"Princess treatment". Dlaczego młode kobiety wracają do tradycyjnych relacji z mężczyznami?
Coraz więcej młodych kobiet, choć są niezależne i pewne siebie, świadomie wybiera relacje, w których mężczyzna przejmuje inicjatywę, dba, adoruje. Trend na tzw. princess treatment bywa krytykowany jako cofanie się do przestarzałych ról, ale - jak tłumaczy psycholożka Karolina Białajczuk - często jest to reakcja na przeciążenie emocjonalne i potrzeba odpuszczenia kontroli. Co oznacza dziś bycie "traktowaną jak księżniczka"? I czy naprawdę stoi to w sprzeczności z ideą równości?

1. Zmęczenie równością. Gdy partnerstwo przestaje być wspólne
Coraz więcej kobiet deklarujących feministyczne przekonania czuje dziś rozczarowanie codzienną praktyką związków. Choć w teorii dzielimy obowiązki, finanse i odpowiedzialność, w praktyce to one nadal najczęściej podtrzymują więź, zarządzają emocjami i dbają o "niewidzialną" logistykę relacji.
Psycholożka Karolina Białajczuk zauważa, że wiele kobiet, które na co dzień funkcjonują w trybie wielozadaniowości i samodzielności, doświadcza przeciążenia. - Chęć, by partner przejmował inicjatywę, nie świadczy o braku wartości równościowych - tłumaczy. - To wyraz potrzeby odpoczynku, otrzymania wsparcia i odpuszczenia kontroli w relacji, szczególnie tam, gdzie można sobie na to świadomie pozwolić.
Dla wielu kobiet "princess treatment" to nie infantylna potrzeba uwielbienia, ale sposób na odzyskanie równowagi.
To nie kwestia nierówności, ale przestrzeni do tego, by nie musieć ogarniać wszystkiego samodzielnie. Paradoksalnie, właśnie w "tradycyjnych gestach" - jak planowanie randki, zapewnianie bezpieczeństwa, przejmowanie odpowiedzialności - pojawia się coś, co dla wielu kobiet było przez lata niedostępne: możliwość odpoczynku.

2. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o postawę
W dyskusjach wokół "princess treatment" często pojawia się zarzut: to tylko ładne opakowanie dla zależności finansowej. Tymczasem wiele kobiet, które świadomie wybierają ten model, jest samodzielnych zawodowo i życiowo. Chodzi nie o to, żeby ktoś je utrzymywał, ale żeby mężczyzna w relacji był aktywny, obecny i odpowiedzialny - również emocjonalnie.
Jak podkreśla Białajczuk, pozwolenie sobie na bardziej tradycyjne role bywa świadomą strategią obniżenia napięcia emocjonalnego i przywrócenia balansu w relacji. - Współczesne kobiety czują się przeciążone nie tylko zawodowo, ale też odpowiedzialnością za emocje i atmosferę w związku czy rodzinie - mówi psycholożka.
Nie chodzi o dominację ani podporządkowanie, tylko o równoważenie sił. Dla wielu kobiet "traktowanie jak księżniczka" to sposób na chwilowe przekazanie części odpowiedzialności. Prośba o czułość, konkret, działanie - staje się formą troski o siebie. Jak piszą internautki pod filmami promującymi ten trend: "Chciałabym, żeby ktoś raz zapytał, czego ja potrzebuję. Żeby nie trzeba było wszystkiego dopowiadać".
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden kontekst: coraz więcej młodych kobiet żyje w chronicznym przebodźcowaniu. Obciążone pracą, życiem w mediach społecznościowych, wymaganiami emocjonalnymi i społecznymi, szukają w relacjach z mężczyznami czegoś, co wycisza, a nie dokłada kolejnego poziomu napięcia. "Princess treatment" nie musi oznaczać chęci bycia "obsługiwaną" - częściej to pragnienie bycia zauważoną i potraktowaną z uważnością, bez potrzeby ciągłego udowadniania swojej zaradności.
- Traktowanie z wyjątkową troską, czułością i uwagą można uznać za strategię psychiczną, która pozwala kobietom na chwilowy "oddech" - mówi Białajczuk. - To nie infantylność. To świadome przekazanie części odpowiedzialności, żeby przez moment móc po prostu być.
Zobacz również: Czy nostalgia może być strategią przetrwania? O ucieczce w stare piosenki, seriale i buty z podstawówki
3. Czy "księżniczka" to nowa forma autonomii?
Paradoksalnie, wybór relacji, w której kobieta chce być adorowana, traktowana z uwagą, a nawet z pewnym rytuałem romantycznym - może być formą niezależności. To nie powrót do patriarchalnego układu, ale jego odwrócenie: kobieta nie jest zależna od mężczyzny, ale świadomie decyduje się na relację, w której może czasem być słabsza, nie dlatego że musi, ale dlatego że chce. Zamiast walki o władzę - potrzeba bezpieczeństwa. Zamiast hierarchii - uznanie różnic, które mogą być dobrowolne i wspólnie wypracowane.
- Z punktu widzenia psychologii zdrowy związek opiera się na wzajemności - podkreśla psycholożka. - Każda ze stron ma prawo do troski, uznania i adoracji, o ile wynikają one z dojrzałego wyboru, a nie z lęku czy przymusu.
Nie chodzi więc o bycie "księżniczką" z bajki. Raczej o to, żeby w codzienności znaleźć przestrzeń, w której można na chwilę odłożyć pancerz. I nie musieć wszystkiego wiedzieć, robić i kontrolować. Czasem wystarczy pozwolić, by ktoś inny zatroszczył się o nas - nie dlatego, że nie damy rady, ale dlatego, że nie musimy tego udowadniać cały czas.

4. Jak pamiętać o sobie, ale i o drugiej osobie?
Relacja, nawet jeśli oparta na trosce i adoracji, nie działa jednostronnie. "Princess treatment" nie powinien być zamiennikiem partnerskiej uwagi, lecz jej rozszerzeniem - o przestrzeń, w której obie strony mogą zadbać o siebie nawzajem, na swój sposób. Kluczowa jest komunikacja: otwarte mówienie o potrzebach, zmęczeniu, granicach i oczekiwaniach. - Dojrzałe oczekiwanie troski opiera się na wzajemności, szacunku do autonomii partnera i zachowaniu własnej odrębności - przypomina Karolina Białajczuk. - Jeśli troska polega na dzieleniu się wsparciem, przy jednoczesnej umiejętności dbania o siebie, mamy do czynienia z relacją partnerską - nawet jeśli różnią się role czy gesty.
W skrócie: chodzi o balans. Jeśli on ma miejsce, każda ze stron może być w związku zarówno silna, jak i miękka - w zależności od momentu, potrzeby, emocji.
Chcesz lepiej zrozumieć siebie i innych? Poznaj sprawdzone porady dotyczące inteligencji emocjonalnej, typów osobowości i relacji międzyludzkich. Zajrzyj na kobieta.interia.pl/psychologia









