Wojna, zdjęcia i łzy - pomiędzy dumą a bezsilnością
Na świecie jest więcej telefonów komórkowych niż szczoteczek do zębów. Oznacza to mniej więcej tyle, że dziś w dowolnym zakątku świata łatwiej zrobić zdjęcie niż umyć zęby. Wojna w Ukrainie zdecydowanie jest już w tym momencie jedną z najlepiej udokumentowanych w historii świata. Zdjęcia, nagrania, relacje, posty z dramatycznym wołaniem o pomoc w każdej sekundzie zalewają media społecznościowe, a co zostanie zobaczone, zostanie zapamiętane.
Tak, jak uśmiechnięta twarz uczennicy szkoły podstawowej z Kijowa, która patrzy w obiektyw z ufnością w brązowych oczach. "Miała na imię Polina. Uczyła się w 4 klasie. Rosyjscy żołnierze rozstrzelali ją i rodziców na ulicy" głosi nagłówek.
Jak siedząca w pociągu kobieta wspierająca głowę na dłoni, sfotografowana przez szybę odjeżdżającego ze Lwowa pociągu. Otoczona jasną, układającą się miękko kurtką, z yorkshire terrierem leżącym spokojnie obok, przywodzi na myśl postać z obrazów barokowych mistrzów. Gdyby nie kontekst, można by się zachwycać jedynie kompozycją i światłem, które Vadim Ghirda uchwycił po mistrzowsku, podobnie zresztą jak rezygnację, strach, bezradność i bezbrzeżny smutek, przebijający się przez szybę okna pociągu w kolorach ukraińskiej flagi.
Jak kadry z dramatycznej próby ratowania 1,5 rocznego Cyryla z Mariupola uchwycone przez fotoreportera AP Evgeniya Maloletka. Najpierw ojciec niosący syna w niebieskim, poplamionym krwią kocyku, biegnąca pół kroku za nim przerażona matka, następnie lekarze próbujący reanimować chłopczyka i reakcja rodziców na wieść, że nic już nie da się zrobić, podglądana zza szpitalnych drzwi. Potem już tylko siedzący w kucki na podłodze zrezygnowany medyk, który za chwilę musi wrócić do pracy i końcowy, łamiący serce akord - matka z ojcem pochylający się nad zwłokami synka zawiniętego w zakrwawiony niebieski kocyk. Klatka po klatce, jak oskarżenie wymierzone w cały współczesny świat. Jak to możliwe, że w XXI wieku w sercu Europy dzieci giną od kul? Jak to możliwe, że w XXI wieku od kul giną dzieci w wielu zakątkach świata?
Patrzę na zdjęcia, setki zdjęć z wojny, które z racji pracy codziennie przeglądam w agencjach fotograficznych. Patrzę na moje roześmiane córki wracające ze szkoły i łzy bezwiednie płyną mi po policzkach. Te łzy płyną tak od początku wojny - są to na przemian łzy smutku, bezsilności, złości. Mieszają się ze łzami wzruszenia i radości. Ogrom dobra, poczucie wspólnoty, bezinteresowna pomoc moich rodaków uchodźcom z ogarniętego wojną kraju, wyzwala we mnie pokłady ciepłych uczuć. Tak, dziś jestem dumna.
Freddy Grey na łamach szacownego The Spectator pisze o reporterach zagranicznych mediów, desperacko szukających na naszej wschodniej granicy rasistowskich historii, punktując: "jest to coraz częściej jedyna wiadomość, którą anglojęzyczne media wydają się być w stanie przetworzyć". I gorzko dodaje: "Podnoszące na duchu sceny ratowania ukraińskich kobiet i dzieci nie są opowieścią. Ponieważ ci uchodźcy są biali". Tymczasem to właśnie ta kulturowa bliskość jednoczy i każe działać dniem i nocą. Choć nie brakuje rodaków przypominających bolesne karty wspólnej historii, którym Wołyń ciśnie się na usta.