Reklama

Poród ze wspomaganiem

W idealnym scenariuszu dzieci rodziłyby się szybko i bezproblemowo, ale czasami dzieje się i tak, że siłę fizjologiczną rodzącej kobiety trzeba wspomóc lub nawet ją zastąpić. Nie ma w tym niczego strasznego. Metody wspomagające – kleszcze oraz próżnociąg rekomendują wszystkie znaczące światowe towarzystwa położnicze.

Obecnie ok. 5-8 proc. porodów rozwiązuje się z wykorzystaniem takich narzędzi jak kleszcze czy próżnociąg położniczy. Wbrew pozorom, to niemało. Większość kobiet ma nadzieję, że nigdy im się to nie przydarzy, a wertując poradniki dla przyszłych mam omijają rozdziały traktujące o porodach zabiegowych, uważając, że lepiej nie czytać na zapas... Tymczasem zwykle okazuje się, że strach ma oczy wielkie i to nieproporcjonalnie. Im więcej się wie na temat różnego rodzaju okoliczności związanych z porodem, tym bardziej się je oswaja, tym lepiej jest się też na nie przygotowanym.

Reklama

Kleszcze i próżnociąg położniczy to nie narzędzia tortur, a akcesoria, niesłusznie owiane złą sławą, które skracają czas porodu drogami natury, gdy ten się przedłuża, tym samym ratując życie i zdrowie. 

Gdy rodząca jest zbyt wyczerpana, należy jej w tym pomóc. Przede wszystkim dlatego, by nie przedłużać drugiego okresu porodu, zwanego fazą parcia. Może się też zdarzyć, że tętno płodu spada, następuje zagrożenie zamartwicy lub to stan matki (choroby wcześniej istniejące) wymaga, by nastąpiła interwencja z zewnątrz.

Aby jednak poród ze wspomaganiem mógł się odbyć, muszą zostać spełnione pewne warunki, szyjka macicy matki bezwzględnie powinna osiągnąć pełne rozwarcie, dziecko ma znajdować się odpowiednio nisko w kanale rodnym, dobrze ustawione, wody płodowe koniecznie należy wcześniej upuścić, a pęcherz moczowy pacjentki zostaje opróżniony. Wszystko po to, by żadne okoliczności nie zakłóciły zabiegu.

Po co te kleszcze?

Porodem kleszczowym przyszłe i bardziej doświadczone mamy starszą się na internetowych forach, przez co ten stosunkowo prosty zabieg jawi się położnicom jak coś potencjalnie zagrażającego. Co prawda w dzisiejszych czasach prawdopodobieństwo, że kleszcze zostaną użyte jest niewielkie. Nie dlatego, że są niebezpieczne (bo nie są), po prostu coraz mniej położników potrafi się nimi posługiwać, bo nie nabrali wprawy, albo nie zostali dostatecznie przeszkoleni.

Już sama nazwa przyrządu jest myląca i wywołuje negatywne skojarzenia, zupełnie niepotrzebnie. Kleszcze nie mają żadnych ostrzy ani naostrzonych zakończeń. Bardziej przypominają dwie nieco zakrzywione łyżki. O ostrzach mowy być nie może - kleszcze wprowadza się do kanału rodnego, po uprzednim znieczuleniu miejscowym zaaplikowanym matce, i z wyczuciem obejmuje nimi główkę rodzącego się dziecka, po czym lekko przesuwa się je w kierunku ujścia pochwy. To wszystko. Rodząca nie czuje bólu, dla dziecka zaś całość jest bardziej jak dyskomfort niż cierpienie. Po porodzie na jego główce można będzie zaobserwować ślady otarcia lub siniaki, ale zmiany te szybko znikną.

Jeśli zdarzy się tak, że kleszcze nie pomogą (takie prawdopodobieństwo jest naprawdę niskie) ostatecznie przeprowadzi się zabieg cesarskiego cięcia.

Próżnociąg - szybka pomoc

Zdecydowanie częściej wykorzystywanym narzędziem jest prostszy w obsłudze próżnociąg położniczy. Jego też nie należy się bać, bo w wielu przypadkach usprawnia przebieg akcji porodowej i zazwyczaj pozwala na uniknięcie poważnej operacji, jaką jest cesarskie cięcie.

Stosowanie urządzeń tego typu to pomysły nienowe. Sprzęty są w użyciu od końca lat 50. ubiegłego wieku, choć oczywiście z biegiem czasu udoskonalano je i unowocześniano. Zasada działania się nie zmieniła - zadaniem próżnociągu jest wytworzenie próżni między miękką, plastyczną przyssawką, a główką dziecka. Wszystkie czynności lekarz wykonuje ostrożnie, w czasie trwania skurczów partych.

Złe skojarzenia z tym sprzętem wynikają z doświadczeń minionych lat, kiedy to zamiast miękkich końcówek wykorzystywano metalowe, w takich okolicznościach o urazy nie było trudno.

Zanim lekarz sięgnie po kleszcze albo próżnociąg, jeśli okoliczności na to pozwolą, zaproponuje matce krótki odpoczynek, by mogła zregenerować siły. Być może zaproponuje też zmianę pozycji porodowej na wertykalną. Dla niektórych kobiet wizja ukończenia porodu w sposób zabiegowy jest w pewnym sensie tak mobilizująca, że angażują wszystkie siły i udaje się i urodzić bez żadnego wspomagania. Nie są to wcale rzadkie sytuacje. Są też pacjentki, które twierdzą, że świadomość, że nie są zdane tylko na siebie, że w perspektywie są i te dwa sprzęty, działał na nie uspokajająco.

Ważne, by mieć na uwadze:

- oba sprzęty, kleszcze i próżnociąg położniczy są bezpieczne, w rękach doświadczonego specjalisty - nieocenione,

- poród "wspomagany" nie jest gorszy od tego fizjologicznego,

- matki nękane są niekiedy wyrzutami sumienia, myślą: "Nie umiałam sama urodzić". Mają prawo do wszelkich emocji, ale nieprawdą jest, że zawiodły lub zrobiły coś źle. Na porodówkach zdarzają się sytuacje, na które nikt nie ma wpływu,

- dziecku nic nie grozi, jedyne konsekwencje porodu zabiegowego to nieznaczne zasinienia na główce, czasami niewielki obrzęk. Wszystko to znika bez śladu w ciągu kilku dni,

- użycie kleszczy czy próżnociągu nie oznacza, że dzieje się coś bardzo złego, przeciwnie, takie postępowanie to profilaktyka komplikacji. Oznacza jedynie, że dalsze parcie było by ryzykowne lub utrudnione,

- jeden poród zabiegowy nie przesądza o tym, że kolejne też takie będą.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama