Reklama

Słowo zmienia świat

Wierzę, że słowa zmieniają świat. I na lepsze, i na gorsze w zależności od tego, jakie mają znaczenie.

Nie tylko wierzę zresztą, ale mam na to dowody. O tej sytuacji przypomniałam sobie chyba ze względu na jesień, która coraz bardziej chłodzi. Zatęskniłam za upałami i w tle wyświetliło mi się pewne wspomnienie.

Wchodzę z synem do tramwaju. Jest tłok, próbujemy znaleźć najlepsze ze stojących miejsc i chwytamy się poręczy na końcu pojazdu. Na przystanku wsiadają trzej panowie. Zapach, który z sobą wznoszą, świadczy o tym, że spożyli jakieś piwko. Jednak nie woń alkoholu mi przeszkadza, ale słowa, którymi częstują przypadkowych słuchaczy.

Reklama

W każdym zdaniu pojawia się jakieś przekleństwo, a to na "k" brzmi niczym przecinek. Nie chcę, żeby moje dziecko to słyszało. Nie chcę też wysiadać z tramwaju, który ma zawieźć nas do domu. Mam dość. Stwierdzam, że sama sobie z panami porozmawiam. Patrzę prosto w oczy temu, który gada najwięcej i stwierdzam:

- Panowie to chyba bardzo zmęczeni po pracy. Taki upał...

Konsternacja. Obcy człowiek najpierw milczy, a potem przeciąga samogłoski:

- Noooo, taaaa. I to jak!

- Współczuję. Pewnie jeszcze panowie muszą wstać o jakiejś wczesnej godzinie - ton mojego głosu naprawdę jest przekonujący. Niskociśnieniowcy tak mają - każdy kto budzi się przed 4:00 jest dla nich bohaterem.

- A żeby pani wiedziała! - odpowiedział z uśmiechem obcy człowiek. Potem dołączył do rozmowy drugi. I kiedy temu drugiemu wyrwała się "kur..." pierwszy podniósł na niego głos:

- Ej, nie przeklinaj! Nie widzisz, że pani z dzieckiem jedzie?

To była miła podróż. Choć na taką się nie zapowiadała.

Jedno miłe słowo

Im jesteśmy starsi, tym trudniej usłyszeć nam coś miłego. Chciałabym poznać rodzinę, w której mąż mówi do żony: "Moja cudowna, pięknie wyglądasz, życzę ci miłego dnia w pracy". A ona odpowiada: "Mój najukochańszy przystojniaku, ty też miej miły dzień". I żeby tak się żegnali przez 40 lat.

Kiedy zostajemy rodzicami a nasze pociechy zaczynają mówić, obdarzają nas mnóstwem komplementów. Mamy są słodkie, dobre, mądre. Tatusiowe silni i wspaniali.

Ale dzieci rosną i przychodzi moment, kiedy zaczynają więcej czasu spędzać z rówieśnikami, niż z nami. Co oczywiście jest jak najbardziej naturalne. A w domach zostają smutni dorośli, którzy chcieliby, jak dzieci, zostać za coś pochwaleni, pogłaskani czy zwyczajnie docenieni.

Czasami jedno słowo może zmienić życie człowieka. Pamiętam jednego z moich kolegów, który pochodził z bardzo trudnej rodziny. Miał doskonałe warunki do tego, by się stoczyć. Ale też szczęście, że znalazła się osoba, która okazała się największym wsparciem. Osobą tą był nauczyciel, który konsekwentnie przez lata powtarzał uczniowi: "Wierzę w ciebie". A gdy ten ostatni coś zbroił, zawsze stawał w jego obronie.

Możemy zmieniać świat. Mamy do tego doskonałe narzędzie w postaci języka. Pamiętajmy jednak, że to broń obosieczna.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy