Reklama

Sylwia Gliwa: Odrzucić złe emocje

Jak mówi, aktor musi się "otrzepać" po pracy i ona już wie, jak to zrobić. Po latach w show-biznesie jest silna i świadoma siebie. Nam opowiada o marzeniach, synku, partnerstwie i ciągłym pragnieniu poznawania nowego...

Serial "Na Wspólnej", w którym grasz od początku, właśnie obchodzi 15. urodziny. To dla ciebie na pewno okazja do przemyśleń.

Sylwia Gliwa: - 15 lat temu byłam kimś całkiem innym - i mentalnie, i wizualnie, i społecznie. Na pewno byłam bardziej zagubiona. A 15 lat pracy przy jednym projekcie to duże wyróżnienie - cieszę się, że TVN od tak wielu lat chce ze mną współpracować. Powodem do radości jest dla mnie również fakt, że cały czas gram tak, jakby to był mój pierwszy dzień zdjęciowy, mam na myśli zaangażowanie. Ta praca wciąż jest dla mnie interesująca. Nie chciałabym z niej rezygnować także dlatego, że na planie panuje wspaniała atmosfera.

Reklama

Ktoś jest ci szczególnie bliski?

- Najlepiej bawię się na planie z Waldkiem Błaszczykiem, z którym tworzymy serialową parę. Taki partner to skarb. To niezwykle mądry człowiek, który nigdy nie przekracza granic. A to szczególnie ważne w naszej pracy, bo aktorzy są ludźmi wyjątkowo wrażliwymi i wystarczy mały prztyczek w nos, żeby dusza bolała.

Mówiłaś, że granie Moniki Cieślik dużo cię kosztuje, bo to mało pozytywna postać. Polubiłaś ją?

- Był taki czas, że Monika dużo kłamała i manipulowała, więc emocje, wokół których się kręciłam, nie były zbyt zdrowe. A ja wtedy nie umiałam jeszcze się z nich "otrzepać" - nie umiałam odłożyć postaci na bok i iść do domu. Teraz jest już inaczej - Monika jest nieco inna. Zaczęłam dobrze bawić się tą postacią.

Zaczęłaś też grać więcej na scenie - można cię oglądać w teatrach Kamienica i Komedia w Warszawie. Co planujesz dalej?

- Na razie stawiam na rozwój w teatrze. Zleciłam też napisanie sztuki na podstawie własnego pomysłu. Nie chcę na razie zdradzać więcej, ale będę próbowała doprowadzić do wystawienia tej sztuki i zagrania w niej. A moje największe marzenie to projekt teatralny, z którym mogłabym jeździć po świecie. W ten sposób połączyłabym pracę z podróżowaniem, którego bardzo mi brakuje.

To marzenie zawodowe, a co z innymi? Na Facebooku rozwiązałaś jeden z testów i wyszło ci, że zostaniesz mamą bliźniaków...

- To był żart, rozbawiło mnie, że Facebook zajmuje się wróżeniem. Ale miło byłoby zostać mamą jeszcze raz, a bliźniaki? Super, dwójka za jednym zamachem. Zobaczymy, co przyniesie życie.

Jesteś mamą sześciolatka. Jak go wychowujesz?

- Najważniejsze, żeby moje dziecko wiedziało, że mam do niego szacunek i kocham je bez względu na wszystko. Chcę, żeby rozumiało, że na świecie jest dobro i zło - żeby umiało przechodzić koło zła rewolucyjnie albo wiedziało, jak się przed nim ochronić. Chcę, żeby mój syn był dobrze wyedukowany, ale też, żeby nikt nie zabierał mu dzieciństwa. Dbam, aby się dużo ruszał. Ma zajęcia sportowe, ale nie należę do mam, które ciągle bodźcują dziecko i planują mu cały tydzień.

A skąd ty czerpiesz energię? Ze sportu?

- Ostatnio, niestety, brakuje mi na to czasu i dostaję tylko rachunki z siłowni, do której nie zaglądam. Muszę do sportu wrócić. Powoduje on, że lepiej się czuję, szczuplej wyglądam, a głowa sprawniej mi pracuje.

Nie masz czasem poczucia, że dziś jesteśmy poddani presji, by być fit?

- Z dużą nadwagą nikt nie może czuć się dobrze, ale nie ma co na siłę robić z siebie królowej fitnessu. Wystarczy dbać o ciało, bo przecież to maszyna, która musi być sprawna codziennie.

Na twoim profilu na Instagramie raczej nie ma zdjęć, na których chwalisz się figurą, co robią inne gwiazdy. Dlaczego?

- Fajnie, że są ludzie, którzy mogą zadbać o sobie kompleksowo. Mnie nie wystarcza na wszystko czasu... Mam dwa etaty: pracę i dom. Rodzina, kiedy się chce, aby wszyscy byli zadbani, pochłania mnóstwo czasu. 14 dni w miesiącu spędzam na planie serialu, reszta to wieczory w teatrze. Ważne jest nie tylko dbanie o ciało, ale też o umysł. Mam potrzebę czytania, poznawania, podróżowania...

Gustujesz zwłaszcza w książkach psychologicznych. Mówisz, że aktor musi być psychologiem.

- Oczywiście. Aby zbudować dobrą rolę, trzeba pogrzebać nie tylko w sobie, ale przede wszystkim znaleźć pierwowzór postaci. Ja go znajduję i w literaturze, i w życiu.

Czy znajomość psychologii oznacza, że aktorzy mają lepsze wyczucie ludzi?

- Bardzo szybko czytam z ludzkich twarzy emocje, tiki, mowę ciała, nerwowy uśmiech... Dużo widzę.

Te umiejętności pomagają w wyborze odpowiedniego partnera? Nie potrzebowałaś wiele czasu, by zdecydować się na ślub, a z mężem Marcinem Biernackim tworzycie udaną parę już od siedmiu lat.

- Po prostu zakochałam się, nie zrobiłam tabelki w Excelu ze wszystkimi "za" i "przeciw".

To jednak jest jakaś umiejętność - wybór właściwego partnera.

- Każdy z nas powiela zachowania rodziców, więc warto przyjrzeć się rodzinie partnera. Było też dla mnie ważne, że mój ukochany jest po prostu kulturalny, wrażliwy, z imponującym poczuciem humoru. Ale małżeństwo to też praca - nauczyłam się robić krok w tył, bo w związku dopiero wtedy, kiedy w sporze jedno robi krok w tył, można pójść razem do przodu.

Praca nad związkiem jest trudniejsza, gdy ma się dziecko. A u was pojawiło się ono dość szybko. Zdążyliście się sobą nacieszyć?

- Miałam 34 lata, gdy poznałam męża, on 36. Wiedzieliśmy, że nie zależy nam na romansiku, ale na poważnym związku. Pragnęliśmy dziecka, bo chcieliśmy mieć rodzinę.

Z kim się przyjaźnisz? Z ludźmi z branży?

- Słowo "przyjaciółka" rezerwuję dla osób, z którymi łączy mnie wyjątkowo dużo. Moi znajomi to głównie postaci spoza branży. Wielu aktorów to ludzie, którzy ciągle grają, nie tylko na planie. Wolę przebywać wśród bardziej zwyczajnych ludzi, którzy są osobowościami, i którzy, w mojej ocenie, robią ciekawe rzeczy.

Do kogo możesz zadzwonić z problemem o trzeciej nad ranem?

- Mam męża, brata, mamę. Do nikogo innego nie dzwoniłabym o trzeciej nad ranem (śmiech). Cenię sobie czas na sen - i swój, i czyjś. Mam koleżanki, którym ufam.

Agnieszka Niedek

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy