Reklama
Razem dla zwierząt

Tu na Ziemi jest bezdomny. Dom buduje sobie w niebie

Jakie marzenie może mieć bezdomny? Skoro nie choruje, jaki jest jego przepis na zdrowie? I w końcu... jaki ma patent na życie i swoje szczęście?

Pamiętacie czarnego labradora imieniem Korso, o którym pisaliśmy dokładnie rok temu? Wraz z Fundacją Psi Los właśnie ponownie go odwiedziliśmy. Tym razem zapytaliśmy jego niezwykłego opiekuna, bezdomnego pana Mirosława, o przepis na życie, zdrowie, szczęście, a także o największe marzenie.

Pan Mirosław mieszka w bunkrze na plaży w okolicach Ustronia Morskiego. Przygarnął psa kilka lat wcześniej. Psiak pozostawiony bez opieki, prawdopodobnie wyrzucony, błąkał się po Kołobrzegu. Pan Mirek nie przeszedł obok niego obojętnie. Zaprzyjaźnił się z nim, otoczył opieką. Tak zaczęła się ich wielka przyjaźń. Przyjaźń, która, jak mówi sam bezdomny, nauczyła go wielu rzeczy, między innymi... sztuki przetrwania.

Reklama

- To mój pies Korso pokazał mi, a jestem bezdomnym od wielu lat, jak znaleźć jedzenie - opowiada pan Mirek. - Odkąd jest przy mnie, nigdy nie chodzę głodny. To przy nim zacząłem się naprawdę odżywiać. Nie potrzebuję za wiele. Korso zawsze wybiera śmietniki przy dużych sklepach. A tam leży pełnowartościowe jedzenie z bliskim terminem ważności albo lekko przeterminowane - dodaje.

Przepis na życie według bezdomnego

Po niespełna roku znów miałam okazję rozmawiać z panem Mirkiem. Ta rozmowa utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że nie jest zwykłym bezdomnym. To człowiek, który swoją sytuację życiową traktuje, jak drugą szansę w życiu daną przez Boga. Pisze o tym wiersze i rozdaje je napotkanym ludziom, z którymi się zaprzyjaźnia.   

- Mimo, że jestem bezdomny nie stoczyłem się na dno. Co więcej, bardziej przyjąłem do serca Jezusa Chrystusa. Tu na Ziemi nie mam swojego domu, to fakt. Jednak swoim prawym postępowaniem, swoim życiem buduję go dla siebie w niebie, w swoim sercu. Dom mój będzie otwarty dla małych, żeby dojrzeli w swojej wielkości, ale także dla wielkich, żeby dojrzeli w swojej małości - wyjaśnia pan Mirosław.

Kiedy zapytałam go, czego nigdy nie będzie żałował, odpowiedział, że swojego sposobu na życie, tego, że świadomie zdecydował się zerwać ze schematami, w które był uwikłany.

- To moja bezdomność spowodowała, że miałem odwagę oderwać się od rutyny, którą wcześniej żyłem. Obecnie żyję tu i teraz - "jutro" dopiero nastąpi, a "wczoraj" to już historia. Cieszę się, że wyszedłem z tego zakłamanego życia.

- Kiedyś żyjąc w schematach nie zauważałem ich, nie rozumiałem, po co i na co mi one były. Dopiero teraz,  gdy się ich pozbyłem, to rozumiem. W przeszłości miałem wiele oczekiwań, także tych materialnych.  Dzięki bezdomności, oderwaniu się od rutyny, pozbyłem się wszelkich lęków - lęki się nabywa żyjąc w tej zafałszowanej cywilizacji - im więcej masz, tym bardziej boisz się, że to stracisz i nie umiesz się tym cieszyć - dodaje. - Najbardziej pomaga mi w tym Bóg. Doznaję jego obecności. Jak ja mogłem wcześniej być tak ślepy, tak głuchy... Nie wiem.

Przepis na zdrowie według bezdomnego

Pan Mirek, mimo, że od ponad czterech lat mieszka w niewyobrażalnie trudnych dla nas warunkach w bunkrze na plaży, nigdy nie choruje. Zatem zapytałam go, co trzeba zrobić, by mieć taką odporność. 

- Odkąd mieszkam tu nad morzem wcale nie choruję. Czasem pojawi się jakiś przelotny katar. Ja to nazywam "parasolem Pana Boga". Żyjąc tak prosto zrozumiałem, jak niszczycielskie jest życie w tej cywilizacji. My siebie katujemy, niszczymy się niezdrowym jedzeniem i trybem życia. Ciągle się stresujemy, bo się lękamy, że stracimy to, co mamy.

- Receptą na zdrowotność jest leczenie przyczyny, a nie skutków, zmiana podejścia do różnych kwestii. Trzeba mniej jeść - tylko wtedy, kiedy się jest głodnym, a pić wtedy, kiedy się jest spragnionym. Oczywiście, sam też zjadam niezdrową żywność, ale w niewielkich ilościach. Nie poluję, nie wędkuję, a to dlatego, że nie umiałbym zabić np. złowionej ryby - przyznaje pan Mirek.

- Nie należy jeść dla samego jedzenia. Sytość, bezpieczeństwo i wygoda to bariery dzielące nas od Pana Boga. Jeżeli się na niego otworzymy, to wtedy zaczniemy żyć naprawdę. Odczujemy ten krzyż, który tu jest. Kiedyś tego nie rozumiałem - zrozumienie przyszło z czasem i prostotą życia, którą wybrałem.

Przepis na szczęście według bezdomnego

Zapytałam pana Mirka również o to, czy tu na plaży zostanie na zawsze, czy myśli o tym, aby gdzieś się kiedyś jednak przenieść.

- Czy myślę o przeprowadzce? To jest moja wędrówka z głowy do serca, czyli tu nad morze. Mam świadomość, że kiedyś trzeba będzie zrobić najtrudniejszą rzecz, czyli powrócić tam, gdzie się urodziłem, aby objąć Pana Boga całym sobą - sercem, rozumem i duszą.

- Bo najważniejsze w życiu to oczyścić serce i poznać samego siebie. Tak. Trzeba odważyć się żyć własnym życiem, nie robić z siebie gwiazdora. Odnaleźć w sobie Pana Boga, Pana Jezusa i pokochać samego siebie.

Przyjaźń jest najważniejsza

- Ja naprawdę nie posiadam nic, oprócz Korso, tego mojego najwierniejszego przyjaciela, współtowarzysza życia. I z nim związany jest mój jedyny lęk - że prędzej czy później go stracę... Oby jak najpóźniej. On jest darem od Pana Boga. Przynajmniej na jakiś czas... - zasmuca się bezdomny.

Krakowska Fundacja Pis Los już rok zajmuje się psem pana Mirosława. Opłaca badania, wizyty u weterynarza oraz co miesiąc przesyła potrzebne leki. Regularnie dostarcza również specjalistyczną karmę.   

- Nie spodziewałem się aż takiej pomocy od Fundacji. Rok temu spadliście mi prosto z nieba. Jestem wam strasznie wdzięczny, bo mimo, że poważnie chory, to Korso wciąż żyje - wzrusza się Pan Mirosław.

Jedyne marzenie bezdomnego?



Zapytałam bezdomnego o jego największe marzenie.

- Marzę o tym, by Korso stanął na te cztery łapy, żeby jakoś doszedł do siebie, ale zdaje się, że on już tak dociągnie... Jeśli Pan Bóg chce, żeby Korso był taki schorowany, to niech już taki będzie. Ja go nie wygonię, nie kopnę, nie odrzucę.

- Czasem trochę się na niego denerwuję, ale bardzo rzadko, bo to cudowny pies. Czy marzę o czymś jeszcze? Chyba nie. Ludzie stawiają sobie bardzo dużo oczekiwań, a te oczekiwania ich przerastają.

Pomóżmy spełnić to jedno jedyne marzenie pana Mirka i sprawmy, by Korso jak najdłużej cieszył się życiem.

Jeżeli ktoś z Państwa chciałby wesprzeć leczenie chorego na serce psiaka, prosimy o przekazanie dowolnej wielkości darowizny na podany poniżej numer rachunku bankowego.

Psi Los Fundacja im. Joanny Krupińskiej
30-071 Kraków, ul. Rolnicza 4/23
Alior Bank S.A.
Numer rachunku bankowego:
14 2490 0005 0000 4500 5927 8863
Tytuł wpłaty: Korso


Darowiznę można także przekazać za pomocą szybkich przelewów bankowych TUTAJ lub TUTAJ

Jeżeli jesteście w stanie wspomóc pana Mirosława darami w postaci żywności np. konserwy lub inne gotowe do spożycia szczelnie zamknięte produkty - wszystkie dary prześlijcie na podany poniżej adres Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Potrzebne są także środki czystości, proszki do prania. Przede wszystkim woda zdatna do picia...

Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej
78-111 Ustronie Morskie
ul. Osiedlowa 2 B
z dopiskiem "Dla Pana Mirosława"

Skoro Fundacja Psi Los jest już nad morzem, zorganizowała akcję czipowania

Fundacja Psi Los oraz Międzynarodowa Baza Danych Safe - Animal serdecznie zapraszają do wzięcia udziału w kolejnej akcji darmowego, elektronicznego znakowania psów mikroczipem, która odbędzie się w sobotę 16 maja 2015 roku w godzinach od 10:00 do 15:00 w Gabinecie Weterynaryjnym pani Agnieszki Cios mieszczącym się w Ustroniu Morskim przy ul. Kolejowej 61. Wszystkie oznakowanie elektronicznie mikroczipem zwierzęta zostaną także bezpłatnie zarejestrowane w bazie Safe - Animal. Szczegóły dotyczące akcji znajdą państwo tutaj.

Magdalena Tyrała


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy