Reklama

Pozycje wertykalne podczas porodu

Dlaczego typowy poród siłami natury w polskim szpitalu to wciąż droga przez mękę? Doświadczone położne są przekonane, że znają odpowiedź.

Zdaniem ekspertek w wielu przypadkach częściowo winę za ten stan rzeczy ponosi ułożenie ciała rodzącej - najpopularniejsza pozycja czyli leżenie na łóżku z uniesionymi nogami jest oceniana jako nienaturalna i sprzeczna z kobiecą fizjologią. Wcale nie usprawnia przebiegu akcji porodowej, przeciwnie, zdecydowanie ją utrudnia. Dzieje się tak dlatego, że rodząca oraz jej dziecko mają wówczas "pod górkę", muszą dodatkowo walczyć z grawitacją. Choć leżenie kojarzy się z wypoczynkiem i ulgą, podczas porodu, zwłaszcza w jego II fazie sprawia, że przyszła matka musi się podwójnie napracować. Czy w przypadku niepowikłanego, fizjologicznego porodu można wyobrazić sobie gorszą pozycję niż leżąca? Zdaniem położnych mogłoby to być tylko ułożenie "głową w dół".

Reklama

Same plusy?

Irena Chołuj, położna z ponad 50-letnim stażem pracy oraz autorka książek szkoli kolejne pokolenia adeptek zawodu, a także bardzo aktywnie promuje ideę naturalnych porodów wśród zdrowych kobiet. Ekspertka w swoich pracach i podczas wystąpień szczególnie podkreśla znaczenie ułożenia ciała rodzącej. Rezultaty badań i doświadczenia rodzących zdają się potwierdzać jej stanowisko, jednoznacznie wskazują bowiem na liczne korzyści płynące z przybierania pozycji wertykalnych w trakcie porodu:

- szyjka macicy wówczas rozwiera się szybciej, ponieważ napiera na nią główka dziecka. Nacisk ten jest dużo bardziej równomierny niż w pozycji "na wznak", obliczono, że poród trwa krócej nawet o ok. 35 proc.,

- skurcze są silniejsze, ale bardziej efektywne oraz odczuwane jako mniej bolesne, podkreślają to kobiety, które przeżyły oba warianty porodu i dzielą się swoim doświadczeniem. Położnica zmieniając ułożenie ciała w zależności od potrzeb aktywnie uczestniczy w narodzinach swojego dziecka, intuicyjnie czuje, jakie ustawienie będzie w danym momencie najkorzystniejsze i zarazem przyniesie jej ulgę, czynność skurczowa przebiega zwykle bez zakłóceń,

- siła grawitacji robi swoje i działa w służbie rodzącej: łatwiej wypchnąć dziecko z kanału rodnego podczas parcia. Malec nie musi wspinać się pod górę, tylko powoli opuszcza się ku dołowi. Samo parcie jest zdecydowanie bardziej skuteczne,

- rodząca może oddychać głębiej i swobodniej, ma większą kontrolę nad oddechem, wdraża techniki, których nauczyła się w szkole rodzenia, wykorzystuje przeponę. Wszystko to sprawia, że ustępuje napięcie mięśni, duże naczynia krwionośne nie są uciskane, co w efekcie przyczynia się do lepszego ukrwienia łożyska, a także dotlenienia matki i dziecka,

- zmniejsza się ryzyko pęknięcia krocza i rzadziej zachodzi konieczność jego nacinania. Dzieje się tak dlatego, że tkanki krocza napinają się bardziej równomiernie. Jeśli dojdzie do pęknięcia na ogół nie będzie ono rozległe, najprawdopodobniej nie obejmie mięśni krocza, a śluzówkę jego przedsionka lub skórę,

- przestrzeń kanału rodnego, którą musi przebyć dziecko w pozycjach wertykalnych jest szersza. Jak podaje Irena Chołuj, zwiększa się ruchomość matczynej kości guzicznej w połączeniu stawowym z kością krzyżową, nawet do ok. 30 proc.,

- rodząca odczuwa mniej negatywnych emocji, zmniejsza się lęk. Unieruchomienie na łóżku porodowym działa bardzo stresująco, natomiast stojąc z podparciem, siedząc, kucając lub opierając się łokciami o mebel przyszła mama ma poczucie sprawstwa, nie jest bierna.

Jak natura chciała

Dlaczego, mimo wszystkich tych oczywistych zalet, nadal powszechną praktyką jest przymusowe układanie rodzącej na wznak lub w pozycji półleżącej? Za prekursora propagowania postawy na wznak uchodzi XVII-wieczny francuski lekarz François Mauriceau. Takie ustawienie odpowiadało medykom, którzy mieli łatwiejszy dostęp do dróg rodnych położnic, mogli też w bardziej komfortowy sposób obserwować postępy akcji porodowej. Równocześnie leżenie na łóżku zyskało sławę jako arystokratyczny poród wyższych sfer, pozycje spionizowane uznano za prymitywne wybory prymitywnych kobiet. Również wynalezienie i upowszechnienie kleszczy porodowych oraz stosowanie chloroformu jako środka znieczulającego utrwaliło tendencję do przymusowego kładzenia rodzących. W tym wszystkim zagubiło się niestety dobro matki i jej rodzącego się dziecka.

A przecież kobiety minionych epok same preferowały pionizowanie, na co dowodem są liczne rysunki naskalne, malowidła, ryciny i rzeźby powstające niemal pod każdą szerokością geograficzną. Cywilizacja zachodnia, wygoda położników, krzywdzące opinie i kuriozalna moda skutecznie zakłóciły naturalny przebieg porodu na wiele dziesięcioleci.

Aktualne zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) również uprzywilejowały pozycje wertykalne, jako najkorzystniejsze u zdrowych rodzących. Ułożenie na wznak także ma swoje uzasadnienie, jednak wyłącznie w przypadkach komplikacji i porodów zabiegowych, z użyciem kleszczy bądź próżnociągu. Podobnie, gdy ciąża rozwiązywana jest drogą cesarskiego cięcia. W innych sytuacjach warto wypróbować pozycje spionizowane. Opcji teoretycznie jest bardzo wiele. Kobieta może stać z podparciem, wykorzystywać drabinkę, drążek, krzesło porodowe, koło porodowe, piłkę, klęczeć przy łóżku lub przy brzegu wanny. Wybór najdogodniejszych ułożeń ułatwi też wejście do wody.

Nadal jednak część rodzimych oddziałów położniczych traktuje ciąże (nawet te niepowikłane) niemal jak choroby, stąd przymus leżenia. Nawet jeśli położnica może chodzić po sali, korzystać z dostępnych sprzętów i udogodnień, na sam moment rodzenia się dziecka często zmuszona jest się położyć:

- W moim przypadku pionizowanie okazało się tylko piękną teorią. W szkole rodzenia dowiedziałam się, że mogę rodzić jak mi się podoba, a gdy przyszło co do czego, pomimo braku komplikacji i tak musiałam się kłaść. Nawet nie było dyskusji, nikt nie brał mojego zdania pod uwagę. Wspominam to bardzo źle. Moja córka ważyła niecałe 3200 g, rodziłam ją 12 godzin. Nie ominęło mnie nacięcie krocza i bolesne zapalenie pęcherza, choć i tak miałam wiele szczęścia, że tylko tak się skończyło - wspomina pani Magdalena, mama rocznej Zuzi.

Zupełnie inne doświadczenia ma 32-letnia Katarzyna:

- Rodziłam w wannie, przybierałam takie pozycje, jakie chciałam. Położna, która opiekowała się mną wykonała wspaniałą pracę. Mimo że synek należy do tych większych noworodków, krocze nie pękło, nie musiałam być zszywana. Było mi łatwo oddychać i przeć, ba, chwilami musiałyśmy wstrzymywać parcie, by mały nie urodził się zbyt szybko! Nie ma porównania z moim pierwszym porodem sprzed ośmiu lat, wtedy musiałam leżeć i przeżyłam koszmar.

Zmiany, zmiany, zmiany

Gdy myślimy o porodzie, na ogół wyobrażamy sobie leżącą postać kobiety. Większość z nas ma w głowie taki zakodowany obrazek. Przekonania o konieczności leżenia podczas wydawania dziecka na świat tkwią w nas głęboko, co gorsza, takie podejście podziela wielu lekarzy oraz część położnych. I tak kobiety lądują na łóżku porodowym, czy chcą, czy nie chcą. Niektóre z nich boją się sprzeciwiać medykom, nie znają swoich praw i nie potrafią ich egzekwować. A przecież wystarczy odrobina dobrej woli ze strony personelu, gdy zaufają mądrości natury i intuicji przyszłej mamy, która na ogół wie, co będzie najkorzystniejsze, jest duża szansa, że poród przebiegnie sprawnie, a także bezpiecznie. Bólu się w ten sposób nie uniknie, ale na pewno będzie on mniejszy. Rodząca nie musi czuć się jak pacjentka oddziału ratunkowego, zwłaszcza jeśli nie dzieje się nic niepokojącego. Choć fizjologia kobiety zdaje się potwierdzać gotowość do rodzenia w pozycjach wertykalnych, wydaje się, że niektórzy medycy działają tak, jakby tego nie zauważali. Na szczęście i w tej kwestii coś zaczyna się zmieniać. Jednak wiele jest jeszcze do zrobienia.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy