Reklama

Najważniejszą wyprawą jest rodzina

Strach jest po to, żeby go przełamywać - przekonuje znany polarnik i podróżnik Marek Kamiński w rozmowie z dziennikarką INTERIA.PL.

Podróże Marka Kamińskiego to bardziej odkrywanie świata czy siebie?
Marek Kamiński: - Wydaje mi się, że jedno i drugie. Świat poznajemy przecież także przez to, jak się w nim zachowujemy. Odkrywamy świat w sobie. Jedno drugiego nie wyklucza. W nas samych zresztą jest dużo wiedzy, z której sami nie zdajemy sobie sprawy, wiedzy, która jest w naszych genach, w całej naszej historii. Dlatego, poznając siebie, poznajemy też świat.

Ekstremalne podróże pomagają w odkryciu tej wiedzy, która jest w nas?
-

Reklama

Żadne ekstremum nie jest niezbędne do odkrywania siebie, nie jest przecież wartością samą w sobie. Ważne jest to, jak my do tego podchodzimy. Natomiast podróż, samo odcięcie się od takiego zaaferowania światem, którego nie rozumiemy, ale którego jesteśmy częścią, nieustannego bombardownia informacjami, jest okazją do refleksji.

O czym się myśli, kiedy jest się samemu gdzieś daleko i dookoła tylko cisza i śnieg? Ciężko jest?
- Oczywiście, że ciężko. Ale życie jest pełne paradoksów i czasami właśnie te ciężkie sytuacje powodują, że bardziej doceniamy życie i te normalne sytuacje, które się na nie składają. A myśli się wówczas o wszystkim. Będąc samemu, można przemyśleć sobie wszystko.

Jest pan samotnikiem?
- Nie jestem samotnikiem w takim sensie, że jest to mój ulubiony stan bycia. Mam rodzinę, dzieci, tęsknię za nimi, kiedy nie jesteśmy razem. Jednak stan bycia samemu nie jest jakimś niezwykłym stanem, warto go także poznać, zobaczyć, jak to jest. Tak, jak się próbuje różnych potraw, nie tylko tych słodkich, ale także tych kwaśnych.

A żeby się zdecydować na taką wyprawę trzeba być odważnym, szalonym, czy po prostu mieć marzenia?
- Przede wszystkim trzeba mieć marzenia. Nie trzeba być odważnym ani szalonym. Jeżeli pragniemy poznawać świat, to to pragnienie może pomóc nam przełamać lęk. Odwagę wystawienia się na trudne sytuacje można w sobie wypracować.

Studiował pan filozofię, to pomaga w życiu?
- Tak, filozofia uczy myśleć. Człowiek dostrzega coś takiego, jak język, to, że to właśnie w nim formułujemy nasze myśli, uczucia. Jeśli człowiek potrafi precyzyjnie myśleć, może także precyzyjnie działać. Filozofia uczy precyzyjnego myślenia. A precyzja pomaga w życiu.

Jak narodził się Marek Kamiński podróżnik?
- Marek Kamiński podróżnik w dużej mierze narodził się dzięki książkom, które czytałem w dzieciństwie. To właśnie książki były inspiracją, żeby samemu podróżować.

Jest pan pierwszym i, jak dotąd, jedynym człowiekiem, który zdobył obydwa bieguny Ziemi w ciągu jednego roku. Jak to się robi?
- Wyznacza się precyzyjnie cel, później trzeba się zastanowić, jakie będą po drodze trudności i jak je rozwiązać. Trzeba mieć wizję tego, co jest potrzebne, by ten cel osiągnąć. Potem trenować, nauczyć się posługiwać narzędziami, które są potrzebne. A potem zrealizować plan. To, ile się trzeba przygotowywać do wyprawy zależy od samej wyprawy - to może być kilka dni, kilka tygodni lub kilka lat.

Nie bał się pan wyprawy na biegun północny z Jankiem Melą?
- Oczywiście, że się bałem, ale strach jest po to, żeby go przełamywać. A w tym przypadku idea była tak ważna, zarówno dla mnie, jak i dla innych ludzi, że tym bardziej warto było ten strach przełamać.

Ta wyprawa była dla mnie ważna dzięki temu, co dałem Jaśkowi. Nauczyła mnie, że ważne jest właśnie to, co dajemy innym. To nie jest tak, że ważne jest tylko to, co zdobywamy i osiągamy sami, ale także to właśnie, co dajemy innym. Czasami jest to dużo cenniejsze niż własne osiągnięcia.

Najtrudniejsza pana wyprawa...
Myślę, że najtrudniejsza była właśnie ta wyprawa z Jaśkiem. To była potwornie trudna podróż, pełna wielu niebezpieczeństw. Tak, to była rzeczywiście najtrudniejsza podróż w moim życiu. Odpowiedzialność ogromna, no i technicznie sama podróż była też ciężka.

Chciałby pan kiedyś zabrać własne dzieci w taką podróż?
- Już to zrobiłem. Moja córka Pola była w Norwegii, zrobiłem też taką wyprawę "Z Polą przez Polskę". Jeżeli dzieci będą chciały, to chętnie zabiorę je w niejedną podróż. Natomiast, jeżeli nie będą chciały, no to nic na siłę.

Czy jest pan człowiekiem spełnionym, szczęśliwym?
- Tak jestem szczęśliwy. Spełniony także, ale nie w takim sensie, że teraz już nic nie muszę robić, tylko patrzeć na to, co już zrobiłem. Życie trwa dalej i trzeba iść dalej. Teraz jestem szczęśliwy i zadowolony, ale zobaczymy, co będzie dalej.

Napisał pan:" Na ziemi jest nieskończenie wiele wyzwań" . Jakie wyzwania teraz stoją przed Markiem Kamińskim?
- Teraz moim wyzwaniem jest wychowanie dzieci. Ale przecież są także wyzwania, których sami przed sobą nie stawiamy, stawia je świat i przecież im także trzeba sprostać. Teraz najważniejszą wyprawą jest rodzina. To jest wyprawa, którą będę chciał w najbliższym czasie odbywać. 28 listopada przepłynąłem 10 kilometrowy odcinek Wisły, by zachęcić Polaków do przyjścia nad Wisłę.

Rozmawiała Anna Piątkowska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy