Reklama
Ślub i wesele

Monarsze zaślubiny

Ceremonie, które na zawsze przeszły do historii, dzięki czemu nawet po wielu stuleciach pozwalają odległym pokoleniom poznać obyczaje weselne, osoby nowożeńców czy imiona ludzi, jacy towarzyszyli im w tym uroczystym dniu… Zapisane na kartach kronik albo odmalowane w listach, które przedstawiciele dyplomatyczni wysyłali do swych mocodawców, są nieocenionym źródłem wiedzy o dawno minionym czasie.

Pierwszym polskim królem, którego gody opisał wielce dokładnie na kartach swej słynnej kroniki kanonik Jan Długosz, był Kazimierz Jagiellończyk, syn Władysława Jagiełły i Sonki Holszańskiej.

Zimowa słota, brzydka oblubienica i kłopoty przed ołtarzem

            Czytając zapiski Długosza, można by sądzić, że dwudziestosiedmioletni król Polski brał ślub pod nie najlepszymi prognostykami. Z początkiem lutego 1454 r. na Kraków, już odświętnie przybrany jodłowymi girlandami i z wywieszonymi kobiercami, spadł nagły wiatr halny i zamienił zlodowaciały śnieg pokrywający ulice w grząskie błoto. Czeladź miejska i pachołkowie służący u patrycjuszowskich rodzin ledwie zdążyli je zgarniać.

Reklama

Niedługo potem zaczął padać rzęsisty deszcz - akurat wówczas, gdy z wawelskiego wzgórza zaczął zjeżdżać królewski orszak podążający na spotkanie narzeczonej władcy. Król Kazimierz "wspaniale i przepysznie wydawał się w swoim stroju pełnym blasku, gdyż samo siodło, wędzidło, strzemiona i odzienie królewskie warte było 40 tysięcy czerwonych złotych". Podobnie imponująco prezentowali się otaczający władcę panowie.

Niestety, ulewny deszcz sprawił, że "te bogate stroje ze szczętem przemokły i poniszczały". Na spotkanie królewskiej oblubienicy, Elżbiety Rakuszanki, córki króla niemieckiego i węgierskiego Albrechta II Habsburga i Elżbiety Luksemburskiej, ze wszystkich krakowskich kościołów wyszły procesje niosące chorągwie i figury świętych, ale ulewa połączona z wichurą sprawiły, że idący w nich ludzie - zamiast witać orszak księżniczki - szybko cofnęli się do wnętrz świątyń. Ociekający wodą król Kazimierz w otoczeniu równie przemokniętego orszaku pominął zwyczajowe oracje powitalne, w zamian za to zabrał księżniczkę do karety królowej matki i wszyscy szybko odjechali na Wawel.

Dopiero teraz monarcha mógł przypatrzeć się pannie, jaką następnego dnia poprowadzić miał do ołtarza. Siedemnastoletnia Elżbieta ponoć nie wzbudziła jego zachwytu, nie podobała się też dworzanom i pięknej ongiś królowej matce. Niskiego wzrostu, pochyłej postawy, niezbyt regularnych rysów - żadną miarą nie mogła uchodzić za powabną. Młody król wiedział jednakże, że władcy sami nie wybierają sobie żon i był uprzejmy wobec narzeczonej.

 Następnego dnia, 10 lutego 1454 r., dostojnicy zgromadzili się w wawelskiej katedrze, czekając na zaślubiny Kazimierza Jagiellończyka. Cierpliwość wielmożów wystawiono na próbę, bo ceremonię opóźniły spory pomiędzy kardynałem Zbigniewem a arcybiskupem gnieźnieńskim Janem o to, który z nich ma udzielić ślubu królewskiej parze. Duchowni sprzeczali się kilka godzin, a Młoda Para, królowa matka i dostojni goście czekali z niecierpliwością. Wreszcie kardynał polecił legatowi apostolskiemu Janowi Kapistranowi, by związał stułą dłonie Młodej Pary.

Ten uczynił to, ale konieczne przy ślubie pytania zadawał narzeczonym kardynał Zbigniew, jako że legat, Włoch z pochodzenia, nie znał ani polskiego, ani niemieckiego - ojczystych języków króla Kazimierza i księżniczki Elżbiety... Przez te spory poszczący od rana nowożeńcy i mocno wygłodniali goście dopiero wieczorem zasiedli do weselnej uczty. Gody trwały osiem dni i były wielce huczne.

 Związek zawarty z takimi przeszkodami trwał ponad 30 lat i zaowocował trzynastoma potomkami - sześcioma synami i siedmioma córkami (dwie z nich zmarły w dzieciństwie). Elżbietę Rakuszankę zwano matką królów - czterech Jagiellończyków nosiło korony, a księżniczki poślubiły władców europejskich księstw... Zygmunt, najmłodszy z królewiczów, po bezpotomnej śmierci braci zasiadł na polskim tronie. Jego drugi ślub z włoską księżniczką Boną Sforzą przyciągnął uwagę całej Europy...

Zaślubiny najsłynniejsze

 O tej ceremonii ślubnej głośno było wiosną 1518 r. Oto do Krakowa przybyła dwudziestoczteroletnia księżniczka z włoskiego rodu Sforzów - Bona Maria, od kilku miesięcy poślubiona per procura władcy Polski i Litwy Zygmuntowi Jagiellonowi, by w katedrze na Wawelu złożyć małżeńską przysięgę i zostać koronowaną na królową. Król oczekiwał na orszak Bony w namiocie z purpurowego sukna, w otoczeniu najwyższych dostojników świeckich i duchownych.

Kiedy małżonka per procura zsiadła z konia i wraz ze świetnie przybranymi damami i dworzanami weszła do namiotu, wszyscy, z królem na czele, westchnęli z zachwytu. Okazało się, że przyszła królowa Polski była tak urodziwa, jak w liście do króla opisywał ją Stanisław Ostroróg. Wysoka, smukła, o jasnych włosach i różanej cerze, miała ciemne brwi i rzęsy, białe, równe zęby i piękne dłonie. Bona skłoniła się głęboko królowi, ten przycisnął ją do piersi, po czym wśród huku dział bijących na wiwat oba orszaki odjechały do Krakowa. 

Ślub odbył się nazajutrz, 18 kwietnia 1518 r., w wawelskiej katedrze. Do świątyni wkroczył król Zygmunt w szkarłatnym płaszczu obszytym sobolami, w koronie na głowie. Dwa kroki za nim postępowała Bona we wspaniałej błękitnej sukni haftowanej w złote ule - symbole bogactwa i płodności. Uroczystą mszę, podczas której królewska para złożyła przysięgę małżeńską, a Bonę koronowano na królową Polski, celebrował prymas Jan Łaski i dwóch biskupów. Wieczorem monarsza para i dostojni goście zasiedli do trwającej wiele godzin uczty. Gości oczarowały ściany obite złotogłowiem i zastawa - potrawy podawano na srebrnych misach, a przed królem stał puchar rżnięty w czystym szafirze...

Następnego dnia był turniej i bal, w czasie którego młoda królowa zachwyciła męża i gości tańcem w towarzystwie dwóch dworek. Wieczorem Młoda Para zaprosiła do ślubnej komnaty na marcepany i przednie wino najdostojniejszych spośród swoich gości. Grali lutniści, a przy poczęstunku opowiadano wesołe historie i swawolne dowcipy. Gdy wybiła północ, goście pożegnali się i nowożeńcy zostali sami.

Pierwsza wspólna noc nie rozczarowała nowo poślubionych - zwrócono uwagę, że podarki, jakie następnego dnia wręczył królowej Bonie podskarbi w imieniu króla były wielce okazałe. Sforza dostała cztery wspaniałe złote łańcuchy, trzy złote wisiory, wiele garści drogich kamieni i pereł oraz cztery sztuki drogocennych materiałów na paradne suknie w barwach purpury, złota, błękitu i zieleni...

Cztery kolejne dni wypełniły weselne biesiady, turnieje, tańce i podziwianie wspaniałej wyprawy Panny Młodej złożonej z kobierców, haftowanej pościeli, wytwornych strojów, klejnotów, srebrnych i złotych naczyń oraz mebli z drogocennego drewna. "Tak bogatej i pięknej, jakiej żadna królowa tych czasów w dom swego męża nie wniosła" - pisał później kronikarz.

Te wspaniałe gody były początkiem trwającego ponad 30 lat - aż do śmierci króla Zygmunta - małżeństwa. Rychło na świat przyszła szóstka dzieci - cztery córki i następca tronu Zygmunt (drugi syn królewskiej pary, wcześniak, zmarł wkrótce po urodzeniu).

Bona okazała się władczynią, jakiej wśród polskich królowych nie było. Energiczna, rozsądna, gospodarna, mądrze zarządzała swymi majętnościami. Wprowadziła na dwór, a co się z tym wiązało - także do życia wyższych sfer, europejskie obyczaje, włoską sztukę i kulturę. Jednocześnie bywała też despotyczna, uparta i sprzeciwiająca się mężowi oraz panom królestwa w politycznych kwestiach, co budziło ich zdecydowaną niechęć. Niemniej im bliżej naszych czasów, tym historycy lepiej oceniają dokonania jedynej Włoszki na polskim tronie.

MAGAZYN WESELE/ tekst: Bogna Wernichowska

Magazyn Wesele
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy