech przez łzy

Polacy z niedowierzaniem patrzą na opracowaną przez Ministerstwo Zdrowia kampanię promującą zdrowy tryb życia i zachęcającą do posiadania dzieci. Publikacje na ten temat znalazły się na łamach najpoważniejszych dzienników na całym świecie. Problem nie tkwi jednak tylko w jej infantylności.

Oburzenie budzi fakt, że kosztująca 2,7 miliona złotych kampania, porównuje ludzi do sympatycznych skądinąd królików. Biorąc pod uwagę, że w jej ramach przygotowano nie tylko rozpropagowany klip wideo, ale także serie reklam radiowych i billboardów, koszt nie wydaje się wygórowany. Problemem jest dość karkołomny pomysł, wokół którego skonstruowano całość przekazu.

- Jeśli twórcom reklamy zależało na wzbudzeniu emocji i poruszeniu widzów, to z pewnością się to udało. Człowiek to niezwykle skomplikowana istota, połączenie ciała z psychiką, intelektu z emocjami, zatem zredukowanie go do "jednego" tylko wymiaru, mogło wiele osób urazić. Podobnie jest z niepowtarzalnością ludzkiego macierzyństwa czy ojcostwa. Naszej miłości do dzieci, poświęcenia i wychowania nie da się w żaden sposób porównać do zwierzęcego instynktu - to może bulwersować - mówi psycholog Joanna Kotarska, współautorka bloga www.psychologiaprzykawie.pl

Reklama

Z kolei Anna Mazur-Gajo, położna, autorka bloga www.towsrodku.pl, popularyzatorka diety wspierającej płodność oraz zdrowia wśród kobiet, zauważa: - Warto zaznaczyć, że zmiana aktywności, diety i redukcja stresu to ważny dodatek do wsparcia płodności, ale wiele problemów stojących na przeszkodzie zostania rodzicem nie wynika ze stylu życia. Zatem kampania bardzo, ale to bardzo pominęła realne potrzeby osób, które starają się o dziecko i mają problemy z płodnością nie wynikające ze stylu życia.

- Odwołując się do samej formy, stawianie sytuacji osób niepłodnych na równi ze śmiesznymi królikami i dwuznaczność kampanii, jest zwyczajnie obraźliwa dla wielu z nich. Te osoby potrzebują pomocy i rozpaczliwie na nią czekają. Osoby niepłodne potrzebują dostępu do specjalistów, zabiegów, diagnostyki oraz edukacji, którą będą mogły wykorzystać w życiu. Jak na razie, mogą skorzystać tylko ze świadomości, jaką miał wnieść w ich życie królik chwalący się gromadą dzieci - dodaje Anna Mazur-Gajo.

Jak to jest z tymi królikami?

Przyrost naturalny w Polsce jest rzeczywiście rekordowo niski. Wskaźnik płodności wynosi zaledwie 1,32, co stawia nas w ogonie państw europejskich. Niestety nowa kampania nijak nie wpisuje się w zaspokajanie realnych potrzeb starających się o dzieci. Do tego operuje nieprawdziwymi przekazami. Towarzyszące klipowi wideo plakaty, mówią, aby "nie skakać z kwiatka na kwiatek". Sugerują, że tak trafi się do lekarza, a nie zostanie mistrzem rozpłodu z 63 dzieci.

Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że króliki nie są monogamistami. Na tę formę związku decydują się z konieczności osobniki słabe, z marginesu króliczej społeczności. Rekordowo płodne samce królików nie są zainteresowane życiem z jedną partnerką. Zasadniczo rzucają się na wszystko co się rusza i nie ucieka dość szybko. Zdarzają się im też kontakty homoseksualne.

Dlaczego kampania budzi sprzeciw?

- Tylko człowiek jest zdolny do uczuć wyższych a tu stawia mu się za wzór "istotę niższą". I chociaż jest to przemiły puchaty króliczek, który w innych okolicznościach powinien wzbudzać naszą sympatię, to niestety - jak zauważył już prof. Bralczyk - uruchomił w naszych głowach negatywne skojarzenie. "Płodzą się jak króliki", czyli mają mieć dużo potomstwa, ale bezrozumnie i instynktownie. Z pewnością nie jest to odpowiedzialny wzorzec rodzicielstwa, jaki chcielibyśmy oglądać. Stąd pewnie społeczne poruszenie - dodaje Joanna Kotarska.

Ankietowani są zgodni - to niewypał

Po rozpoczęciu kontrowersyjnej kampanii, Anna Mazur-Gajo przeprowadziła specjalną ankietę w grupie 200 kobiet, które starają się o dziecko. Aż 98 proc. z nich uznało, że spot nic nie zmienił w ich świadomości.

W ankiecie możemy przeczytać, że promowanie zmian, jakie mogą zwiększyć płodność i zwiększanie świadomości jest bardzo ważne, aczkolwiek zdecydowana większość uznała, że kampania spłyciła i zbagatelizowała osoby, które chcą zostać rodzicami, a których problemy nie są powiązane ze stylem życia.

- Na 200 odpowiedzi, tylko 4 osoby wskazały, że kampania zwiększyła ich świadomość dotyczącą czynników, które mają wpływ płodność! - komentuje położna.

- Odbiorców spotu podzieliłabym na trzy grupy. Pierwsza, to osoby w wieku reprodukcyjnym, które jeszcze nie starają się o dziecko. Druga, to osoby, które zdecydowały się na starania, bądź starają się mniej, niż rok. Trzecia, najważniejsza grupa, to osoby, które starają się i walczą z problemem niepłodności. Jest to grupa, która została jakiś czas temu pozbawiona pomocy ze strony państwa - dodaje Anna Mazur-Gajo.

- Mówimy tutaj o 1,5 mln par w Polsce. One wymagają największego wsparcia. Znajdziemy w tej grupie wiele osób, które potrzebują nie tylko zmian w obszarach wymienionych w spocie, ale przede wszystkim dostępu do wyspecjalizowanych placówek medycznych i zabiegów, z których mogą skorzystać w ramach NFZ oraz możliwości współpracy ze specjalistami z różnych dziedzin - psychologów, lekarzy, dietetyków, seksuologów, fizjoterapeutów itp. Tymczasem w Polsce walka z niepłodnością jest finansowana głównie z własnej kieszeni obywateli - podsumowuje ekspertka.

Okazuje się zatem, że puszyste, skaczące króliczki to mydlenie oczu i udawanie, że Ministerstwo Zdrowia chce pomóc w walce z niepłodnością. Pozostawieni sami sobie, zdesperowani potencjalni rodzice, oczekują konkretnych rozwiązań, a nie zbioru ludowych mądrości ciotki Zielachy. Podczas, gdy u większości odbiorców spot wywołuje jedynie śmiech, to dla niektórych jest obraźliwy i jest niestety, pokazem skrajnego lekceważenia rzeczywistych potrzeb społeczeństwa.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: płodność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy