Reklama

Żywe testy ciążowe

Już w starożytnym Egipcie podejrzewano, że odpowiedź na dręczące pytanie pt. "Ciąża jest czy jej nie ma?" skrywa kobiecy mocz. Było to słuszne przeczucie, chociaż o obecnej w moczu gonadotropinie kosmówkowej (hCG) wytwarzanej przez trofoblast przy okazji zagnieżdżania się zapłodnionej komórki jajowej w macicy jeszcze przecież nie słyszano.

Egipcjanki siusiały więc na umieszczone w płóciennym woreczku ziarna pszenicy i jęczmienia (zwykle czynność trzeba było kilkukrotnie powtarzać) i czekały, czy te zaczną kiełkować. To nie wszystko - jak twierdzi H. P. Bayon, kiełkujący jęcznień miał zwiastować narodziny potomka płci męskiej, a pszenica oznaczała, że na świat przyjdzie dziewczynka. Badania wykonywane dwukrotnie w latach 40. I 60. XX wieku potwierdziły zasadność takich praktyk - nasiona zbóż podlewane moczem mężczyzn lub kobiet niebędących w ciąży nie kiełkowały wcale, a 70 proc. tych "odżywianych" uryną ciężarnych wschodziło. Po raz kolejny dowiedziono, że słynni egipscy lekarze znali się na rzeczy.

Reklama


Z kolei w starożytnej Grecji do wykrywania potencjalnej ciąży służyły mocno zapachowe warzywa, jak czosnek i cebula. Ich kawałki umieszczane na noc w kobiecej pochwie miały teorię o ciąży potwierdzić lub obalić. W jaki sposób? Jeśli nad ranem z kobiecych ust nie wydobywała się żadna ostra woń, oznaczało to, że macica jest zamknięta, tj. znajduje się w niej dziecko, jeśli zaś oddech niewiasty miał zapach cebulowo-czosnkowy jej macica miała być pusta. Jak można się domyślić, wyniki "testu" nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości, a w czasie swej największej popularności wprowadzał kobiety w błąd, głównie przez fałszywe wskazania pozytywne.

Takie próby można było wykonywać w domowych warunkach, w przeciwieństwie do znanego, choć okrytego nienajlepszą sławą testu ciążowego z wykorzystaniem żab. Początki tego testowania sięgają lat 30. XX wieku. W laboratoryjnych warunkach samicom żab szponiastych (Xenopus laevis) wstrzykiwano niewielkie ilości kobiecego moczu. Jeśli w krótkim czasie u tych zwierząt pojawiała się owulacja, oznaczało to, że wstrzyknięty mocz należał do ciężarnej kobiety. Metoda cieszyła się dużą popularnością na całym świecie aż do lat 60. Jak podają źródła, większość żab przeżywała te eksperymenty, ale już to, co robiono przed "żabią erą" z myszami czy królikami to czysta makabra. Zwierzęta uśmiercano tylko po to, aby przeprowadzać dość skomplikowane próby. Jedno zwierzę mogło być wykorzystane jako "test ciążowy" dwa lub trzy razy, a później, gdy nie były już przydatne, usypiano je. Testy polegały na wstrzykiwaniu samicom podskórnie (u myszy) lub dożylnie (u królików) kobiecego moczu, a następnie na obserwowaniu ich narządów wewnętrznych - po otwarciu jamy brzusznej w znieczuleniu.

Płytkowe oraz paskowe testy ciążowe dostępne są od lat 70. Te współczesne, najczulsze mogą wykryć ciążę nawet cztery dni przed spodziewanym terminem miesiączki.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama