Reklama

Tam wszystko jest pięknie schowane

Książka "Stany ostre. Jak psychiatrzy leczą nasze dzieci" Marty Szarejko, odsłania przed czytelnikiem dramatyczną sytuację polskiej psychiatrii. Pokazuje też rzeczy, o których pewnie część rodziców wolałaby nie wiedzieć. Zwłaszcza, że portretuje ich samych. Oto fragment lektury.

Marta Szarejko: Czym są ukryte formy przemocy w rodzinie?  

Katarzyna Schier: - Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: Do gabinetu przychodzi mama z trzyletnim synkiem, który był agresywny w przedszkolu. Zdenerwowana zaczyna opowiadać, jak źle jest oceniany, po czym nagle sadza go sobie na kolanach i bawi się jego ciałem: przytula go, gmera we włosach, poprawia mu ubranie. On się wije jak piskorz, a ona mówi: "No chodź tu, poczekaj, nie wyrywaj się...". Nie widzi dziecka jako osoby, tylko uspokaja się poprzez dotykanie jego ciała.  

Reklama

Z daleka może to wyglądać jak czułość albo troska.  

- To bardzo subtelne, dlatego tak trudne do diagnozy. Pracuję już prawie czterdzieści lat, w gabinecie i na uczelni, i muszę powiedzieć, że praca z dzieckiem i rodzicami to najtrudniejsza forma praktyki psychoterapeutycznej, ponieważ mamy do czynienia z podwójnym obrazem. Rodzice przedstawiają się najczęściej jako bardzo zaangażowani, chętni do pomocy, czytają książki psychologiczne, swobodnie poruszają się w terminologii typu "rodzicielstwo bliskości", natomiast jest też druga strona, mniej dostępna, widoczna tylko czasem w drobnych epizodach interakcyjnych. Trudno to uchwycić i opisać, zwłaszcza że w naszej kulturze nie mówi się o ciele. Ono w niej właściwie nie istnieje.  

Chyba że w kontekście seksualnym.  

- No właśnie. Nie dostrzega się tego, że dziecku jest potrzebny dotyk, który je otula i trzyma, nie ma w nim zakamuflowanych intencji rodzica - takich, że on się przez ten dotyk uspokaja albo stymuluje seksualnie. Pytanie, dlaczego od czasów Kartezjusza, czyli rozdziału psychiki od ciała, ciągle jesteśmy na tym samym etapie. Przychodzi mi do głowy kolejna, nieprawdopodobnie trudna do zidentyfikowania forma przemocy: więź symbiotyczna. Kiedy patrzymy na to z punktu widzenia pary, mówimy o fuzji, a jeśli z punktu widzenia własnego przeżycia, o symbiozie. I teraz: różnicowanie między symbiozą a dobrą relacją miłosną jest niezwykle trudne. Dziś kiosków jest mniej i rzadko chodzi się do nich po gazety, ale w moich czasach się chodziło i gdy widziałam parę ludzi w średnim wieku, która za rękę szła po gazetę, bo nie mogła się rozstać nawet na pięć minut, to natychmiast myślałam, że coś jest nie tak.  

Czemu służy symbioza?  

- Może być tak, że po rozstaniu brakuje nam partnera, więc mamy potrzebę wypełnienia tej pustki - emocjonalnej dziury - dzieckiem. Symbioza tworzy w umyśle iluzję, że już nie doświadczymy straty, bo ciągle ktoś przy nas jest. Dziecko staje się naszym sprzymierzeńcem, obiektem zwierzeń, niestety czasem też obiektem fizycznej bliskości, która służy wyłącznie dorosłemu. I to wcale nie musi być przekroczenie granic cielesnych rozpatrywane w kategoriach dowodów dla sądu, tylko subtelne przesunięcie: matka jest zdenerwowana albo smutna, więc śpi z synem. Tylko że on jest już nastolatkiem. To może być właśnie ukryta forma przemocy. Bo znowu: nie wiemy, kiedy mamy do czynienia z dużą bliskością, zrozumieniem i widzeniem drugiej osoby, a kiedy ta osoba zaczyna być konkretną "funkcją" pełnioną w świecie psychicznym podmiotu. (...)

Co z dziećmi, których rodzice cierpią na zaburzenia osobowości?  

- To jeden z trudniejszych do wykrycia przypadków, ponieważ rodzice, którzy mają zaburzenie ze spektrum borderline albo narcystyczne, często rewelacyjnie tworzą swój wizerunek na zewnątrz, więc mogą być postrzegani jako życzliwi, a nawet troskliwi. A ponieważ niejednokrotnie są to osoby inteligentne, potrafią sobie wyobrazić, czego w powierzchownych relacjach społecznych się od nich oczekuje. I to właśnie robią. Natomiast świadkami ich problemów z empatią, czyli wyobrażeniem i odczuwaniem stanu umysłu drugiej osoby, są bliscy - dzieci albo partnerzy. I to jest znowu ta ukryta forma przemocy, bo cały świat myśli, że jest cudownie: "Ale masz fajną mamę, konie można z nią kraść!". Tymczasem dziecko wie, że mama od rana do wieczora narzeka, że jest na wszystko chora. Sama chce być w centrum uwagi, więc kiedy dziecko czegoś potrzebuje, ona zaczyna przekierowywać zainteresowanie innych na siebie. Jest niedostępna. Jedna z dorosłych osób, która miała taką matkę, powiedziała o niej: "To była wieczna dzidzia, ciągle nienasycona i zachłanna".  

Kiedy to można wyłapać? 

- Kiedy dziecko jest agresywne, ma zaburzenia zachowania albo fobie, przestaje chodzić do szkoły. Pedagog szkolny wysyła je na konsultację do specjalisty, a rodziców razem z nim. I to jest bardzo dobry znak, bo pójście do psychologa albo psychiatry dla każdego rodzica, bez względu na to, jakiej wagi jest problem, to bardzo duży uraz narcystyczny, porażka ich funkcji rodzicielskiej. Coś nie wyszło. To bardzo bolesne, więc trzeba docenić odwagę takich rodziców. Niestety ci z poważnymi zaburzeniami osobowości rzadko trafiają do gabinetu, nie są gotowi do terapii dziecka lub własnej, ponieważ nie chcą zmiany. Czasami przychodzą, odgrywają jakąś scenę rodzinną jak w teatrze, ale nie korzystają z pomocy. Ich dzieci często cierpią w samotności, nie uzewnętrzniając swoich trudności.  

Rodzice nie chcą konfrontować się z tym, że mają wpływ na dziecko?  

- Nie chcą, żeby ich bolało. Mentalnie też są dziećmi, do tego potrzebującymi. Jeśli matka po rozwodzie oczekuje od córki, żeby była jej powiernicą, i nie zauważa, że dla córki to wielki koszt, bo straciła ojca, to sama jest dzieckiem, które chce coś dostać. Doświadczony psycholog potrafi czytać sygnały poza wizerunkiem. Zada na przykład pytanie, jak taka mama wyobraża sobie swoją córkę za dwadzieścia lat. I mama, która chce, żeby jej dziecko ciągle było przy niej, raczej nie widzi swojej córki z mężem, dziećmi i psem, we własnym domu. Nie ma przyjemności w takim fantazjowaniu.  

Co odpowiada?  

- Jeśli jest inteligentna, to nie powie wprost, że w tej fantazji córka jest przy niej, tylko stwierdzi: "Trudno mi powiedzieć, bo wie pani, wszystko tak szybko się zmienia! Może być nawet fryzjerką, mam nadzieję, że będzie szczęśliwa". Kiedy słyszę, że może być "nawet" fryzjerką, to natychmiast myślę, że jest w tym jakiś rodzaj pogardy, wyobrażenia lepszych i gorszych zawodów, więc też oceniania ludzi. Rodzice z poważnymi zaburzeniami osobowości często nieświadomie klasyfikują innych, ich świat wewnętrzny jest nacechowany sztywnością. W każdym razie córka tej pani w jej umyśle nie istnieje jako oddzielna osoba w przyszłości, wyobrażenie o dziecku nie ma szczegółowej treści.  

Mam wrażenie, że o rodzicach, którzy zabierają dziecko do psychiatry, myśli się dziś dwubiegunowo: to ich wina, że dziecko jest chore, albo z drugiej strony - kompletnie niepoprawne politycznie jest mówienie o tym, że mają na zaburzenie dziecka jakikolwiek wpływ.  

- Wspaniale, że pani o tym mówi - dokładnie w ten sposób odbieram całą naszą kulturę, która stała się czarno-biała. Nie wypada być w środku. A środek dla myślenia o psychice jest bardzo ważny, ponieważ oznacza ambiwalencję. Można być przecież wściekłym na rodziców, a jednocześnie wdzięcznym za to, co nam dali.

Katarzyna Schier: prof. dr hab., psycholog, psychoterapeutka. Od wielu lat pracuje w Katedrze Psychologii Klinicznej Dziecka i Rodziny na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jest autorką wielu publikacji naukowych i książek, m.in.: Piękne brzydactwo. Psychologiczna problematyka obrazu ciała i jego zaburzeń, Dorosłe dzieci. Psychologiczna problematyka odwrócenia ról w rodzinie i współautorką wydanej ostatnio książki pod jej redakcją Samotne ciało. Doświadczanie cielesności przez dzieci i ich rodziców.

Czytaj więcej:

Co siódme dziecko doświadcza przemocy seksualnej

Czy przemoc jest przemocą? 

Jak toksyczne matki wpływają na życie swoich dzieci?

Zobacz także:

Fragment książki
Dowiedz się więcej na temat: przemoc w rodzinie

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy