Reklama

Niezwykła lekcja historii

W Krakowie otworzył swe podwoje HistoryLand. Miejsce jest unikatowym połączeniem klasycznych dioram, klocków LEGO i multimediów. O szczegóły tego niezwykłego projektu zapytaliśmy jego pomysłodawców.

Adam Wieczorek, Interia: Skąd wziął się pomysł na HistoryLand?

Marcin Pietrucha - Pierwsza myśl o centrum takim jak HistoryLand to jeszcze moje czasy szkolne, kiedy budowałem skansen miniatur pod Poznaniem. Wtedy wpadłem na to, że świetnie byłoby przedstawić historię Polski w nietypowy sposób, ze znanego i tym najmłodszym, i tym starszym budulca, czyli klocków. Nieco później, około sześć lat temu, poznałem Marcina i Krzysztofa Tobolskich. Opowiedziałem im o moim pomyśle na makiety z klocków obrazujące zabytki i ważne wydarzenia w dziejach naszego kraju. Podchwycili go od razu, jeszcze tego samego dnia z ich strony pojawiło się też mnóstwo propozycji na uatrakcyjnienie tego przedsięwzięcia chociażby poprzez iluminacje, multimedia, elementy interaktywne i tym podobne. Szczegóły dopracowywaliśmy przez około tydzień i zabraliśmy się do pracy nad pierwszą makietą, czyli krakowskimi Sukiennicami. Swoją drogą, to chyba był pierwszy zwiastun tego, że HistoryLand ostatecznie powstanie właśnie w Krakowie.

Reklama

Pochodzicie panowie i pracujecie w Poznaniu. Dlaczego Wasz wybór padł akurat na Kraków i na budynek dworca?

Marcin Tobolski - Wybraliśmy Kraków, bo to miasto, które posiada wyjątkowo bogatą historię i jest bardzo silnie powiązane z losami naszego kraju. Dodatkowo nie bez powodu to tutaj wielu turystów przyjeżdża, by poznać Polskę - a u nas można odkryć dzieje naszego kraju w pewnym sensie w pigułce.

Krzysztof Tobolski - Nie bez znaczenia jest też fakt, o którym wspomniał wcześniej Marcin - to właśnie makieta krakowskich Sukiennic powstała jako pierwsza. A dlaczego dawny dworzec PKP? To był jeden z pierwszych budynków, jakie zobaczyliśmy, gdy przyjechaliśmy po raz pierwszy do Krakowa już z myślą o tym, by sprawdzić kilka potencjalnych lokalizacji dla HistoryLandu. W zasadzie na tym te poszukiwania się zakończyły, bo od tego momentu nie mogliśmy sobie wyobrazić, by nasze centrum było ulokowane gdziekolwiek indziej. To budynek wyjątkowy, położony w samym sercu Krakowa, z przeszłością i z duszą. Cieszymy się bardzo, że udało nam się go wynająć.

Dlaczego akurat historia w wersji z klocków LEGO? Jesteście Panowie fanami duńskich klocków czy to tylko zależność zawodowa?

Krzysztof Tobolski - Od dziecka lubiliśmy budować z klocków LEGO, uwielbiają to też nasze dzieci. Pomyśleliśmy więc, że warto byłoby wykorzystać ten budulec, by przekazać naszym pociechom, ale też innym - małym i dużym - trochę wiedzy, zainteresować historią. Z czasem zdecydowaliśmy, że nasze makiety dodatkowo wzbogacimy przez różne rozwiązania interaktywne, bo wierzymy, że zdobywanie wiedzy jest skuteczniejsze i po prostu przyjemniejsze, gdy zaangażowane w ten proces są różne zmysły. Dzięki temu wszystkiemu zarówno dzieci, jak i dorośli odwiedzających HistoryLand przeżywają przygodę, która oznacza nie tylko oglądanie makiet, ale też na przykład uruchamianie pewnych elementów czy efektów specjalnych przez nich samych.

Skąd wziął się pomysł na połączenie multimediów i klocków?

Marcin Pietrucha - Multimedia i elementy interaktywne w połączeniu z klockami sprawiają nie tylko, że na oczach odwiedzających HistoryLand poszczególne makiety ożywają. Dzięki temu odkrywanie historii staje się emocjonującym i angażującym przeżyciem, bo każdy może poczuć, jakby niemal przeniósł się w samo centrum wydarzeń. Ponieważ HistoryLand stworzyliśmy między innymi z myślą o dzieciach i młodzieży, wierzymy, że poznawanie dziejów Polski i Polaków w ten sposób jest dla nich nie tylko efektywne, ale i po prostu przyjemne.

Czy w projektowaniu modeli brali udział dorośli fani LEGO (AFOL-e)?

Marcin Tobolski - Oczywiście! Zresztą sami się zdecydowanie do nich zaliczamy. Warto jednak powiedzieć też o tym, że w tworzenie HistoryLandu zaangażowanych było wiele osób - zarówno dorosłych, jak i tych młodszych fanów LEGO, ale też historyków, architektów i ekspertów od efektów specjalnych, bo klocki to jedne z kilku elementów, jakie składają się na nasze centrum. Równie ważna jest dla nas historia i interaktywność.

Jakie są główne cele przyświecające stworzeniu takiego projektu?

Krzysztof Tobolski - Chcieliśmy stworzyć miejsce, jakiego nie było i nie ma na całym świecie. Nigdzie nie znajdziemy bowiem takiego połączenia, jak w HistoryLandzie - a więc historii Polski i Polaków, klocków i interaktywności.

Marcin Pietrucha - Oraz miejsce, które z założenia nie będzie uczyć historii, a już na pewno nie w takim standardowym wydaniu. My stawiamy sobie za cel zachęcanie do odkrywania historii i to wszystkimi zmysłami.

Jak długo planujecie pozostać w Krakowie?

Marcin Tobolski - Na jak najdłużej. Dawny dworzec PKP wynajęliśmy na trzy lata, w tym momencie za wcześnie, by mówić o tym, czy ten budynek będzie naszą lokalizacją na dłużej, natomiast nie wyobrażamy sobie, byśmy mieli się z Krakowem pożegnać.

Jakie są plany rozwojowe HistoryLandu? Czy można się spodziewać makiet kolejowych?

Marcin Tobolski - HistoryLand to przedsięwzięcie o charakterze długofalowym, dlatego chcemy, by nasze centrum żyło i rozwijało się. W planach mamy zarówno kolejne makiety, jak i nowe interaktywne atrakcje. W pierwszej kolejności chcielibyśmy uhonorować tę wyjątkową lokalizację, w jakiej się znajdujemy, dlatego myślimy o tym, by w HistoryLandzie zobrazować historię kolei.

Zakładam, że HistoryLand to poza pasją, przede wszystkim biznes. Przy tak dużych nakładach raczej nie zwróci się błyskawicznie. Czy może właśnie jest inaczej?

Marcin Pietrucha - Pewnie nikt nam w to nie uwierzy, ale dla nas HistoryLand to przede wszystkim pasja. Gdybyśmy myśleli tylko o aspekcie biznesowym, to raczej nie podjęlibyśmy się realizacji takiego przedsięwzięcia, a już na pewno nie bylibyśmy w stanie zrobić tak wiele przez zaledwie trzy miesiące - bo tylko tyle czasu mieliśmy na przygotowanie dworca na potrzeby naszego centrum. Oczywiście bez biznesplanu by się nie udało i teraz, kiedy wiemy, że tylko w najbliższych dniach odwiedzi nas kilka tysięcy osób i będzie odkrywać miejsce, które najpierw sobie wymarzyliśmy, a teraz ono zacznie żyć, to czujemy niesamowite emocje i ogromne podekscytowanie. Teraz to nasi goście i ich odbiór HistoryLandu są dla nas najważniejsi. Dlatego otwarcie HistoryLandu to dla nas nie koniec ani tym bardziej nie czas, gdy będziemy już tylko odcinać kupony. To początek kolejnego etapu pracy nad naszym centrum, bo planów i pomysłów na rozwój tego miejsca mamy jeszcze sporo.

Ile osób pracowało przy poszczególnych makietach?

Krzysztof Tobolski - Łącznie kilkadziesiąt, a pracy było naprawdę sporo. Część osób odpowiadała za zaprojektowanie poszczególnych makiet, część za budowanie obiektów z klocków, ponadto osobne zespoły były odpowiedzialne za elementy makieciarskie i oświetlenie. Jako ostatnie do pracy przystąpiły zespoły odpowiedzialne za poszczególne elementy i rozwiązania interaktywne. Nie liczymy tutaj oczywiście ludzi, którzy bardzo pomogli nam odpowiednio zaprojektować HistoryLand jako całość, a następnie wykonać wszelkie niezbędne prace w budynku starego dworca PKP.

Czy możecie pochwalić się ciekawymi liczbami związanymi z projektem?

Marcin Tobolski - Podam przykłady z makiet dwóch naszych bitew. W przypadku tej, która rozegrała się pod Grunwaldem - sama makieta ma około 200 m2, obecnie można na niej zobaczyć 12 tys. ludzików-rycerzy i 12 tys. koników, a docelowo będzie ich po 36 tys. Makieta bitwy pod Oliwą to z kolei 16 wiernie odwzorowanych okrętów wykonanych z ponad 107 tys. klocków. To bitwa morska, więc dużą rolę odgrywają tutaj detale żaglowców. Na ich wykonanie zużyliśmy między innymi 6 m2 płótna żaglowego, olinowania powstały z około 1,8 km linki, a na wszystkich żaglowcach wykonaliśmy ponadto 12,5 tys. wiązań.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lego | historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy