Reklama

A teraz chodź, przy mnie bądź!

Pamiętam jedno z ostatnich popołudni spędzonych z moim mężem. To były urodziny Piotrusia, naszego syna. Sławek dał się przekonać, że tego wieczora powinien zostać w domu. Wręczyliśmy małemu prezent, który sama wybrałam i sama kupiłam. Zjedliśmy tort. Koło ósmej odwiedził nas, jak co roku, Damian, mój szwagier. Jak zwykle z mnóstwem prezentów i jak zwykle dosłownie na chwilę.

- Zostań na kolację - namawiałam. - Piotruś będzie taki szczęśliwy!

- Nie - machnął ręką. - Muszę lecieć.

- Jasne! - naburmuszyłam się. - Sławek, no powiedz coś swojemu bratu! - zwróciłam się do męża.

Reklama

- Co mam powiedzieć?! - wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od telewizora. - Zrobi, jak zechce - dodał obojętnie.

Po tych słowach Damian zaczął się spieszyć jeszcze bardziej. Ucałował naszego synka, uśmiechnął się do mnie niewyraźnie i ruszył do drzwi. Poszłam za nim, bo Sławek nawet nie podniósł się z kanapy.

- Dziękuję, że pamiętałeś - powiedziałam na pożegnanie. - I wpadnij kiedyś na dłużej. Nawet nie zdążyliśmy pogadać - rozłożyłam bezradnie ręce.

- Postaram się - obiecał.

- Już to widzę - zakpiłam, bo wiedziałam, że nie dotrzyma słowa. - W każdym razie trzymaj się!

- Ty też. Do widzenia, Marta! - dokończył i zbiegł po schodach, a ja wróciłam do pokoju.

- Nie rozumiem tego człowieka - westchnęłam, siadając w fotelu. - Do czego mu się tak śpieszy? Nie ma swojej rodziny, mógłby z nami posiedzieć.

- O co ci znowu chodzi, kobieto? - zirytował się mój mąż.

- Damian to chyba mnie nie lubi.

- Wymyślasz! - burknął Sławek. - Zawsze taki był, i koniec. Samotnik. Niby dlaczego nie założył rodziny? Bo mu to nie pasuje!

- Nie - pokręciłam głową. - Nie masz racji. Kiedyś był inny... - zaczęłam, ale Sławek przerwał mi ostro.

- A zresztą co cię to obchodzi? Nie masz własnych problemów? Lepiej byś się zastanowiła, co zrobić, żeby starczało ci pieniędzy do pierwszego! - krzyczał.

Westchnęłam ciężko i wstałam z fotela. Poszłam do kuchni przygotować kolację. "Że też ciągle próbuję traktować go normalnie", zżymałam się sama na siebie. "Powinnam była się już nauczyć, że on ma wszystko w nosie". O cokolwiek bym zapytała, jakikolwiek temat bym zaczęła, zawsze odpowiadał mi w ten sam sposób. Ze złością. A czasami w ogóle mnie ignorował. Naszego synka również.

Życie mojego męża polegało na chodzeniu do pracy, jedzeniu i piciu piwa. Pił w domu lub w barze, a ja sama nie wiedziałam, co lepsze. Kiedy pił w domu, wiedziałam, że nie wda się w jakąś bójkę, nie zgubi portfela. Ale gdy pił w barze, przynajmniej nie musiałam go oglądać...

Kiedyś Sławek był inny. Gdy go poznałam, wydawał mi się najwspanialszym człowiekiem na świecie. Dobrym, troskliwym, dowcipnym i zakochanym we mnie po uszy. Jak on zabiegał o moje względy! Prezenciki, czułe słowa, wyszukane komplementy... Potrafił sprawić, że czułam się jak księżniczka. I też go pokochałam... Nasz związek stawał się coraz poważniejszy, poznałam jego rodzinę, w tym także starszego brata - Damiana. Na początku miałam wrażenie, że mnie polubił. Wychodził z nami do dyskoteki, jeździliśmy razem nad jezioro, byliśmy nawet w trójkę nad morzem. Potem wszystko się zmieniło. Wieść o moich zaręczynach ze Sławkiem przyjął nieprzychylnie, na ślubie się nie pojawił. Tłumaczył się wyjazdem służbowym nie do odwołania... To wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że nie chciał mnie w swojej rodzinie. Starałam się przekonać go do siebie, jak tylko potrafiłam. Zapraszałam do nas raz za razem. Zawsze odmawiał. Zawsze miał jakieś ważne rzeczy do załatwienia. A kiedy już czasami wpadał, siedział milczący i jakby smutny. Martwiło mnie to, bo ja chciałam, żebyśmy wszyscy tworzyli jedną wielką rodzinę. Tym bardziej że Damian był samotny. W końcu się poddałam. Nie mogłam zmusić go, żeby mnie polubił.

Dałam mu spokój i skupiłam się na moim małżeństwie, w którym właśnie zaczęło się coś psuć. Sławek przestał się mną interesować, a zaczął coraz więcej czasu spędzać ze swoimi kumplami z pracy. Na początku były to tylko piątkowe wieczory, potem także zwykłe dni tygodnia i weekendy. Wracał do domu podpity, nierzadko pijany. Najpierw przepraszał, obiecywał poprawę, kupował mi kwiaty. Potem nie robił nawet tego. Zaczęłam coraz częściej myśleć o rozwodzie. Ale zanim cokolwiek postanowiłam, zaszłam w ciążę.

- Będę ojcem! - cieszył się Sławek, obsypując mnie pocałunkami. - Musimy przygotować pokój dla naszego synka! Cały niebieski, co ty na to? - emocjonował się.

- Nie tak prędko! - zastopowałam go. - Skąd wiesz, że to będzie chłopiec?

- Czuję to - wypiął się dumnie. - Ojcowie zawsze to czują.

Nie mogłam się nacieszyć jego reakcją. Znów przypominał mi dawnego Sławka. Zaczęłam wierzyć, że dziecko zmieni wszystko na lepsze. Rozwód zupełnie wywietrzał mi z głowy. Byłam naiwna, teraz to wiem. Bo przemiana Sławka trwała może z miesiąc. Potem wszystko wróciło do normy. A nawet pogorszyło się. Pił coraz więcej, także w pracy. W końcu dokładnie tego dnia, gdy dowiedziałam się od lekarza, że faktycznie urodzę chłopca, Sławek został zwolniony dyscyplinarnie za picie alkoholu w pracy.

- No, to widzę, że ty już przyszykowałeś się na nadejście syna - powiedziałam wtedy i rozpłakałam się z bezsilności, z żalu nad własnym losem. A mój mąż? Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Wyszedł. Załamałam się. "Co teraz będzie?", szeptałam do siebie samej. Nie miałam pojęcia, co robić, jak sobie poradzić w takiej sytuacji. Pewnie bym się załamała, gdyby nie Damian. Zjawił się u nas następnego dnia. Z bukietem kwiatów dla mnie...

- Wszystkiego najlepszego, solenizantko - życzył mi od progu.

- Och, faktycznie - próbowałam się uśmiechnąć, choć humor mi nie dopisywał. - Przecież to moje imieniny! Zapomniałam o nich, Sławek też...

- Chcesz powiedzieć, że ja pierwszy składam ci życzenia? - zdziwił się. - Sławek jeszcze nie wrócił z pracy? - spytał.

- Nie... - zaprzeczyłam. - To znaczy... wyrzucili go - dokończyłam i rozpłakałam się.

Damian przez chwilę stał w milczeniu, a potem mnie objął.

- Opowiedz mi wszystko - patrzył na mnie z troską, prowadząc mnie do pokoju. - Tylko, proszę cię, po kolei.

Więc powiedziałam całą prawdę. O ciąży, o Sławku, jego problemie z alkoholem, o tym, jak się boję... Gdy skończyłam, spojrzałam na Damiana, który cały czas siedział tuż przy mnie i trzymał mnie za rękę.

- Gdybym mógł, nie wiem, co bym mu... - wyszeptał przez zaciśnięte zęby. - Nie miałem pojęcia, Magda - zapewniał mnie, kręcąc głową. - Nie pozwoliłbym, żeby ktoś... żeby on zrobił ci coś takiego - tłumaczył, przytulając mnie do siebie mocno. Przez chwilę trwaliśmy w tym uścisku. A potem nagle on jakby się ocknął.

- Muszę iść - stwierdził, zrywając się z kanapy. - Jakbyś czegoś potrzebowała, dzwoń do mnie o każdej porze.

Zawstydziłam się. Zwierzyłam się bratu mojego męża z takich intymnych rzeczy! "Co ja narobiłam?", bałam się konsekwencji tej chwili słabości. Już następnego dnia rano Damian zadzwonił. Zapytał mnie, jak się czuję, a potem poprosił do telefonu Sławka. Przestraszyłam się, że powtórzy mężowi treść naszej rozmowy. Uciekłam do kuchni. W końcu zjawił się w niej również mój mąż.

- Wychodzę - zakomunikował.

- Dokąd? - spytałam.

- Do fabryki Damiana. Zwolniło się miejsce na taśmie - wyjaśnił.

- Naprawdę?! - ucieszyłam się.

- Naprawdę - burknął. - I czegoś tak ryczała?! Zawsze się znajdzie jakieś wyjście - spojrzał na mnie z niechęcią.

Pokiwałam tylko głową, nie chcąc wdawać się w dyskusję. Modliłam się jedynie, żeby go przyjęli. Ale gdy po powrocie z pracy zastałam go siedzącego z grobową miną przy stole, nie miałam dobrych przeczuć.

- I co? - spytałam z trwogą. - Przyjęli cię?

- A czemu mieliby nie przyjąć? - burknął, jak to miał w zwyczaju.

- Cudownie! - odetchnęłam. - Trzeba będzie odwdzięczyć się Damianowi za to, że ci pomógł - dodałam po chwili.

- Już ja się mu odwdzięczę - prychnął. - Znalazł się doradca od siedmiu boleści! A ty też jesteś dobra. Po cholerę nakłapałaś mu o naszych sprawach?

Postarałam się szybko zejść mu z oczu, żeby nie dopuścić do awantury. Sławek nadal pił, ale pilnował się, żeby w pracy być w porządku. A poza tym? Poza tym mijały dni, potem miesiące, na świat przyszedł Piotruś, ale między mną a mężem nie było już nic. On zajmował się swoimi ulubionymi rozrywkami, czyli popijaniem piwa i oglądaniem telewizji, ja - domem i synkiem. Damian nadal pojawiał się od czasu do czasu, ale nigdy więcej nie rozmawiałam z nim tak jak wtedy, tego feralnego dnia. I myślałam sobie, że wszystko będzie się toczyło w ten sposób już zawsze. Tymczasem los chciał inaczej. Pewnego wieczoru Sławek długo nie wracał do domu. Czekałam na niego wściekła, bo był środek tygodnia. "Znowu jutro pójdzie do pracy na kacu", złościłam się. Niemal w tej samej chwili zadzwonił telefon. Ze szpitala. Mój mąż nie żył! Wpadł pod samochód, kiedy pijany wracał z baru. Co czułam? Sama nie wiem... Przez te wszystkie lata Sławek stał mi się obcy, wręcz go znienawidziłam. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że rozpaczałam. Najbardziej żałowałam tego, że synek będzie rósł bez ojca. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że Sławek był bardzo kiepskim ojcem... Żal mi było tylko człowieka, który się zmarnował, zaprzepaścił wszystko, co miał, i zginął w tak głupi sposób. Płakałam za Sławkiem, którego znałam kiedyś. Dobrym, troskliwym, czułym... Nie za tym pijakiem, którym się stał. A gdy mijały kolejne dni od pogrzebu, odczuwałam wręcz ulgę. Dawno nie byłam taka spokojna. Martwiły mnie tylko pieniądze. Wtedy znowu nieoczekiwanie zjawił się Damian.

- Mam do ciebie prośbę - zaczął nieśmiało. - Sławek był moim bratem i dlatego czuję się zobowiązany... nie, źle powiedziałem - poprawił się, najwyraźniej nie mając pojęcia, jak przejść do rzeczy.

- Chciałbym pomóc ci w opiece nad Piotrusiem. Każdego miesiąca dawałbym ci pewną kwotę na jego potrzeby. Na przedszkole, ubrania, ty najlepiej wiesz na co...

- Nie - przerwałam mu. - Dziękuję ci, ale nie. I tak dość mi pomogłeś.

Bo taka była prawda. Damian zajął się pogrzebem, wszystkimi tymi sprawami, które trzeba było załatwić, a o których ja nawet nie miałam siły myśleć.

- Przecież to dla dziecka. Jesteście teraz moją jedyną rodziną - tłumaczył.

- Nie, nie mogę - upierałam się. W końcu dał za wygraną. Tak przynajmniej myślałam... Ale kilka dni później dostałam dość dużą kwotę pieniędzy przekazem. Rzecz jasna, od niego.

- Czasami ktoś musi być mądrzejszy. A skoro ty nie chcesz... - śmiał się, kiedy próbowałam mu oddać pieniądze. Przyjęłam je więc, tym bardziej że naprawdę były mi potrzebne. I od tej pory przychodziły każdego miesiąca, dokładnie co do dnia. A Damian odwiedzał nas niemal każdego dnia. Na początku myślałam, że chce po prostu dotrzymać mi towarzystwa, że się poświęca. Potem jednak zauważyłam, że w czasie tych wizyt jest zupełnie inny niż przedtem, gdy żył Sławek. Teraz mogliśmy rozmawiać godzinami, Damian bawił się z Piotrusiem, przygotowywał ze mną kolacje. Stawał się coraz weselszy, coraz mi bliższy... Któregoś wieczoru, gdy Piotruś już spał, a my siedzieliśmy w kuchni, nie wytrzymałam. Musiałam o to spytać.

- Czemu wcześniej nie było jak teraz? Kiedyś siłą nie dało się zatrzymać cię tutaj. Wpadałeś i wypadałeś jak błyskawica. Sądziłam, że to przeze mnie - wyznałam. - Bo mnie nie lubisz.

- Nie lubię... - szepnął. - Rzeczywiście, nie przychodziłem tu przez ciebie. Nie mogłem znieść tego, że jesteś tak blisko, ale nie moja. Byłem pewien, że już zawsze będę mógł tylko marzyć o tobie - wyrzucił z siebie jednym tchem, a ja siedziałam, jak wryta. - Magda, czy ty naprawdę nie widziałaś, że ja cię kocham? A ty wybrałaś Sławka i trwałaś przy nim nawet wtedy, kiedy on cię ranił. Kocham ciebie i kocham Piotrka, jak własnego syna. Byłoby szczęściem, gdyby...

- Przestań! - przerwałam mu.

- Wiem, że to za wcześnie - szepnął. - I nie żądam od ciebie żadnych deklaracji. Tylko pozwól mi być z wami...

- To niemożliwe. Nie możemy się więcej widywać! - stwierdziłam ostro. - Proszę cię, nie przychodź tu już. Nie powinieneś po tym, co powiedziałeś!

Damian przez chwilę patrzył na mnie błagalnie. Ale ja odwróciłam głowę, dając mu do zrozumienia, że zdania nie zmienię. W końcu podniósł się z kanapy i wyszedł. A ja się rozpłakałam. Po tylu latach dowiedziałam się wszystkiego. Byłam przerażona i zdezorientowana. Nie mieściło mi się to w głowie... "Nigdy więcej się z nim nie zobaczę", obiecałam sobie w duchu. Ale już następnego dnia zatęskniłam za Damianem, jego żartami, rozmowami z nim. Był mi bardzo bliski... Ze Sławkiem nie czułam się tak dobrze chyba nigdy, nawet zanim zaczął pić... Dni mijały, a ja cierpiałam. Coraz bardziej. Tak pragnęłam, by Damian przyszedł, przytulił mnie... Czasem myślałam o tym, jak by to było, gdyby Damian mnie pocałował, a potem... "Nie możesz tak myśleć!", wyrzucałam sobie chwilę później. "To twój szwagier, brat zmarłego męża", jakaś część mnie czuła, że to by było nie w porządku wobec Sławka. "A on był w porządku?", przyszła kolejna myśl. Nie. Ta gorzka prawda uświadomiła mi, że właściwie nie wiem, przed czym się bronię. Przed uczuciem, które da mi upragnione szczęście, którego nie dał mi mąż? Chwyciłam telefon i wybrałam numer Damiana.

- Przyjedziesz do mnie? - spytałam od razu, gdy tylko odebrał.

- Choćby zaraz - zapewnił gorliwie.

- A zostaniesz przy mnie? - dodałam nieśmiało.

- Choćby na zawsze! - zaśmiał się do słuchawki.

Magda

Imiona bohaterów zostały zmienione


Najpiękniejsze romanse
Dowiedz się więcej na temat: romans | dziecko | brat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama