Reklama

Tanatalni analfabeci boją się śmierci

Caitlin Doughty jest właścicielką zakładu pogrzebowego, autorką książek i blogerką. Jej celem jest nie tylko przygotowanie ciała do pochówku i zajęcie się ceremonią pogrzebu, ale też edukowanie nas, zwykłych ludzi, w dziedzinie, w której każdy stanie się w końcu specjalistą.

Chodzi o koniec naszego żywota. Póki co mamy się dobrze, a Caitlin jakże celnie nazywa nas tanatalnymi alfabetami. Bo co tak naprawdę o śmierci wiemy? Tematu unikamy jak ognia, zajmując się zagadnieniami zgoła przeciwnymi - przeciągającej się w nieskończoność młodości (często zależnej od zasobności portfela), dużej sprawności fizycznej, niezależnej od wieku (trenerzy personalni przekonują, że lat nam ubędzie, gdy wyrobimy sobie odpowiednie mięśnie), czy końskiego zdrowia, gwarantowanego odpowiednią dietą.

Reklama

Nie ma w naszym świecie miejsca na śmierć. Przeterminowała się. Jest ładnie i kolorowo, wesoło i zabawnie. Po co psuć sobie nastrój? Lepiej unikać tematu, jeśli ma się cieniem położyć na naszym dobrym samopoczuciu.

Wiedza nikomu nie szkodzi

Caitlin Doughty, znając dobrze ludzki charakter, wie, że jedyną drogą, by nauczyć czegokolwiek sobie współczesnych, jest przekazanie wiedzy w taki sposób, by nie zepsuć nikomu humoru. I trzeba przyznać, że jej się to udaje. W swojej najnowszej książce pt. "Kiedy umrę zjesz mnie kocie? Odpowiedzi na najdziwniejsze pytania o śmierci" opowiada o końcu życia w taki sposób, że momentami czytelnik pokłada się ze śmiechu.

Czy trafiają się chwile grozy i przerażenia? Nie. Cięty i zabawny język książki nie budzi niepotrzebnych emocji, nie straszy, nie przeraża. Podąża się za narracją, jakby autorka oprowadzała nas po zakazanym ogrodzie, co rusz przypominając, że nie ma się czego bać. Takie są fakty. Im więcej się nauczymy, tym mniej będziemy panikować. Znajdą się anegdoty na temat sławnych ludzi, rzecz jasna nieżyjących, ale też sporo wiedzy medycznej, bo przecież autorce nie chodzi o tanią sensację. Raczej o zdemitologizowanie ostatniego tchnienia na rzecz rzetelnej wiedzy na jego temat. By tak pięknie poprowadzić narrację, trzeba mieć dobrego interlokutora.

Doughty ma - tego najbardziej odważnego, który nie boi się kompromitacji i śmiało zadaje pytania. Nawet takie: czy może być pochowany ze swoim chomikiem? Albo czy może zatrzymać czaszkę zmarłego rodzica? Żaden dorosły nie poruszyłby tejże kwestii, bo temat śmierci tak bardzo obrósł tabu, że wykluczono z niego zuchwałość.

Dzieci są szczere, żądne wiedzy i mają spory temperament. Może dlatego autorka woli rozmawiać z nimi. "Najmłodsi byli najodważniejsi, a często też bardziej spostrzegawczy od dorosłych. Nie odstręczały ich flaki i mięcho. Owszem, zastanawiali się nad tym, czy ich papużka ma nieśmiertelną duszę, ale przede wszystkim chcieli wiedzieć, jak szybko papużka zgnije w tym pudełku po butach, w którym zakopali ją pod klonem w ogródku. Właśnie dlatego wszystkie pytania w tej książce pochodzą w stu procentach od ekologicznych, etycznie pozyskiwanych dzieci z wolnego wybiegu".

***Zobacz także***

Część życia

Śmierć jest częścią naszego życia. Dobrze, żeby oswoić ją zawczasu, a nie demonizować. Zazwyczaj nie jesteśmy gotowi na ostanie pożegnania. Może dzieje się tak dlatego, że nikt nas nie uczył, jak sobie radzić ze stratą. Autorka "Kiedy umrę zjesz mnie kocie?" nie przegna kostuchy, ale potrafi ją oswoić.

Nie da się przejść suchą stopą przez żałobę. Nie sposób obejść cierpienia, jeśli tracimy kogoś, kogo kochamy. Ale nie warto unikać trudnych tematów tylko dlatego, że nas przerastają, albo nie umiemy o nich mówić. Jeśli tak jest - niech z pomocą przyjdzie literatura. A my dorośli uczmy się od dzieci. Dzięki ich śmiałości możemy się dowiedzieć, czy ukochany Mruczek naprawdę wyje nam oczy, gdy padniemy martwi u jego uroczych łapek.    

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy