I czujesz dyskomfort, gdy biorą cię za poważnego artystę?
Adam Nowak: - Nie. Może powtórzę za Schaefferem, tę jego skrótową opowieść o samym sobie, która jest dla mnie niezwykle imponująca. Powiedział, że on sobie zdaje sprawę z tego, że istnieje on i opinia o nim, i że tym pierwszym zajmuje się czasami, tym drugim nigdy.
Ładne.
Adam Nowak: - Ja podpisuję się pod tym obiema rękami. Co prawda mógłbym mieć wpływ na opinię o mnie, ale to jest praca po nic. Jeżeli mogę mieć wpływ na siebie, przez pracę nad sobą, to to ma sens, na to mogę mieć i mam wpływ, natomiast na opinię o mnie wpływu mieć nie chcę. Przez jednych jestem uznawany za wielkiego, przez innych za hochsztaplera, jeszcze przez innych za egzaltowanego wykonawcę piosenek religijnych i na to wpływu nie mam.
Zasygnalizowałeś, że w twojej młodości jakieś mizerne i straszne rzeczy się działy. Może masz ochotę powiedzieć co to takiego było oraz kiedy i skąd dowiedziałeś się, że czas na zmianę życia?
Adam Nowak: - Wiesz co, oczywiście ja o tym nie opowiem; te tajemnice zdradzę może na łożu śmierci, bo to są informacje, które zahaczają o...
Gatunkowo jest to tak ciężkie?
Adam Nowak: - Gatunkowo jest to dosyć ciężkie dla mnie, ja do tego nie chcę wracać i nie lubię wracać, bo to był czarny okres w moim życiu; taka informacja nie miałaby teraz większego wpływu na nic. Zresztą ja już mówiłem o wnioskach jakie wyciągnąłem z tego okresu i jak one się przełożyły na to co teraz robię. A jeśli ktoś bardzo chce wyśledzić, wytropić coś, na upowszechnianiu czego wcale mi nie zależy...
Ja nie mam takich śledczych, prokuratorskich ambicji - ty mówisz to, co uważasz za ważne, a ja jedynie próbuję uruchomić w tobie te ważności pytaniami, które po to jedynie są, żeby najwartościowsze rzeczy, które masz do powiedzenia, z ciebie wydobyć, a nie promować rzeczy, które taką mają wartość znikomą, że ty chcesz o nich zapomnieć. Po co mi taka wiedza?
Adam Nowak: - To jeszcze mi powiedz, jak brzmiał drugi człon pytania?
Skąd wiedziałeś i kiedy, że nie należy iść tą drogą?
Adam Nowak: - Ja nie wiedziałem. Zacząłem czuć, że to wszystko, co się wywróciło do góry nogami w moim życiu, i sposób w jaki postępowałem, doprowadziło mnie do momentu, w którym wszystko było relatywne. I bez względu na to, w jaki sposób i po co otwierałem usta, okazywało się, że ja właściwie tylko kłamię. Przed sobą. Ja wiedziałem o tym, że umiem się tak posługiwać słowem i tak wykorzystać inteligencję, żeby, jak to mówią w Poznaniu zawsze wyszło na moje dobro. Bez względu na to czy kogoś krzywdziłem czy nie. Nie brałem pod uwagę ludzkich odczuć, emocji. Dlatego nazywam ten okres czarnym w moim życiu. Zacząłem mieć tego serdecznie dosyć, bo się zaczęli odsuwać ode mnie ludzie, którzy mnie lubili i kochali, a jednocześnie ci, którzy mnie poznawali byli zafascynowani taką degrengoladą, jaką prezentowałem, ale trochę mnie zaczęli uważać za wariata, a ja jednak samego siebie za wariata nie uważałem, więc coś mi się tutaj przestało zgadzać. Musiałem poszukać takiego sposobu docierania do ludzi, żeby nie zachorować na totalną samotność.