Reklama

Pocałunek śmierci?

Całowanie małych dzieci, zwłaszcza cudzych, to ryzykowny pomysł, nawet jeśli jesteśmy powodowani jak najlepszymi intencjami. Małżeństwo z Wielkiej Brytanii ostrzega wszystkich rodziców przed ogromnym i wciąż jeszcze nieuświadomionym niebezpieczeństwem, po tym jak ich ośmiotygodniowa córeczka omal nie straciła życia.

- Mój przekaz brzmi: Nie pozwalaj nikomu, absolutnie nikomu na całowanie twojego niemowlęcia. Nigdy nie wiadomo, czy osoba dorosła nie podaruje mu przy okazji wirusa przeziębienia czy opryszczki, co dla takiego malucha może okazać się nawet zabójcze - apeluje Sophie Hobbs.

Początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Mała Eliza sprawiała wrażenie lekko przeziębionej, więc rodzice udali się z nią do lekarza. Dziecko kaszlało i miało lekki katar, ale poza tym nie działo się nic niepokojącego, więc rodzice zostali poinstruowani, by mieli oko na dziewczynkę. Po kilku dniach sprawy przybrały jednak zupełnie nieoczekiwany obrót:

Reklama

- Znalazłem ją leżącą bez życia. Była blada i nie reagowała na żadne bodźce. Wiedziałem, że stało się coś bardzo złego i natychmiast wezwałem pogotowie. Już w szpitalu ratowało ją dwudziestu lekarzy. Poczuliśmy się tak, jakbyśmy znaleźli się w samym środku trzęsienia ziemi. Nie mogliśmy zrobić nic, by pomóc córeczce, mogliśmy tylko patrzeć - mówił ojciec dziewczynki, Thomas Hobbs, cytowany przez Dailymail.co.uk.

Dziecko trafiło do bardziej specjalistycznej placówki, gdzie utrzymywano je w stanie śpiączki farmakologicznej. W tym czasie mała kilkakrotnie przestawała oddychać i konieczne było stosowanie resuscytacji.

Rodzice przyznają, że u osoby dorosłej lub nieco starszego dziecka pewnie skończyłoby się na zwykłym przeziębieniu, które i tak by minęło, ale u kilkutygodniowego niemowlęcia pozornie banalne zakażenie rozwinęło się w zagrażającą życiu infekcję.

Po kilku dniach spędzonych na oddziale intensywnej terapii mała wreszcie przyszła do siebie. Jak wspomina jej tata, w początkowym okresie dziecko nie mogło nawet płakać z powodu obrzęku klatki piersiowej i tchawicy. Wydawała dźwięki przypominające piszczenie nowo narodzonego kociątka. Na szczęście z każdym dniem czuła się coraz lepiej i dziś jest już w pełni sił.

Sophie i Thomas nie wskazują konkretnego "winowajcy", ale są przekonani, że wirus został przekazany dziewczynce przez osobę trzecią. Podkreślają, jak ważne jest dokładne mycie rąk przed kontaktem z niemowlęciem, zaznaczają też, żeby dorośli z opryszczką na ustach pod żadnym pozorem nie zbliżali się do takich maleństw.

Termin "pocałunek śmierci" nie bez racji używany jest w sytuacjach, gdy dorosły przy okazji pozornie niewinnej pieszczoty zaraża malca opryszczką. Ta zaś jest niezwykle groźna dla noworodków i niemowląt, ponieważ ich układ odpornościowy nie radzi sobie jeszcze dobrze z wywołującym ją wirusem.

W tym roku głośno było o przypadku Leo Aldcrofta - dziesięciodniowego chłopca z Wielkiej Brytanii, który zmarł po tym, jak zaraził się wirusem od swojej mamy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama