Reklama
Ojcowska rewolucja

Jak być dobrym ojcem?

Obecnie następuje tak duża zmiana psychiczna w rodzinach, w podejściu do opieki nad dziećmi, że można mówić wręcz o rewolucji – mówi psycholog, dr Monika Wasilewska. - Nie jest to ani wstydliwe, ani niemęskie, kiedy tatuś idzie z wózeczkiem, jest przy porodzie, kąpie dziecko czy jest na urlopie tacierzyńskim, a kobieta pracuje...

Monika Szubrycht: Panuje przekonanie, że ojciec jest wzorem do naśladowania dla syna, a córka szuka w przyszłości takiego męża jak jej ojciec. Czy tak faktycznie się dzieje? 

Dr Monika Wasilewska: - Myślę, że coś w tym jest - zależy tylko, jaki to ojciec. Problem ojców, aż do dzisiejszych czasów, polegał na tym, że ich w zasadzie nie było w wychowaniu dzieci. W ostatnich latach powstało wiele prac psychologicznych i badań dotyczących nieobecnego ojca w życiu syna czy córki, dlatego możemy teraz dokładniej omawiać te kwestie.

Reklama

- Wiele osób z pokolenia 30+ i starszych, które przychodzą na terapię, kiedy opowiada o swoim dzieciństwie, to pokazuje, że ojca było tam bardzo mało. Nie mówię o ojcach, których nie było w ogóle, tylko o pełnych rodzinach. Ojciec zarabiał pieniądze, coś robił poza domem, ale wychowanie czy opiekę nad dziećmi pozostawiał matce.

- Jeżeli mówimy o wzorze do naśladowania dla chłopca, to w przypadku nieobecnych ojców synowie w swoim dorosłym życiu powielali podobny schemat i byli takimi samymi ojcami. Nie było ich albo fizycznie, albo emocjonalnie w życiu dzieci. Jeśli byli, to często nieporadni.

- W dzieciństwie chłopiec poznaje, obserwując rodzica, jaki jest dla niego jego ojciec. Pokazuje mu się nie tylko jako mąż w relacji z jego matką, a swoją żoną - jest też modelem dla przyszłej roli ojca.

Co to znaczy, że "emocjonalnie ojca nie było"? 

- To znaczy na przykład, że był emocjonalnie niedostępny. Mężczyźni w naszej kulturze uczeni byli tak, by nie okazywać emocji. Emocje wiązały się ze słabością, o smutku już nie wspomnę... Dorosłe osoby często mówią, że nie pamiętają swojego ojca, który płakał, albo robił to sporadycznie, np. na pogrzebach swoich rodziców.

- Myślę, że ojcowie nie pokazywali też innych emocji, choćby miłości. Rzadko mówią oni swoim synom, że ich kochają, córkom może częściej... Ale wydaje mi się, że innego wzorca nie było. Oddzielam historię od teraźniejszości, bo mam takie poczucie, że to się trochę zmienia na lepsze.

- Widzę współczesnych, młodszych tatusiów na placach zabaw ze swoimi dziećmi, przytulających je, i mam nadzieję, że to idzie w lepszą stronę - częstszej obecności czy uczestnictwa w życiu dzieci.

- Uważam, że w przeszłości niejedno pokolenie było pozbawione ojców. Jest taka koncepcja - pisze o niej Wojciech Eichelberger w książce "Zdradzony przez ojca" - że nieobecność ojca rozpoczęła się 200 lat temu wraz z pojawianiem się rewolucji industrialnej, kiedy mężczyźni poszli pracować do fabryk. Nie było ich całymi dniami, ciężko pracowali, a to, co robili, nie zawsze było godne podziwu - praca przy taśmie czy maszynach. Nie byli najlepszymi fachowcami czy rzemieślnikami, tylko zwykłymi majstrami i robotnikami.

- Dzieci zostawały z matkami, które też były zmęczone i zapracowane. Potem przyszły różne wojny i ci ojcowie ginęli, byli w obozach, a dzieci zostawały z kobietami.

Czytałam kiedyś o badaniach, z których wynikało, że dzieci, które straciły ojca w wyniku nieszczęśliwego wypadku czy przedwczesnej śmierci, w dorosłym życiu lepiej dawały sobie radę niż dzieci, które zostały przez ojców opuszczone.

- Myślę, że ojciec w systemie rodziny jest w jakiś sposób obecny, niekoniecznie fizycznie. Zmarły ojciec czy ojciec, który zniknął, też. Jeżeli zginął tragicznie albo umarł w sposób naturalny, to w domu może być kult ojca. Jest on ważną postacią, o której się mówi dziecku, wzorem do naśladowania.

- W naszej kulturze nie mówi się źle o zmarłych, więc on może być dodatkowo wyidealizowany. Dziecko z jednej strony może czuć złość do ojca za to, że je zostawił, ale wie - to była siła wyższa, która go zabrała, a nie odszedł z własnej woli...

- Poza tym kobiety, które czują się porzucone i zostawione przez mężów, nawet jeżeli nie mówią wprost i nie narzekają, to w sposób niewerbalny przekazują krytyczne myślenie bądź negację ojca swoim dzieciom. Wymagałoby to od nich nadludzkiej siły, żeby sprzedać dzieciom dobre emocje związane z ich drugim rodzicem. W końcu połowa z dziecka jest od ojca. Ma ono prawo tak samo kochać jednego rodzica, jak i drugiego.

- Jeżeli dziecko czuje, że matka nienawidzi ojca, to jest to trochę tak, jakby nienawidziła jakiejś części swojego dziecka. Czy ono też ma zacząć nienawidzić tej swojej części po ojcu? Jeżeli tak się stanie, to będzie to bardzo niekorzystne dla rozwoju dziecka.

Dawid Blankenhorn, autor książki "Ameryka bez ojców", uważa, że wiele współczesnych problemów społecznych związanych jest z nieobecnością ojców w życiu dzieci. Tymczasem część kobiet decyduje się na samotne macierzyństwo w myśl zasady, że lepiej zostać matką i mieć dziecko, niż żyć z dorosłym, niedojrzałym mężczyzną i jeszcze go niańczyć. Jakie konsekwencje dla dziecka mają takie decyzje?

- Dla rozwoju tożsamości dziecka, wszystko jedno jakiej jest płci, potrzebni są rodzice, oboje. Bo po to, żeby dziewczynka poczuła się kobietą, musi widzieć, jakie cechy ma kobieta i jakie cechy ma mężczyzna. Potrzebne są te dwa wzorce. Analogicznie jest z synem - on też musi wiedzieć, co jest typowo męskie i co jest typowo żeńskie.

- Kolejna sprawa jest związana z rozwojem emocjonalnym i społecznym. Ojciec odpowiada za rozwój społeczny dziecka, mama za emocjonalny. Ojciec prędzej stawia granice, pomaga synowi poczuć się dzielnym, sprawdzić się w swojej odwadze. Matki są częściej nadopiekuńcze, są kobietami, które się łatwiej denerwują o zdrowie. Ojcowie zazwyczaj wykazują zdrowy rozsądek w sytuacjach, kiedy coś się z dzieckiem dzieje. Myślę, że to też jest potrzebne.

- Dziecko musi widzieć dwie różne postawy i dwa różne rodzaje zachowań, bo będzie żyło w świecie, gdzie będą dwie płcie. Świadome skazanie dziecka na bycie tylko z matką jest swoistego rodzaju egoizmem. To nie służy dziecku.

- Musimy mieć świadomość, że to nie jest dobre dla potomstwa. Chociażby ta matka stanęła na głowie i zarabiała nie wiem ile pieniędzy, zabezpieczała byt i kochała swoje dziecko - trudno jej będzie występować równocześnie w dwóch rolach. Będzie to miało wpływ na rozwój małego człowieka - będzie musiała wziąć pod uwagę to, że dziecko wychowuje się bez drugiego wzorca. Jeżeli ojciec zostawia swoją rodzinę i odchodzi, nikt specjalnie się temu nie dziwi. Jeśli natomiast dzieci i męża opuczsza matka, jest odsądzana od czci i wiary.

Matka musi być, a ojciec powinien?

- Sądzę, że to jest częściowo związane z kobiecymi hormonami, które są odpowiedzialne za opiekę i troskę nad potomstwem. Od strony hormonalnej jesteśmy zatem skazane na dzieci, bo jeżeli mamy zdrowy instynkt macierzyński, a poziom hormonów macierzyńskich nie jest zaburzony, to wiążemy się z dziećmi bardzo, trudno nam je zostawić.

- Ojcowie tego nie mają, oni muszą uczyć się bycia ojcem, muszą uczyć się odpowiedzialności, fizjologia im tu nie pomaga. Tym bardziej powinno się pozwalać mężczyznom uczestniczyć w życiu dziecka od urodzenia, bo wtedy powstaje bardzo silna więź między ojcem a dzieckiem, a nie wtedy, kiedy dziecko zaczyna chodzić, mówić, albo kończy siedem lat.

W niektórych kulturach ojcowie zajmowali się synami dopiero wtedy, gdy ci byli starsi.

- W kulturach pierwotnych czy w dawnych czasach też tak było. W średniowieczu, kiedy syn kończył siedem lat, był oddawany pod władzę ojca. To się wiąże z tym, o czym mówiłam wcześniej, czyli z rozwojem społecznym. Ojciec uznał, że dziecko jest godne, żeby wejść w jakieś społeczeństwo i przyjmował rolę wprowadzającego w społeczeństwo. A wcześniej mama je wypielęgnowała i doprowadziła do stanu, w którym przeżyło, bo przecież dawniej śmiertelność była duża.

- Ojciec zapewniał warunki, a matka opiekę. Tyle że czasy się zmieniają - jest inna kultura, inna cywilizacja. Myślę, że ojciec jest tak samo odpowiedzialny od samego początku za dziecko, jak i matka. Tyle że matka czuje się z nim bardziej związana przez tą biologiczną stronę, przez to, że nosi je w swoim łonie, że więź u matki powstaje już przez 9 miesięcy okresu ciąży, a u ojca nie. Potem karmi piersią i to wszystko powoduje, że instynkt się rozwija, i że kobieta czuje się bardziej związana z dzieckiem.

- Natomiast odsuwanie mężczyzn, mówienie, żeby się nie opiekowali niemowlęciem, czy że zrobią dziecku krzywdę, bo kobieta wie najlepiej, tak przynajmniej dotychczas bywało - myślę, że to nie jest dobre ani dla dziecka, ani dla ojca, ani też dla matki.

- Kiedy zaczęła się fala porodów rodzinnych, wielu mężczyzn mówiło mi, że ich ojcowie, dziadkowie dziecka, bardzo ich krytykowali za chęć towarzyszenia żonie przy porodzie: "A co ty będziesz tam chodził, to jest dla kobiet sprawa, gdzie ty tam, po co ty tam na tej porodówce? Przecież to nie jest dla faceta, daj spokój". Nie było zrozumienia w świecie starszych mężczyzn, starszego pokolenia. Myślę, że obecnie następuje tak duża zmiana psychiczna w rodzinach, w podejściu do opieki nad dzieckiem, że można mówić wręcz o rewolucji.

- Dawniej nie do pomyślenia były urlopy tacierzyńskie, to było niemęskie. Obecnie świat bardzo się zmienia. Pojawiają się linie kosmetyków dla mężczyzn, maseczki do twarzy, a w Hiszpanii widziałam nawet w czarnych opakowaniach podpaski dla mężczyzn. Wiadomo, że jest to kwestia rynku, konsumpcji, tego, żeby więcej sprzedać.

- Natomiast widać, że następuje większe przyzwolenie na funkcję opiekuńczą ojców. Nie jest to ani wstydliwe, ani niemęskie kiedy tatuś idzie z wózeczkiem, jest przy porodzie, kąpie dziecko czy jest na urlopie tacierzyńskim, a kobieta pracuje.

- Rzeczywistość się zmienia i wcale nie myślę, że na gorsze. Byleby nie poszło w odwrotną stronę, czyli żeby matka zniknęła z życia dziecka, a został ojciec. Dziecko potrzebuje obojga rodziców, tak to zostało wymyślone, to jest sensowne.

Jakie cechy predestynują mężczyznę do bycia dobrym ojcem?

- Pytanie, co to znaczy "dobry ojciec"? Mówiłyśmy kiedyś o tym, kim jest dobra matka. Myślę, że ojciec nie różni się w fundamentalnych kwestiach od matki. On tak samo musi być responsywny - musi umieć odpowiadać na potrzeby dziecka, uznać jego autonomię.

- Dziecko nie jest po to, żeby zajmowała się nim kobieta, a może ojciec zajmie się nim kiedyś, jak będzie miał ochotę... Nie jest też po to, żeby sycić narcyzm ojca, żeby go podziwiać, żeby być dla niego i robić to, co on każe. Dziecko nie jest też po to, żeby realizować niespełnienia czy oczekiwania rodzica.

- Dobry ojciec dostrzega w synu czy córce autonomiczną jednostkę i robi wszystko, żeby pomóc dziecku jak najlepiej rozwinąć swój potencjał. Żeby mogło zrealizować cel swojego życia, którym jest jak najpełniejsza samorealizacja, żeby mogło realizować siebie, a nie ojca.

- Nie jest to takie łatwe, bo czasami ojcowie mogą mieć problemy, by odróżnić swoje potrzeby od potrzeb dziecka. Im się wydaje, że ich potrzeby są najlepsze dla dziecka i syn czy córka powinni je realizować.

Myślałam, że matki tak mają...

- Matki to mają w kwestii emocjonalnej, a ojcowie bardziej w kwestii instrumentalnej. Kiedy robimy badania nad parentyfikacją, czyli zamianą ról, która ma miejsce w niektórych rodzinach, gdy dziecko staje się opiekunem swoich rodziców, wychodzi nam, że matki bardziej parentyfikują emocjonalnie - czyli żądają od dziecka, aby było ich terapeutą, wsparciem, powiernikiem, a ojcowie instrumentalnie - czyli wyznaczają dzieciom konkretne zadania do zrobienia, przekraczające ich możliwości rozwojowe.

- Ojciec nie potrzebuje, żeby dziecko go pocieszało, żeby się do niego przytulało, czy żeby koiło jego lęki, ale ojciec chce, by poszło na studia, by miało dobre oceny, by odniosło sukces w danej dyscyplinie sportowej.

- Wielu ojców ma takie marzenia. Zresztą jakby sprawdzić na studiach medycznych czy prawniczych, ilu studentów ma rodziców w tych zawodach, to myślę, że będzie ich sporo. Wiele osób powiela zawody rodziców. Pytanie czy robią to, bo tak im się spodobało i tak się zafascynowali swoim tatą lekarzem czy prawnikiem? Czy robią to z przyczyn pragmatycznych, bo jest już gabinet czy kancelaria, i będą mieć łatwiejszy start w dorosłość, czy może np. dlatego, że ktoś musi to odziedziczyć i tak naprawdę nikt nie pyta ich o to, co chcą robić w życiu.

- Zresztą w historii zawsze tak było, było dziedziczenie. Szewc też wychowywał sobie syna, żeby przejął po nim zakład, na roli zostawały najstarsze dzieci, żeby przejąć schedę po ojcu. Myślę, że nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że dziecko tego chce i że jest to jego autentyczna potrzeba. Albo, że ma ku temu predyspozycje.

- Potrzeby często wynikają z predyspozycji, coś nam przychodzi łatwo, więc chętniej uczymy się tego zgłębiamy to zagadnienie, im więcej wiemy na dany temat, tym pewniej się czujemy w tej dziedzinie i chętniej się w niej realizujemy.

- Wracając do tego, kim jest dobry ojciec, uważam, że dobry ojciec to taki, który abstrahuje od siebie, od swoich potrzeb, skupia się na potrzebach dziecka, pozwala mu również -  to bardzo ważne - na wyrażanie różnych emocji. Nie tłumi w nim smutku, "bo faceci nie płaczą", nie mówi: "Nie złość się, bo jak ja się zezłoszczę to zobaczysz". To jest ojciec rozumiejący.

- Może być twardy, może stawić granice, powiedzieć: "Nie ma dyskusji", albo: "Nie przejmuj się synu, nic się nie stało", czy: "Nie płacz córko, dalej do dzieła, jesteś fajna dziewczyna, na pewno ci się uda". Może być bardziej dyrektywny od matki, może być mniej wrażliwy, natomiast nie znaczy to - mniej rozumiejący.

Dziecko wymaga więc odwagi, śmiałości do tego, żeby podjąć różne zadania, które je czekają w życiu i też, żeby nie bać się porażek...

- Bardzo często, gdy pracuję z pacjentami, którzy mają jakieś konflikty z ojcami, stwierdzam, że są to osoby mające wyniesiony z domu przymus bycia idealnym, że nie wolno im ponieść żadnej porażki, a ponieważ to jest w życiu nieosiągalne, więc boją się działać odważnie - są zachowawczy, ostrożni, żeby nie powiedzieć lękowi.

- Należy pamiętać, że i matka, i ojciec są przejmowani przez dziecko i stają się jego wewnętrznym rodzicem, takim superego, które jest strukturą karzącą lub wspierającą i nagradzającą. Jeżeli mężczyzna uważa, że dobry ojciec to taki, który tylko karze, oskarża i wymaga, to trzeba mieć świadomość, że potem jego dziecko będzie miało w sobie takiego surowego, karzącego, wewnętrznego rodzica. Ten wewnętrzny rodzic będzie żył nawet wtedy, gdy tego realnego już nie będzie. Matka - troskliwa i czuła. Ojciec - ten, który budzi respekt.

Ojcowie często nie chcą się przyznać do błędu, boją się utraty autorytetu.

- Tak, rodzice w ogóle, ale ojcowie bardziej. Szczególnie w okresie dojrzewania to jest bardzo przykre dla ojców, bo często są kwestionowani, jeżeli dotychczas byli słuchani. Nagle syn czy córka zaczynają się wymykać spod kontroli, krytykują, kwestionują...

- Jestem święcie przekonana, że rozmowa z dzieckiem, próba zrozumienia czasami trudnego do zrozumienia poglądu może być bardzo wzbogacająca dla relacji tych dwojga. Jeżeli przeprosimy dziecko za jakąś naszą pomyłkę, jeżeli się do tego przyznamy, to zyskamy, a nie stracimy autorytet. Dziecko nie dość, że nauczy się, że można się przyznać do błędu i nic się nie dzieje, bo można też spróbować błąd naprawić, to jeszcze będzie bardziej związane z rodzicem, bo zobaczy w nim ludzką twarz.

- Rodzic nie jest pomnikiem bez zmazy i skazy. Kiedy dziecko w okresie dojrzewania zaczyna orientować się, że ojciec nie jest taki święty, bo nikt z nas nie jest, to może być dla niego szokiem. Może się czuć oszukane i jeszcze mocniej zakwestionować rodzica. Jeszcze bardziej zanegować wartości wpajane przez niego, próbować robić dokładnie odwrotnie niż ojciec.

- Dobry ojciec to taki, który naprawdę dba o kontakt i relację z dzieckiem. Przez tę relację rozumiem też szacunek dla dziecka. U nas mało mówi się o szacunku rodziców do dzieci - raczej o szacunku dzieci do rodziców. Skoro dziecko ma szanować rodziców, to dlaczego rodzic ma nie szanować dziecka, jeżeli ono też jest człowiekiem. Ma prawo do błędów, ma prawo do własnego zdania, ma prawo do bycia kochanym i wysłuchiwanym.

- Poza tym, jak dziecko ma się nauczyć szacunku? Poprzez strach? Najlepiej uczyć szacunku poprzez szacunek, miłości poprzez miłość. A nie: "Bój się mnie, ja od ciebie wymagam, szanuj mnie, ja ciebie nie szanuję, nie szanuję twojego zdania, tego co mówisz, twoich lęków. Opowiadasz bzdury, nie ma się czego bać". Albo: "A co ty tam wiesz. Ty się przejmujesz, a to takie pierdoły"-  to jest brak szacunku - do emocji, do potrzeb.

- Dlatego wydaje mi się, że ojciec ma duże znaczenie w kształtowaniu się samooceny u człowieka, nawet bardziej niż matka wpływa na samoocenę, na to, jak człowiek myśli o sobie.

- Mój syn, jak wyjeżdżałam na konferencję, powiedział do mnie: "No wiesz mamo, cztery dni z tatą tak spokojnie wytrzymam". Zaciekawiało mnie to i zapytałam, co to znaczy. Co się dzieje po tych czterech dniach? A on mówi: "No tak, po czterech dniach to się już muszę do kogoś przytulić". A ja pytam: "Do taty się nie możesz przytulić?". Na co on odpowiedział: "Nie, no, mogę, ale wiesz, do taty to nie to samo". Myślę, że trochę tak jest, że nawet jak ojciec jest gotowy, żeby przytulić, zwłaszcza syna, bo może z córkami jest inaczej, to jakoś głupio się tak do ojca przytulać. Tak jak chłopaki też do siebie się nie przytulają.

A dziewczynki między sobą szepczą, pocieszają się, ocierają łzy...

- Nastoletni chłopcy nie będą szli za rączkę. Mogą się poklepać po ramieniu, to jest bardziej po męsku.

Albo się pobiją...

- Albo pobiją. Z ojcem tak samo. Głupio się przytulać do ojca, a potrzeba jest. Ojciec nie zastąpi matki w tej kwestii, ale matka ojca też nie. Bo do mnie mój syn będzie się przytulał, wchodził na kolana, ale z ojcem sobie pogada po męsku i przybije piątkę, podyskutują o meczu czy muzyce.

Córeczka tatusia, a synek mamusi - ile jest prawdy w tym powiedzeniu? 

- Jest coś w tym. Tak freudowsko, jak z okresem edypalnym. Dzieci w sposób naturalny w wieku trzech lat czują większą miłość do rodzica drugiej płci, czy jakieś większe zaintrygowanie tym rodzicem. Patrzyłam na to z przymrużeniem oka, choć widziałam, że np. dziewczynki do swoich tatusiów się garną, są takimi księżniczkami do przytulania. Z synami się nie będą przytulać, bo jest pewien lęk przed homoseksualizmem i przed taką męską bliskością, a synkowie za to bez problemu przytulają się do mamuś.

- Pamiętam, jak mój synek w wieku 3 lat powiedział, że się ze mną ożeni jak dorośnie. Odpowiedziałam mu, że nie jest to możliwe, ponieważ już mam męża i moim mężem jest jego tatuś. Na co synek pomyślał i mówi: "No to zabijemy tatusia". Zatkało mnie, a jednak "Edyp żyje", on przecież nie znał wtedy mitu o Edypie, więc myślę, że coś w tym jest. Jak obserwuję dzieci znajomych, córki, które biegną do tatusiów, siadają na kolanach, i ci tatusiowie są tacy zachwyceni - myślę, że jest to naturalne i rozwojowe.

- Inaczej też ojcowie podchodzą do córek. Są bardziej pobłażliwi, bo nie muszą wychowywać dziewczynek, na aż tak dzielne, odważne i niezależne. Natomiast mogą je poprzytulać. Wtedy taką rolę wychowawczą może przyjąć matka - rolę wymagającą, pokazującą, co kobieta w życiu może osiągnąć. Ale ojcowie również mogą zachęcać córki do rozwoju, sukcesów i niezależności.

- Z synami jest inaczej. Synowie mają urok działania na swoje mamy, a tatusiowie potrafią zachować rozsądek i trzymać granicę.

- Tak, jak w zdrowych psychikach rywalizacja jest w obrębie płci, nie pomiędzy płciami. My kobiety powinnyśmy rywalizować z kobietami, a mężczyźni z mężczyznami. A nie, że kobieta rywalizuje z mężczyzną, a mężczyzna z kobietą.

Bywa też tak, że kobiety przesadzają. Pojawia się dziecko - mężowie idą w odstawkę.

- To jest duży błąd i tak naprawdę wszyscy na tym tracą. Kobiety też, a mężowie niekoniecznie będą się przebijać - raczej sobie poszukają zajęć gdzieś indziej.

- Idealny system to taki, kiedy oboje małżonkowie się w równym stopniu angażują w dziecko, w rodzinie istnieje sprawiedliwy podział obowiązków. Ktoś lepiej odkurza, ktoś lepiej gotuje. Znam tatusiów, którzy świetnie zmieniają pieluchy, są w tym wyszkoleni i dumni z tego. Znam takich, którzy świetnie przygotowują kaszki i inne posiłki dla dzieci, a mamusie w tym czasie robią coś innego. Myślę, że zdrowy podział obowiązków nie jest zły, żeby żadnego z obojga rodziców nie zabrakło w najbliższym otoczeniu dziecka - zarówno emocjonalnym, jak i fizycznym.

Rozmawiała: Monika Szubrycht

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy