Reklama

Najmłodszy w klasie może "mieć" ADHD

To wniosek z przeglądowej pracy, opublikowanej na łamach czasopisma "Journal of Child Psychology and Psychiatry" przez międzynarodowy zespół naukowców, pod kierunkiem badaczy z Curtin University w Australii. Analiza 19 prac naukowych obejmujących ponad 15 milionów dzieci z różnych krajów pokazała, że nauczyciele, lekarze i rodzice mają dość powszechny kłopot z oceną, co jest zaburzeniem, a co wynikiem naturalnych różnic w rozwoju dziecka.

ADHD, czyli tak zwany zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi jest jednym z najczęściej diagnozowanych u dzieci zaburzeń. Pozostaje też jednym z najbardziej kontrowersyjnych, nie ma bowiem żadnych biologicznych markerów, które by owe zaburzenia potwierdzały, a diagnoza następuje głównie w oparciu o relacje rodziców i nauczycieli. 

Wśród zachowań, które mogą wskazywać na ADHD, wymienia się impulsywność, nadmierną ruchliwość, czy problemy z koncentracją. W praktyce diagnozy dokonuje się w oparciu o takie zachowania, jak nadmierna gadatliwość, skłonność do popełniania błędów i gubienia rzeczy, niechęć do słuchania i wykonywania poleceń, niezdolność do usiedzenia w ławce. Ocena, co jest, a co już nie jest normą, pozostaje silnie subiektywna. 

Naukowcy z Australii, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji chcieli sprawdzić, jakie znaczenie w diagnostyce ADHD mogą mieć różnice wieku dzieci w obrębie tych samych roczników, czy dzieci urodzone najpóźniej, mogą na tle tych o kilka miesięcy starszych wydawać się bardziej ruchliwe i mniej uważne. 

W analizie brano pod uwagę w sumie 19 prac naukowych z 13 krajów, USA, Kanady, Hiszpanii, Finlandii, Niemiec, Holandii, Islandii, Izraela, Norwegii, Szwecji, Danii, Tajwanu i Australii. Aż 17 z tych prac wykazało, że faktycznie u najmłodszych dzieci w danym roczniku częściej diagnozowano ADHD, częściej też poddawano je terapii. Co ciekawe, zależności takiej nie znaleziono w dwóch pracach z Danii. Autorzy są przy tym przekonani, że wiedzą, dlaczego.  

Jak podkreśla współautor pracy, prof. Jon Jureidini, psychiatra dziecięcy z Uniwersytetu w Adelajdzie, wyniki tej analizy powinny dać do myślenia nauczycielom, rodzicom i lekarzom, powinny uświadomić im, że najmłodsze w danym roczniku dzieci mogą potrzebować nieco więcej czasu, by się do warunków szkolnych przystosować. 

- Mylenie całkowicie normalnej, związanej z różnicą wieku niedojrzałości z ADHD, to tylko jeden ze związanych z tą etykietką problemów - mówi Jureidini. Dzieciom, którym brakuje snu, które były obiektem przemocy, choćby ze strony kolegów, które mają również inne problemy, też często przypisuje się ADHD. To sprawia, że nie tylko podaje im się leki, które mogą mieć skutki uboczne, ale też nie diagnozuje się rzeczywistych problemów i nie podejmuje działań, by im zaradzić - dodaje.   

Reklama


- Wygląda na to, że jak świat długi i szeroki niektórzy nauczyciele mylą związaną z różnicą wieku niedojrzałość najmłodszych dzieci z danego rocznika z ADHD - podkreśla dr Martin Whitely z Curtin University w Bentley w Australii.

- Choć nauczyciele sami tego zespołu nie diagnozują, bywają często pierwszymi, którzy go sugerują. Nasze badania pokazały przy tym, że efekt jest uniwersalny, nadmierna skłonność do wskazywania na ADHD u później urodzonych dzieci występuje zarówno w krajach, gdzie zespół ten leczy się często, jak USA, Kanada, czy Islandia, jak i tych, gdzie recepty w tej sprawie wypisuje się rzadziej, jak Finlandia, Szwecja, czy Tajwan - zaznacza.

Fakt, że efektu nie obserwuje się w Danii autorzy pracy tłumaczą tym, że prawo dopuszcza tam opóźnienie pójścia do szkoły dzieci urodzonych pod koniec danego roku kalendarzowego. Nie jest przy tym jasne, czy to bardziej maskuje efekt, czy mu zapobiega. Autorzy zamierzają się temu dokładniej przyjrzeć. 

(ph)
Grzegorz Jasiński 

RMF24
Dowiedz się więcej na temat: ADHD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy