Reklama

W obronie życia poczętego niszczą życie… dzieci

„Czuję w sobie wzbierającą wściekłość i bezradność - tak oto 'obrońcy życia' w majestacie prawa niszczą emocjonalne życie mojego dziecka!” – napisała na swoim blogu Agnieszka Kossowska. Rzecz dotyczyła plakatów umieszczonych na ciężarówce, których przestraszył się jej syn.

Trudno się dziwić, bo Franek nie jest pierwszym dzieckiem, które zostało straumatyzowane zdjęciami ociekających krwią martwych płodów. Na dodatek syn pani Agnieszki jest dzieckiem szczególnie wrażliwym, z niepełnosprawnością. Ciężko przeżył i ciągle przeżywa zaistniałą sytuację. Nie, nie chodzi tylko o łzy i chwilową rozpacz. Chodzi o to, że chłopczyk boi się wyjść z samochodu, bo może zobaczyć szokujące zdjęcie.

"Moje dziecko, które już tak bardzo dostało po grzbiecie od życia i ludzi z gębą wypchaną frazesami o etyczności własnego postępowania, dziecko, z którym tyle czasu przepracowywaliśmy różne lęki, znowu oberwało. Tym razem od tych krzyczących o miłości bliźniego i ochronie życia. A ja mam ochotę wykrzyczeć im prosto w twarz, że życie trzeba chronić całe życie!" - pisze mama.

Reklama

I postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Właśnie wystosowała list do Rzecznika Praw Dziecka z prośbą o interwencję.

Powołuje się między innymi na artykuł 72 Konstytucji RP, który mówi o tym, że "każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją".


Rodzic widzi i milczy

Sytuacja pani Agnieszki przypomniała mi zdarzenie sprzed roku. Moja córka wracając z zajęć i trafiła na pikietę antyaborcyjną. Widziała drastyczne zdjęcia ludzkich płodów, słyszała pokrzykiwania protestujących, bo nie dało się przejść obok, nie usłyszawszy głosu wspomaganego megafonem. Wróciła do domu roztrzęsiona, a ja nie mogłam jej uspokoić. Nie byłam też gotowa na tłumaczenie dwunastolatce, czym jest aborcja. Ale, niestety, musiałam to zrobić.

Przypomniałam sobie jak kolega z pracy, jadąc z dzieckiem do kina, zobaczył w środku miasta wielki plakat wiszący na ścianie kamienicy. Zdjęcie spływało krwią, kolor przyciągał uwagę. Prowadząc samochód ojciec starał się pokazać swojemu synowi  cokolwiek innego, by dziecko przestało patrzeć na drastyczny plakat. Z kina wracali do domu okrężną drogą.

Agnieszka Kossowska jest pracownikiem naukowym, autorką nagradzanej książki dla dzieci, mówiącej o niepełnosprawnościach pt. "Duże sprawy w małych głowach". Ale jest przede wszystkim mądrą i uważną mamą. Mogę jej tylko podziękować i z zazdrością powiedzieć, że nie miałam takiej odwagi, żeby ująć się za własnym dzieckiem.

Nie chodzi o chronienie własnej pociechy przed światem. Przyjdzie moment, kiedy dowie się o jego okrucieństwach. Ale niech to będzie moment właściwy, stosowny do wieku. I niech tej wiedzy nie czerpie ze zdjęć ociekających krwią płodów, bo żadne dziecko na taką edukację sobie nie zasłużyło.  

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: aborcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy