Podróże na własną rękę: Góry z Avatara istnieją naprawdę. Poleciałam do Chin, by je zobaczyć
Pamiętacie Pandorę z filmu "Avatar"? Gdy w 2009 roku James Cameron pokazał nam świat stworzony przy pomocy efektów komputerowych, wielu widzów sądziło, że to czysta fantazja. Tymczasem inspiracje dla tej niezwykłej scenerii nie wzięły się znikąd - były nimi prawdziwe cuda natury, w tym Park Narodowy Zhangjiajie w południowych Chinach. Kiedy dowiedziałam się, że z Chongqingu - miasta, do którego planowałam podróż, dojadę tam w zaledwie dwie godziny pociągiem, wiedziałam, że nie mogę przepuścić takiej okazji.

Czujesz, że czas ruszać w drogę? Na swojej liście marzeń masz zachód słońca w Kenii, karaoke w Tokio, salsę na Kubie, spacer z alpakami w Peru i plażowanie na Malediwach? Chcesz przekonać się, czy Taj Mahal, Machu Picchu, Chiński Mur, Statua Wolności i Petra, na żywo wyglądają tak samo spektakularnie jak na pocztówkach? Masz piękne plany, ale... nie wiesz, jak zabrać się za ich realizację? Spokojnie, w "Podróżach na własną rękę" autorka - Agata Zaremba i zaproszeni przez nią eksperci podpowiadają, jak samodzielnie, bezpiecznie i niskobudżetowo zorganizować wycieczkę do najbardziej odległych zakątków świata (oraz do tych całkiem bliskich, bo przecież w Europie też jest tyle do odkrycia). Doradzają jak kupić tanie bilety, zarezerwować bezpieczny nocleg, korzystać z komunikacji publicznej i odczytać kulturowe kody. Tobie pozostaje tylko... cieszyć się podróżą.
Spis treści:
- Ten krajobraz zainspirował Jamesa Camerona
- 300 milionów lat procesów geologicznych
- Wędrówki po Zhangjiajie - tam wiele zależy od pogody
- Zwiedzanie zorganizowane do perfekcji
- "Góry Avatara" na własne oczy. Robią ogromne wrażenie
- Doliny parku również mają wiele do zaoferowania
- Jak dotrzeć do Zhangjiajie? To nie takie trudne
Ten krajobraz zainspirował Jamesa Camerona
Jestem miłośniczką kina fantasy i może właśnie dlatego podróżując, wybieram miejsca, w których czuję się jak na innej planecie, a natura sprawia, że kwestionuję to, co widzę.
W Zhangjiajie miałam właśnie takie odczucia - pejzaż, który tam widziałam, wydawał się zawieszony gdzieś pomiędzy snem a rzeczywistością. Tysiące porośniętych drzewami skalnych filarów wyrastających pionowo ku niebu na wysokość nawet kilkuset metrów, zielone doliny i bajkowe wzgórza - brzmi jak sceneria filmu, prawda?
W tym regionie mleczna mgła nie jest rzadkością - to ona sprawia, że szczyty gór wyglądają, jakby unosiły się w powietrzu, przypominając w ten sposób latające wyspy, przedstawione w Avatarze. To spektakl natury tak surrealistyczny, że nawet komputerowa grafika Camerona wydaje się jego bladym echem.
Zobacz również: Odwiedziłam chińskie miasto przyszłości. Tu metro przejeżdża przez budynek mieszkalny
300 milionów lat procesów geologicznych
Formacje skalne w Zhangjiajie liczą około 300 milionów lat i ukształtowały się w wyniku złożonych procesów geologicznych sięgających ery paleozoicznej. Wilgotny klimat, bujna roślinność i obfite opady przez miliony lat powodowały erozję gór, aż w końcu przybrały one dzisiejszą formę - smukłych, wolno stojących filarów. To miejsce unikatowe na skalę światową - nigdzie indziej na ziemi nie znajdziemy takich gór.
Sam Leśny Park Narodowy Zhangjiajie powstał stosunkowo niedawno, bo w 1982 roku. Dziesięć lat później trafił na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO jako część obszaru Wulingyuan Scenic Area, a w 2001 roku otrzymał status Światowego Geoparku. Co więcej, zapisał się w historii jako pierwszy narodowy park leśny w Chinach.
Wędrówki po Zhangjiajie - tam wiele zależy od pogody
Miałam ogromne szczęście, bo w dniu przyjazdu, sprzyjała mi słoneczna aura - czyste niebo wcale nie jest tu pewnikiem. Prognozy na kolejne dni zapowiadały deszcz, więc choć było już po godzinie 14, zdecydowałam się wejść do parku od razu. Bramy formalnie zamykają się o 17:00, ale wyjść można aż do 19:00. Ta spontaniczna decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Na szlakach nie było już prawie nikogo, a ja mogłam podziwiać krajobraz w ciszy i spokoju.
Sam bilet kupiłam bez problemu przy wejściu - nie trzeba było go rezerwować z wyprzedzeniem.

Zwiedzanie zorganizowane do perfekcji
Chińczycy są mistrzami organizacji i widać to na każdym kroku. Zwiedzanie Zhangjiajie jest proste i dostępne dla każdego - od dzieci po seniorów. To zasługa infrastruktury, która sprawia, że wcale nie trzeba pokonywać wielogodzinnych podejść.
Najlepszym przykładem jest winda Bailong. To najwyższa zewnętrzna winda na świecie, która w zaledwie dwie minuty pokonuje 326 metrów pionowej ściany. W praktyce oznacza to skrócenie niemal 1,5-godzinnej wędrówki do błyskawicznego przejazdu. W drodze powrotnej można z kolei wybrać kolejkę linową, która sunie między górami i oferuje zapierające dech w piersiach widoki. Niestety atrakcje te są dodatkowo płatne, a jeśli już o biletach mowa, to warto wspomnieć o kilku praktycznych informacjach:
- koszt to ok. 115 zł (dla dorosłych), 60 zł (młodzież 14-17 lat, seniorzy 60-64 lat), 16 zł (dzieci poniżej 14 r. ż., seniorzy 65+)
- bilet ważny jest 4 dni,
- w cenie: autobusy przewożące turystów między punktami w parku,
- atrakcje dodatkowe: winda Bailong ok. 30 zł, kolejki linowe - również dodatkowo płatne.
Muszę wspomnieć też o systemie kontroli biletów, bo ten zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przy zakupie wejściówki musimy podać dane z paszportu, który jest następnie skanowany przez obsługę. I to wszystko - żadnych papierowych biletów, żadnych kodów QR. Do wejścia wystarczy… nasza twarz. Zautomatyzowane bramki rozpoznają ją w kilka sekund, a następnie przepuszczają nas, na podstawie skanu twarzy.
"Góry Avatara" na własne oczy. Robią ogromne wrażenie
Pierwszego dnia udało mi się dotrzeć do najsłynniejszej części parku - "Gór Avatara". Po wjeździe windą i krótkiej podróży autobusem stanęłam przed widokiem, który na zawsze zostanie w mojej pamięci.
Olbrzymie filary wyrastające z ziemi, pokryte zielenią, piętrzące się kilometrami - trudno opisać wrażenie, jakie robi ten widok. Jak się domyślacie, jest bajeczny, surrealistyczny, a żadne zdjęcia nie są w stanie oddać piękna tej scenerii.
Nieśpieszne zwiedzanie tej części parku zajęło mi około 1,5 godziny. Niestety, jako że byłam na drugim jego końcu, a godzina zamknięcia bram zbliżała się nieubłaganie, ruszyłam na autobus, który zabrał mnie pod górną stację kolejki linowej. Ta również nie zawiodła moich oczekiwań, powstała w najpiękniejszym możliwym miejscu - pomiędzy skalnymi filarami, nad zieloną doliną, która wyglądała na nietkniętą przez człowieka.

Zobacz również: Podróże osobiste: "Mały Rzym" w ukochanym kraju Polaków. Słynie z najpiękniejszych zachodów słońca
Doliny parku również mają wiele do zaoferowania
Tak jak zapowiadały prognozy, drugiego dnia moje szczęście pogodowe się skończyło. Przez deszcz i gęstą mgłę widoczność w górnej części parku spadła niemal do zera. Na szczęście doliny Zhangjiajie również kryją w sobie malownicze szlaki. Aby się tam dostać, podjechałam taksówką do południowego wejścia parku - sama trasa zajęła prawie pół godziny.
Tam ruszyłam na szlak prowadzący wzdłuż potoku, między smukłymi wapiennymi filarami. Miejsce to zamieszkiwane jest przez makaki - małpki skaczące nad głowami faktycznie urozmaicają spacer, jednak niestety wielu turystów zapomina, że są to dzikie zwierzęta i podchodzi zbyt blisko, podając im najdziwniejsze rzeczy do jedzenia.
Jednak tego dnia spacer doliną mi nie wystarczył. Postanowiłam więc wspiąć się na jeden ze szczytów kamiennymi schodami. Na trasie, która prowadziła przez piękny, bujny las, nie było nikogo - wygląda na to, że większość turystów wybiera kolejki linowe. Wejście zajęło mi około półtorej godziny i pewnie poszłoby szybciej, gdyby nie tropikalny upał i wilgotność, które sprawiły, że już po kilku minutach moje ubrania były kompletnie przemoknięte.
Kiedy w końcu stanęłam na szczycie, zamiast spektakularnych widoków, czekała na mnie gęsta mgła. Jednak nawet bez panoramy to doświadczenie miało w sobie coś wyjątkowego - możecie być pewni, że dzikość, cisza i bliskość natury da wam więcej satysfakcji niż szybki wjazd kolejką w tłumie turystów.

Jak dotrzeć do Zhangjiajie? To nie takie trudne
Nie powiem, że dotarcie do Zhangjiajie jest banalnie proste i tanie, ale w praktyce okazuje się dużo mniej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać. Opcji jest kilka. Najpierw oczywiście trzeba dolecieć do Chin, a później i tak czeka nas przesiadka na lot krajowy lub podróż pociągiem. Z Polski najkorzystniej wypada lot do Szanghaju - bilety w obie strony można znaleźć za niespełna 2000 zł.
Ja natomiast wybrałam inną trasę: z Rzymu poleciałam do Chongqingu, płacąc 1100 zł za lot w jedną stronę. Stamtąd wystarczyło już tylko wsiąść w szybki pociąg - podróż trwała zaledwie dwie godziny i kosztowała niecałe 100 zł od osoby.
Jeśli ktoś znajduje się dalej, najlepszym rozwiązaniem może być samolot. Zhangjiajie ma własne lotnisko, choć bilety bywają tam dość drogie. Bardziej opłacalną alternatywą jest lot do pobliskiego Changde, oddalonego o około 50 minut jazdy pociągiem. Sama korzystałam z tej opcji, lecąc później z Changde do Szanghaju - za bilet zapłaciłam jedynie 200 zł.
***
Kolejny odcinek "Podróży na własną rękę" już za dwa tygodnie, w czwartek 16 października.
***

O autorce cyklu "Podróże na własną rękę"
Agata Zaremba: Absolwentka dziennikarstwa i medioznawstwa o specjalności fotografia prasowa, reklamowa i wydawnicza. W Interii najczęściej zajmuje się tematyką podróżniczą i społeczną. Miłośniczka Włoch i Japonii, amatorka tanich podróży. Odwiedziła ponad 25 krajów w tym Brazylię, Tajlandię, Japonię i Stany Zjednoczone, organizując wszystkie podróże na własną rękę. I to wszystko z małym plecakiem podręcznym!








