Katarzyna Kocjan - Test żelazka Philips PerfectCare

Dobrana z nas para – tak mogę podsumować nasze pierwsze chwile spędzone z żelazkiem, które z pewnością ma wielkie szanse bycia razem ze mną na wieki.

Prasowanie nie należy do moich ulubionych czynności. Muszę przyznać, że Philips PerfectCare Silence zmienił diametralnie mój punkt widzenia na postrzeganie tego typu domowych obowiązków. Prasowanie stało się znacznie przyjemniejsze, szybsze i nie jest już tak męczące.

Ale po kolei. Zacznę od wyglądu. Żelazko ma dosyć pokaźne rozmiary, zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia ze stacjami parowymi. Tak było w moim przypadku i do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że żyłam w takiej niewiedzy, która przekładała się na wielkie męki przy desce do prasowania. Zachwyca jego kobiecy design, który sprawia, że stojąc nawet w salonie, jest jego ozdobą i nie razi po oczach. Żelazko, po zdjęciu z podstawy, która posiada specjalne zabezpieczenie, jest niezwykle lekkie i poręczne. Na uwagę zasługują gumowe zabezpieczenie na podstawie, które pozwalają położyć gorące żelazko, bez obaw o stopienie się plastiku. Długi kabel umożliwia spokojne lawirowanie pomiędzy zagnieceniami, kołnierzykami i rękawami.

W podstawie żelazka znajduje się duży, pojemny zbiornik na wodę, który bardzo łatwo napełnić wodą z kranu. Tak, z kranu, bez obaw o tworzenie się kamienia, a to wszystko za sprawą pokrętła Easy De- Calc, które umożliwia czyszczenie z osadu i kamienia. Nie musimy jednak o tym pamiętać, bo umieszczony w stacji parowej przycisk De Calc sam nas o tym informuje, migając.

Żelazko jest gotowe do pracy po około 2 minutach, co sygnalizuje ciągłe światło, które w czasie rozruchu miga. Samo  żelazko jest bardzo proste w obsłudze. Posiada tylko...dwa przyciski. Jeden został umieszczony w rączce żelazka po wewnętrznej stronie -  przycisk włączania pary. Drugi z kolei, na zewnętrznej stronie rączki -powoduje silne uderzenia pary. Mnie zachwyciło brak regulacji temperatury, co uczyniło prasowanie znacznie szybsze, bez konieczności majstrowania przy pokrętle i czekania, aż urządzenie osiągnie odpowiednią temperaturę. Żelazko radzi sobie doskonale i z koszulami mojego męża, które spędzały mi dotąd sen z powiek, moimi apaszkami, dżinsami i bluzkami z delikatnych tkanin. Jakie to przyjemne - prasować wszystko po kolei, bez segregacji, bez obawy o przypalenie czy strach, że ubrania będą się świeciły. Co więcej, silniejszy wyrzut pary powoduje, że ubrań nie muszę prasować z każdej strony,  bo przeciągając żelazkiem jedną, druga wygląda jakby była wyprasowana. Sama stopa żelazka jest bardzo praktycznie wyprofilowana, co doceniłam przy kontakcie urządzenia z koszulami: bez trudu docierała do miejsc przy kołnierzyku, między guzikami i przy mankietach. Na podkreślenie zasługuje fakt, że podczas prasowania żelazko można bez problemu odstawiać w poziomie na deskę, bez obaw o przypalenie materiału, którym jest pokryta. Choć obawiałam się sprawdzenia tego, po chwili przekonałam się, że obiecywana przez producenta technologia OptimalTemp działa!

Przetestowałam też prasowanie w pionie. Na pierwszy ogień poszły marynarki męża i moje płaszcze. Żelazko radzi sobie doskonale z zagnieceniami. Trzeba tylko bardzo uważać, żeby podczas pionowego prasowania ubrań nie trzymać np. rękawów drugą ręką, bo wydobywający się z żelazka strumień pary naprawdę ma "parę"!

Producent pomyślał również i o tych bardziej oszczędnych, co obwieszcza przycisk Eco. Ja jednak korzystam z niej sporadycznie, bo tak, jak pisze producent, żelazko wydziela wówczas mniejszą ilość pary i wydaje mi się, że prasowanie nie będzie tak efektowne.

Podsumowując: Philips PerfectCare wyzwolił we mnie parę do...prasowania! Żelazko godne polecenia.

.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas